Mama ucznia szkoły podstawowej nr 2 Wilkowicach odebrała telefon od wychowawczyni dziecka. Nauczycielka chciała wiedzieć, czy są ateistami, bo uczeń nie jest zapisany na religię. W rozmowie z redakcją Wyborczej mama grzmi, że to pytanie jest niezgodne z prawem, postanowiła ustalić, kto owe ankiety wymyślił.
Reklama.
Reklama.
Telefon niezgodny z prawem
"Chciała wiedzieć, czy jesteśmy niewierzący, czy też może jesteśmy wyznawcami innej religii niż katolicka. Wyjaśniła, że miała o to zapytać na zebraniu, ale zapomniała, i że zobowiązał ją do tego dyrektor, który zbiera dane do ankiety dla Ministerstwa Edukacji i Nauki. Natychmiast odpowiedziałam, że takie pytanie jest niezgodne z prawem i nie zamierzam na nie odpowiadać" - mówiła kobieta w rozmowie z mediami.
Kobieta postanowiła wyjaśnić sprawę w szkole. Zaznacza, że nie chciała na nauczycielkę skarżyć, bo jest świadoma, że ta wykonywała tylko polecenie służbowe, jednak chciała wiedzieć, o jakich ankietach mowa. Dyrektora nie zastała, jednak pani z sekretariatu potwierdziła, że owszem dane są gromadzone, ale na potrzeby urzędu gminy.
Ten potrzebował informacji, żeby zorganizować lekcje religii dla innych wyznań. Tyle że, jak słusznie zauważa mama ucznia, gdyby chciała zapisać syna na lekcje religii, zrobiłaby to sama. A pytanie o wyznanie jest zwyczajnie niezgodne z Konstytucją. "Nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania" - czytamy.
Chodzi o pieniądze
Zdaniem rodziców, to próba "łowienia duszyczek". Gmina tłumaczy, że potrzebuje nie nazwisk, a liczby dzieci, które uczęszczają np. na lekcje z innej niż katolicka religii, bo bielski Urząd Miejski opłaca zajęcia w pozaszkolnych punktach katechetycznych, a następnie przysyła gminie rachunek. Władze Wilkowic chcą wiedzieć, na jaki wydatek muszą być gotowe.
Nic nie tłumaczy tych pytań
Mama ucznia przypomina, że można prowadzić ankiety anonimowe, bo te imienne są formą nagabywania, żeby dziecko jednak na religię zapisać. Kobieta wspomina, że na rozpoczęciu roku nauczycielka pytała uczniów, kto uczestniczył we mszy świętej z tej okazji, a kiedy zgłosiły się tylko dwie osoby, na wyrywki zadawała pytania konkretnym osobom, jaki był powód nieobecności.
"Uważam, że to rolą dyrekcji jest uwrażliwić nauczycieli, by nie zadawali takich pytań" - kończy kobieta.