“Tak nie da się żyć”. Samotność w małżeństwie to cichy zabójca związków
List czytelniczki
10 października 2022, 13:58·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 października 2022, 13:58
W sobotni poranek robicie rodzinne zakupy, potem wspólne gotowanie i spacer - oczywiście wspólny. Dla wielu rodzin jest to tak naturalne, że nawet nie zastanawiamy się nad tym, że dzielenie opieki nad dziećmi na pół, widywanie się w sobotnie popołudnia z przyjaciółmi czy niedzielny obiad u dziadków, to jakiś dar. Paulina zamieniłaby się z każdym, kto powyższe uznaje za normę.
Reklama.
Reklama.
On naprawdę ciężko pracuje
"Kiedy decydowaliśmy się na otwarcie działalności, było jasne, że mąż będzie pracował ponad siły. Budowlanka to nie jest łatwy zarobek, ale liczyliśmy, że nasz komfort życia wzrośnie. Wzrosła zasobność naszego portfela, jednak nie jakość życia. Marek wraca codziennie okropnie zmęczony. Dosłownie potyka się o własne nogi i pada na kanapie" - zaczyna swoją opowieść Paulina.
Kobieta mówi wprost, że na to, że mąż będzie robił cokolwiek w domu, dawno straciła nadzieję. "I choć pewnie rzucą się na mnie feministki, ja nie mam problemu ze sprzątaniem i wbijaniem gwoździ w domu, wiem, jak ciężko on pracuje. Godzę się na taki układ sił. Jednak jest coś, czego nie mogę przeboleć" - dodaje.
Ciągle chodzę sama
"W sobotę po raz kolejny byłam z dziećmi na urodzinach ich koleżanki. Sama, jak zawsze. W szkole starszej córki chyba myślą, że jestem samotną matką, bo jego nie ma nigdy. Na urodzinach, występach i dniu rodziny. Nawet kiedy ma wolne, jak w weekend, nie chce nigdzie wychodzić, mówi, że musi odpocząć od hałasu" - czytamy w wiadomoci Pauliny.
Kobieta dodaje, że nawet na wakacje wyjechała z córkami sama, bo mąż "trochę pracował, a trochę odpoczywał". "Nie chodzimy na imprezy do wspólnych przyjaciół, a kilka miesięcy temu na imieniny jego matki też poszłam sama z dziećmi, bo on nie miał siły. Wszystko rozumiem i to zmęczenie i stres związany z działalności, ale to chyba już nie jest do końca normalne?" - pyta retorycznie.
Rozmowa nic nie daje
"Kiedy próbuję go namówić, niby żartem rzuca, że on się chętnie zamieni. Sam z siebie nie raz przeprasza, że nie wyniósł talerza, czy że musiałam jechać do mechanika sama. Ale poza przepraszaniem niczego nie robi, żeby sytuację zmienić. Moje pytanie, czy pójdziemy razem do kina albo na kolację, zbył jakimś tekstem, żebym poszła z przyjaciółką, a od niego kupiła sobie coś ładnego. Tak się nie da żyć" - podsumowuje kobieta.
"Ewentualnie możemy coś zamówić i zjeść w domu. Kiedyś wychodziliśmy regularnie, dziś to się nie zdarza. Trudno mi się z tym pogodzić, bo wciąż jesteśmy przecież młodzi, mam 35 lat, on 38. Kiedy mamy się bawić, jak nie teraz, szczególnie że teściowa sama powtarza, że ona chętnie zostanie z dziećmi".
Małżonkowie znaleźli się w trudnym do pogodzenia położeniu. Z jednej strony Paulina rozumie sytuację męża, jego zmęczenie i ochoczo bierze na siebie domowe obowiązki. A z drugiej, nie chce pogodzić się z tym, że mąż nie towarzyszy jej w czasie wyjść.
Marek jest zmęczony, wykonuje ciężką pracę, żeby poprawić jakość życia rodziny, ale czy pieniądze to wszystko? Może warto świadomie zrezygnować z niektórych przyjemności i pracować mniej, żeby dać więcej od siebie dzieciom i żonie? Jak to mówią: jeszcze nikt na łożu śmierci nie żałował, że pracował za mało.