"Moje dzieci dostaną od Mikołaja używane zabawki. Powiem wam, dlaczego to ważne"
List do redakcji
07 grudnia 2022, 13:49·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 grudnia 2022, 13:49
"Zaczęłam to robić, gdy dzieci były malutkie. Uznałam, że dla malca jest to bez różnicy, czy siedząc pod choinką, odczepi metkę i wyjmie zabawkę z oryginalnego kartonu, czy też nie. Swoją tradycję kontynuuje każdego roku, a moje dzieci są zachwycone!" - pisze Monika i wyjaśnia, dlaczego warto w ten sposób podchodzić do Świąt Bożego Narodzenia.
Reklama.
Reklama.
Zabawka to zabawka
"Gdy na świat przyszła moja pierwsza córka rodzina zaczęła dzwonić, z pytaniem 'co Mania chce dostać od Mikołaja?'. A co może chcieć 4-miesięczne dziecko? Absolutnie nic! Niemowlę chce mieć przecież suchą pieluchę i czuć się bezpiecznie. Niby taki maluch już powoli zaczyna się bawić, ale to nie jest tak, że ma marzenia i pisze listy do Mikołaja. Mimo że to miły gest, nie chciałam zbędnych bambetli i rzeczy, których nie chcemy i przede wszystkim nie potrzebujemy.
Żeby było jasne, ogólnie podoba mi się zwyczaj obdarowywania i cała ta historia z Mikołajem, jednak uważam, że w przypadku bardzo małych dzieci to taka zabawa jest zbędna. Z biegiem lat oczywiście córka zaczęła mieć marzenia. Podobnie i syn, który urodził się 3 lata temu. Mimo upływu lat nie poczułam jednak tej potrzeby latania po sklepach w poszukiwaniu najmodniejszych (i najdroższych) w tym sezonie zabawek.
List do Mikołaja czy lista żądań?
Nie mamy telewizora, więc dzieciaki nie znają wszystkich tych zabawek z bieżących reklam. Oczywiście chodzą po sklepach, wiedzą co to Lego, Barbie, Hot Wheels itd. Mają marzenia jak wszystkie dzieci, ale niekoniecznie musi być to interaktywny pluszak za 400 zł, czy zdalne sterowany dinozaur za 260 zł, którego reklama leci w kółko na kanałach dla dzieci.
Gdy pojawiło się pierwsze świadome marzenia córki, owszem chciałam je spełnić, chyba jak każdy rodzic. Jednak ceny niektórych zabawek to naprawdę przegięcie. I nie chodzi o to, że mnie na to nie stać, ale nie uważam, by to było rozsądne, by małe dzieci bawiły się zabawkami za kilka stówek.
Ponieważ podchodzimy do konsumpcji w sposób bardzo świadomy i tego też chcemy uczyć nasz dzieci, wydało nam się naturalne, że i pod choinką jest na to miejsce. Na co dzień robimy zakupy rozważnie, by niczego nie marnować. Korzystamy z ubrań i zabawek po znajomych i szukamy używanych w sieci. Na świecie jest tyle przedmiotów w bardzo dobrym stanie, których już ktoś nie chce, więc po co kupować wszystko nowe?
Dzieci nie mają z tym problemu
Przecież liczy się oczekiwanie, niepewność i prezent pod choinką. Możliwość jego rozpakowania z ozdobnego papieru, ale kto powiedział, że musi być on prosto ze sklepu?
Początkowo uznałam, że przecież maluch i tak nie zobaczy różnicy. Taka zabawka jest identyczna z nową, tyle że bez pudełka, których dzieci i tak nieznoszoną. (Próbowaliście kiedyś uwolnić nową lakę z opakowania przy zniecierpliwionym 2-latku? Więc wiecie, o czym piszę).
Z czasem jednak okazało się, że to czy zabawka jest zupełnie nowa, naprawdę dla dzieci nie ma znaczenia. Cieszą się ze sweterka zrobionego na drutach przez babcię, z używanego domku dla lalek, czy wielkiego pudła mixu klocków, kupionego na wagę gdzieś w sieci.
Co więcej, gdy dostają nowe zabawki, mówią: 'ale moment to Mikołaj był w sklepie?'. Kult fabryki zabawek, w której powstają wszystkie prezenty, jest naprawdę fajny. I wiedzę, że dodaje świętom magii.
Szukając prezentu, trzeba się trochę bardziej wysilić, wsłuchać w potrzeby i pragnienia bliskich. To sprzyja nie tylko kupowaniu rzeczy z listy, ale także robieniu własnoręcznych prezentów. Takie rozwianie uczy doceniania drobiazgów i wzajemnemu obdarowywaniu się z przyjemnością.
Oczywiście jest to bardzo oszczędne rozwiązanie, ale traktuję to jedynie jako bonus".