Takich rodzin w Polsce jest wiele. Ślub kościelny, bo tradycja, chrzczą dziecko, bo rodzina naciska, posyłają do komunii, bo wszyscy idą. W niedzielę do kościoła chodzą tylko w czasie przygotowań do sakramentu dziecka, poza tym na śluby i pogrzeby. Czasem z palemką, albo koszyczkiem. Poza tym jakoś im nie po drodze.
- Po komunii niech robi, co chce, ale do sakramentu ma przystąpić - mówi Anna o córce. Paulina ma 9 lat, z rodzicami była w kościele w lutym, na pogrzebie dziadka. Teraz chodzi z nią babcia, czasem mama idzie z nią na różaniec, żeby nie wracała sama po ciemku, ale najczęściej wraca z sąsiadami, ich córka chodzi z Paulą do klasy, więc też musi chodzić.
Pytam Annę, czemu posyła dziecko do komunii, skoro sama nie chodzi do kościoła. - Taka tradycja, wiesz, ile teściowa by się nagadała? Jedyna wnuczka, a ona jej w albie nie zobaczy. Przemęczy się parę miesięcy i z głowy, o bierzmowaniu dziś nie myślę. Zresztą teraz jest w szkole średniej, nikt nie będzie sprawdzał, czy chodziła do kościoła.
Wielu znajomych, z którymi rozmawiam, jest w podobnej sytuacji, sami deklarują się jako niewierzący, albo "wierzę, ale nie w Kościół". Jednak dzieci mają przystąpić do komunii, jak wszyscy, być jak wszyscy, pasować do reszty, pasować do obrazu ucznia w katolickim kraju. Tylko czy my jeszcze jesteśmy katolickim krajem?
Wikipedia podaje, że w Polsce 91,9 proc. jest wyznania katolickiego, ale czy to ma się jakkolwiek do rzeczywistości? Przejeżdżając w porze różańca koło kościoła, można zobaczyć plotkujące matki, ojców w kółkach przypominających loże szyderców i ludzi w autach z laptopami na kolanach. Zgaduję, że w kościele w równych rządkach klęczą mali katolicy, średnia wieku 9 lat.
Rodzice udostępniają ochoczo na "twarzoksiążce" kolejne "kwity na pedofilię w kościele", ale wiozą tam dziecko. "Czarna mafia" - wołają, a potem budzą trzecioklasistę w niedzielę do kościółka. No sorry, ale coś tu nie gra. Tradycja to miała na imię dziewczynka w "Misiu" Barei. Jeśli nie wierzysz, nie praktykujesz, po co pchasz dziecko w ten kierat i statystyki?
Żeby w maju wrzucić zdjęcia z wypasionego przyjęcia komunijnego, na które weźmiesz kredyt i podjedziesz z dzieckiem pod kościół limuzyną?
Nieważne, czy wierzysz, czy nie - możesz być dobrym człowiekiem. Nikt ci nie zabroni i nawet palcem wytykać nie będzie. Można mieszkać na wsi, nie przyjmować wizyty duszpasterskiej i nie obudzić się z widłami w plecach. Teściowa, mama, czy nawet prababcia, pogada i przestanie. Jeśli nie jesteście przekonani co do Kościoła - nie posyłajcie tych dzieci.
Mnóstwo ludzi, którzy chodzą po tym świecie, nie kradnie, nie zabija, nie cudzołoży i nie składa fałszywych zeznań. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że większość, ale czy postępują tak ze względu na 10 przykazań, czy dlatego, że te zachowania nie leżą w ich naturze?
Kilka dni temu zrobiło się głośno o księdzu prałacie Eugeniuszu Peplińskim z parafii w Kamieniu Krajeńskim. Ganił wiernych z ambony, ponieważ liczba przyjmujących komunię świętą w jego wspólnocie była "poniżej średniej w Polsce". Akurat w dniu, kiedy w kościołach zliczano, ilu parafian znalazło czas na udział w mszy świętej i ilu do komunii przystąpiło.
To doskonały obraz tego, jak wygląda życie katolika po Pierwszej Komunii Świętej. Nie mówię, że każdego, bo są tacy, którzy szczerze wierzą i nim zaczniecie układać stos, by mnie spalić, powiem wam, że mam w bliskim otoczeniu wielu takich ludzi, z którymi - niezależnie od różnic w poglądach - mało, że potrafimy rozmawiać, to jeszcze się lubimy i spędzamy wspólnie czas z przyjemnością.
Pewnie większość z nich powiedziałaby, że nie jestem najgorszym człowiekiem, jakiego znają. Olga, która należy do wielu przykościelnych wspólnot, powiedziała kiedyś nawet, że chciałaby widzieć tyle miłości do bliźniego u niektórych związanych z kościołem ludzi, ile widzi u nas w domu. Nie trzeba być wierzącym, żeby kochać bliźniego swego, jak siebie samego, więc po co udawać i okazjonalnie bywać katolikiem?
A jednak wielu, którzy tak okazjonalnie korzystają z usług Kościoła, chętnie wytknie palcem Jasia, który jako jedyny w klasie do komunii nie przystąpi. I co z tego, że jego rodzina jest zaangażowana w pomoc słabszym i ubogim?
Posyłanie dziecka do Pierwszej Komunii Świętej w momencie, kiedy nie czujecie się związani z tą wspólnotą to kłamstwo i obłuda. Tak. Rozumiem ludzi, którzy wracają do Kościoła, nawracają się. Rozumiem tych, którzy przechodzą kryzys wiary i tych, którzy postanawiają dopełnić formalności i z tą instytucją się rozstać.
Ale nie jestem w stanie pojąć, po co posyłać dziecko na różaniec, na niedzielną mszę i kazać mu się przygotowywać do komunii, jeśli wiara rodziców jest wątpliwa, a praktyka żadna. Z wiedzy, jaką zaczerpnęłam przez lata, chodząc na lekcje katechezy w szkole i z tego co wyczytałam w Biblii, to katolik powinien wyrzec się obłudy.
Uważam, że lekcje katechezy w szkole nie powinny być ani na pierwszej, ani na ostatniej godzinie zajęć. Ich tam nie powinno być wcale. Jakbyśmy musieli podjąć decyzję, czy chcemy/mamy czas wozić dziecko dwa razy w tygodniu do przykościelnej salki na spotkanie z katechetą do kościoła, to Wikipedia pewnie szybciutko obniżyłaby swoje 91,9 proc. wierzących.
Ile by zostało? Pewnie i tak więcej, niż faktycznie wierzy i potrzebuje sakramentów, ale zdecydowanie mniej, niż dziś. Bo dziś owczym pędem do komunii wciąż idzie większość dzieci w Polsce, ale one po tej okazji nie będą regularnie odwiedzać świątyni. Ile zostanie 10-15 proc.?
Czytaj także: https://mamadu.pl/165823,religia-w-szkole-nie-musisz-deklarowac-rezygnacji-dziecka