Czy drugoklasista może myśleć samodzielnie? Czy wolno mu poza schematem wykonywać poprawnie działania matematyczne? Czy dzieci mają obowiązek czytać w myślach nauczycieli? Zastanawiacie się, czemu zadaję wam takie głupie pytania? Pewien utalentowany matematycznie 8-latek też się zastanawia, o co chodzi, bo wykonał na sprawdzianie poprawnie wszystkie przykłady i dostał ocenę "P", czyli najgorszą z możliwych "poniżej podstawy programowej".
Reklama.
Reklama.
Dodawanie jest naprzemienne? I co z tego?
Nauczycielka wręczyła dzieciom sprawdziany. Widniały na nich przykłady dodawania z dwóch składników, polecenie brzmiało: "Wykonaj działania zgodnie z podanym wzorem". Wzór "7+5=7+3+2=12". Chłopiec, którego mama nagłośniła sprawę, wykonał wszystkie działania poprawnie. Każdy przykład rozłożył na trzy czynniki i podał prawidłowy wynik. Czemu więc dostał "P"?
Ponieważ nie przeczytał w myślach nauczycielki, że pierwszy czynnik ma przepisać, a potem dopełnić go do 10 i dodać to, co zostaje... Tak sądzi mama, że to właśnie przyczyniło się do niskiej oceny sprawdzianu chłopca, bo nauczycielka nie wyjaśniła, że dzieci mają koniecznie dodawać cyfry w określonej kolejności.
"Syn 2-klasa SP przyniósł taki oto sprawdzian, za który otrzymał ocenę "P" (najgorsza, oznacza poniżej normy programowej). Wszystkie wyniki są poprawne, rozbijanie czynników z dopełnieniem do 10 również. Pani oceniła go tak, ponieważ oczekiwała, że będą dopełniali do pierwszego czynnika (czego nie ma w poleceniu, ani tego nie mówiła, jedynie przy nauce tej metody zawsze sama tak robiła)" - napisała na jednej z grup kobieta.
Mamo, a może ja nie umiem?
Kobieta słusznie zauważa, że dodawanie jest przemienne, więc nie ma znaczenia, czy dodamy 2 do 8, czy 8 do 2 i tak wyjdzie 10. Chłopiec, który, jak pisze mama, ma umysł ścisły, z matematyką nigdy nie miał problemu, po tym sprawdzianie zwątpił w swoje umiejętności.
"Syn, który ma ewidentnie umysł matematyczny i nie z takimi działaniami sobie radzi, rozbijał tak, jak uważał za wygodniej, bo jak zresztą sam powiedział, Pani w 1 klasie mówiła im że dodawanie jest zamienne. Następnego dnia przyniósł drugie P, za brak zrobionej poprawy tego sprawdzianu. Tylko co on miał poprawiać, dobrze zrobione działania? Miał przynieść te same wyniki? Jak uważacie wy? Bo ja przyznam się, że zgłupiałam. Dodam jeszcze, że syn chwilowo zwątpił po otrzymaniu tej kartki, że umie liczyć. Pani, oddając mu pracę, oznajmiła, że się totalnie pogubił" - kończy smutno.
Internauci, których zapytała o opinię, nie mają wątpliwości, że "P" należy się nauczycielce. Po pierwsze, dlatego że nie powiedziała dzieciom, czego od nich oczekuje, a po drugie dlatego, że brutalnie i niezgodnie ze sztuką oceniła poprawnie wykonane działania.
Jedna z komentujących przyznaje, że jest nauczycielką matematyki i jest zbulwersowana oceną. Tylko, co mama ma powiedzieć 8-latkowi, któremu podcięto skrzydła? Może trzeba zacząć od tego, że warto dziecku wytłumaczyć, że dorośli także się mylą i popełniają błędy, a z nauczycielką umówić się na spotkanie.
Czego uczy szkoła
Trudno jest wytłumaczyć czasem dziecku, jak działa szkoła. Ciężko jest, kiedy dziecko rozumie, co ma do zrobienia, jest kreatywne, zna prostsze metody rozwiązywania problemów, niż te stosowane w szkole. Każdego dnia rodzice tłumaczą dzieciom, dlaczego muszą bezmyślnie przepisywać z książek.
Dziś szkoła powinna uczyć myślenia, kreatywności, samodzielnej pracy, twórczości... I często uczy. Bo na szczęście nie każdy nauczyciel jest taki, jak nauczycielka tego drugoklasisty. W Polsce mamy mnóstwo wybitnych pedagogów, którzy uczą dzieci, aby było im łatwiej w życiu, a nie, żeby "zaliczały" sprawdziany.
Tylko jeśli nadal nikt nie doceni ich pracy, to odejdą. Bo ci najlepsi znajdą inną pracę, a zostaną tacy, jak nauczycielka 8-latka.