Kilka tygodni temu media społecznościowe zalała fala zdjęć ubranek w kropki. Rodzice w nocy przed Dniem Kropki malowali bluzeczki przedszkolaków, bo w placówkach ogłoszono, że nazajutrz jest takie święto. Jednak nie wszyscy bawili się dobrze, bo część rodziców uważa, że placówkach dzieci jest za dużo podobnych imprez.
"Czy ja chodzę do przedszkola, czy moje dziecko?" - pytają ironicznie. A przecież rodzicami jesteśmy zawsze, nawet kiedy wyprawiamy dziecko do placówki. Oczywiście wszyscy chcemy, żeby maluch bawił się dobrze i wchodził do sali bez płaczu, ale działania nauczycielek, które tę dobrą zabawę mają zagwarantować, chętnie krytykujemy.
Przedszkole jest darmowe, ale wymaga nierzadko inwestycji, jak choćby w tę pomarańczową bluzeczkę, a na to przecież nie każdego stać. Nie chodzi o te jeden t-shirt, ale o to, że jakiś "dziwny" kolor króluje co miesiąc. I tu pojawia się pytanie, czy jeśli tej bluzeczki nie kupisz, czy twoje dziecko nie będzie tym jedynym nieprzebranym, czy nie będzie mu przykro?
Wśród kłopotliwości owych przebieranek, rodzice najczęściej wskazują, że po pierwsze jest ich za dużo, a po drugie nierzadko są informowani o nich z niewystarczającym wyprzedzeniem. Tylko czy rzeczywiście za każdym razem oznacza to zakupy? Czasem trudno nie odnieść wrażenia, że tę presję tworzymy sobie sami.
Bo najczęściej nauczycielki wyraźnie mówią, że nie trzeba nic kupować, wystarczy jakiś drobiazg, koszulka po starszym bracie, bluza mamy w roli sukienki dla pięciolatki. W każdym domu, w którym jest przedszkolak, prawdopodobnie jest też bibuła albo bristol, a z nich z łatwością można zrobić jakiś drobny gadżet, który będzie odpowiedzią na dzień koloru pomarańczowego, dyni, królewny Śnieżki, czy inny.
Na dzień pidżamy, wystarczy ta, którą dziecko ma w domu, nie trzeba naprawdę nic kupować. Z okazji zbliżającego się Dnia Edukacji Narodowej, zwanego Dniem Nauczyciela, przypominamy - panie z przedszkola nie robią nam na złość. To, że proszą, aby dziecko przyniosło kasztany, wymaga od nas pójścia z dzieckiem na spacer, czyli tego, co w sumie i tak robić powinniśmy.
Każdy, kto przyjrzał się kiedykolwiek pracom na konkurs plastyczny w przedszkolu, wie, że są niekiedy rodzice nadambitni. Tacy, którzy są gotowi o 2.00 w nocy wyklejać pejzaże, wykorzystując ziarenka kuskusu. Tacy, którzy nie pozwolą dziecku nawet samodzielnie zanieść tego dzieła do przedszkola, żeby nie popsuło. Jedyny wkład malucha jest taki, że pojawia się pod pracą jego nazwisko.
Kiedy słyszą, że będzie dzień koloru brązowego, kupią wszystko, łącznie z bielizną w kolorze mlecznej czekolady, bo muszą wygrać, ścigać się, sami sobie udowodnić, że są najlepsi w byciu super. Nie zwalajcie winy na nauczycielki z przedszkola. One każdego dnia stają na rzęsach, żeby mimo braku materiałów zrobić z dziećmi coś fajnego.
A dzieci lubią przebieranki (najczęściej), mało tego, o tych wszystkich świętach zwykle przedszkola informują z wyprzedzeniem, że coś będzie organizowane w placówce. Dziś chyba nie ma przedszkola, które nie miałoby czatu na komunikatorze dla rodziców, a ponieważ w każdej grupie są rodzice-prymusi, którzy wiedzą wszystko...
Możesz zapytać w piątek, co zapowiada się w kolejny tygodniu i wykazać się odrobiną kreatywności przez weekend. Lepiej wykorzystać energię na zrobienie nieidealnego stroju dyni w czasie wspólnej zabawy z dzieckiem, niż tak siedzieć i marudzić.