Nauczycielka po niecałym miesiącu zrezygnowała z etatu w publicznym przedszkolu. Rodzicom jest przykro, ale rozumieją panią od angielskiego. Pracując w domu i ucząc dzieci na prywatnych lekcjach, anglista zarobi kilkakrotnie więcej niż w placówce edukacyjnej. Zobaczcie, jakie ogłoszenie pojawiło się w jednym z łódzkich przedszkoli.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Praca nauczyciela jest wymagająca, a zarobki nie są wprost proporcjonalne do poświęcenia w tym zawodzie, także w przypadku nauczycieli przedszkolnych.
W pewnej łódzkiej placówce publicznej nauczycielka angielskiego zrezygnowała z pracy po niecałym miesiącu pracy - rodzice byli tą sytuacją bardzo rozczarowani.
Rodzice przedszkolaków rozumieją jednak anglistkę, która prowadząc prywatne lekcje, będzie miała dużo lepsze zarobki i dużo większy komfort pracy z dziećmi. Witajcie w realiach polskiej edukacji.
Przykre ogłoszenie dla rodziców i dzieci
Praca nauczyciela to wymagający zawód, którego niestety w naszym kraju nadal bardzo się nie docenia. Nie dalej jak kilka dni temu nawet minister edukacji, Przemysław Czarnek stwierdził, że niektórzy nauczyciele mają mniej pracy, więc i zarobki powinni mieć mniejsze. Nie mówimy tu tylko o nauczycielach w szkołach, ale również o tych, którzy uczą w przedszkolach i zerówkach.
Ci również nie mają łatwo – praca z maluchami jest wymagająca, trzeba się wykazywać ogromem kreatywności i cierpliwości do kilkulatków. O pewnej przykrej sytuacji z nauczycielem zatrudnionym w przedszkolu opowiedział rodzic, który opisał sytuację z przedszkola swojego dziecka. Post udostępnił również na grupie facebookowej "Jestem rodzicem i jestem przeciwko #LexCzarnek".
W jednym z łódzkich przedszkoli od początku 2023 roku miały ruszyć zajęcia dla dzieci z języka angielskiego. W podstawie programowej jest zapis, że przedszkola mają obowiązek włączyć do nauczania przedszkolnego zajęcia z języka angielskiego w wymiarze jednej godziny tygodniowo. Na podstawie postu jednego z ojców nie wiadomo, czy angielski wcześniej u jego dziecka w grupie się odbywał. Wiadomo jednak, że od tego roku miała przyjść nowa pani, która miała prowadzić zajęcia we wszystkich grupach przedszkolnych po godzinie tygodniowo dla każdej z nich.
Praca w publicznym przedszkolu jest nieopłacalna
Na tablicy ogłoszeń, na której wisiało ogłoszenie i harmonogram zajęć, po niecałym miesiącu od rozpoczęcia przez anglistkę pracy, na ogłoszeniu przyczepiono nową kartkę z odręczną informacją: "Pani zrezygnowała z pracy". Ta wiadomość jest tak krótka, a tak wymowna, prawda?
Nie zostało napisane, dlaczego pani od angielskiego zrezygnowała, ale można się domyślać, że po prostu warunki pracy w przedszkolu musiały ją przerosnąć. To wymagające pracować z dużą grupą maluchów, które nie zawsze umieją się skupić, a zarobki nie są w ogóle proporcjonalne do tego, ile praca w przedszkolu wymaga od nauczyciela. W poście ojciec przedszkolaka z tej placówki napisał:
"Mój syn właśnie stracił szansę na naukę angielskiego w przedszkolu. Jedno ze swoich praw. Może je odzyska. Może nie. Na szczęście państwo daje mi kilka stówek, więc mogę mu wynająć PRYWATNE lekcje (teoretycznie). Albo nie, bo ma też inne potrzeby. A do tego: dowozić go. Czekać. Odwozić. Przekonywać, że to zmęczenie mu się OPŁACA. Tracić część dnia pracy albo odbierać mu np. część soboty".
Rodzice są rozczarowani, ale rozumieją anglistkę
Rodzice są wściekli i nikt im się nie dziwi. Bo ich dzieci mają prawo do tych zajęć, a nie ma nikogo, kto by je poprowadził. Nie za takie pieniądze, jakie otrzymują nauczyciele w publicznych placówkach edukacyjnych. Taka pani od angielskiego zapewne na prywatnych lekcjach, które będzie prowadzić w swoim domu z kilkoma grupami po 1-3 dzieci będzie mogła zarobić podobne pieniądze jak w publicznym przedszkolu. Albo nawet lepsze.
A komfort pracy jest zupełnie inny, może się skupić na nauce z kilkulatkami, poświęcić im maksimum czasu i uwagi, na które przecież każde dziecko zasługuje i ma do tego prawo. Co z tego, że prawo ma, jak w publicznej placówce skorzystać z niego nie może? Pod postem, który sfrustrowany ojciec zmieścił także na grupie "Jestem rodzicem i jestem przeciwko #LexCzarnek", wielu rodziców napisało komentarze. Oto kilka z nich, które pokazują, w jakim miejscu jest polskie szkolnictwo [pisownia oryg. - przyp. red.]:
"Ma rację. Na korkach dorobi się 4 razy tyle!! Dopóki kraj się nie obudzi , zacznie szanować ten zawód, jak przed laty, będzie tylko gorzej. Dajmy normalne zarobki, zacznijmy doceniać".
"Smutny obrazek... a smutniejsze to, że takie historie są w całej Polsce... Szkoda, że za błędy rządzących ostatecznie muszą płacić dzieci i ich rodzice...".
"Nikt nie zrozumie kto nie rozumie z jakiego powodu strajkowali nauczyciele…rodzice nie zrozumieją prześladowanej podstawy programowej i wszystkich absurdów z powodu których nauczyciele strajkowali…dochody to był tylko jeden z powodów… smutne ale prawdziwe".
"Dlaczego mnie to nie dziwi ? Nauczyciel j.angielskiego w państwowym przedszkolu zarobi za pół godzinną lekcję jakieś 12-14zł. Dodam, że grupy liczne. Często ok 24 dzieci. W tym dzieci z orzeczeniem z poradni. Przygotowanie do jednej lekcji w przedszkolu wymaga o wiele więcej pracy niż w SP. Samo prowadzenie zajęć, wymaga ciągłej zmiany " akcji" i mnóstwo energii i pomysłów. A to wszystko za 12 zł".
"uslugi publiczne juz baardzo dawno leżą, naszymi prawami obywatelskimi juz nikt sie nie interesuje. w swoim najlepszym interesie i twojego dziecka przenies je do prywatnego przedszkola z angielskim i zbieraj kase na podstawowke niepubliczną. w podstawówce publicznej bedzie to samo co w przedszkolu publicznym, wieczne wakaty i udawanie realizacji czarnkowego materialu. Mądrzy ludzie (niekoniecznie bogaci) inwestują w edukację swoich dzieci bardzo duze pieniądze, bo wiedzą ze to się opłaci kazdemu pokoleniu, im i ich dzieciom. masz 500+, dołóż resztę, moze babcia i dziadek ci dołożą ze swojej 13i14, i wykup usługę edukacyjną na własnych zasadach, bo na państwo polskie to już od dawna nie ma co liczyć".
"Miała prawo odejść, powodów może być tysiąc. A drzwiami i oknami się pchać do przedszkoli nie będą za takie pieniądze".
A wy co uważacie na temat takiego rezygnowania nauczycieli z pracy? Ważniejsze są zarobki czy może jednak misja i chęć pracy z dziećmi?