
"Kiedy zadzwonił telefon, siedziałem w sali konferencyjnej, omawiając firmowe sprawy z 12 osobami w naszym biurze w Portland. Chwilę wcześniej przyznałem się pracownikom, że w ciągu ostatnich 8 lat nie miałem ani jednego urlopu, który trwałby dłużej niż tydzień".
Wiley nie żyje
Gdy podczas spotkania do mężczyzny zadzwoniła żona, od razu odebrał, wiedział, że to coś ważnego. Mieli między sobą taką umowę, że dzwonią tylko w ważnych sprawach i zawsze odbierają. Usłyszał tylko: "Wiley nie żyje". Żona nic więcej nie powiedziała, tylko że musi się rozłączyć i zadzwonić na 911. Mężczyzna w szoku wybiegł z biura i miotając się, zaczął błagać, by ktoś go zawiózł do domu. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał i szalał z rozpaczy.
Ponieważ doszło do niespodziewanej śmierci dziecka, policja początkowo nie chciała go wpuścić, traktując dom jako potencjalne miejsce zbrodni. Lekarz sądowy w końcu zakończył pracę i pozwolono rodzicom wejść do pokoju. "Położyłem się obok niego w łóżku, trzymałem go za rękę i powtarzałem: 'Co się stało, kolego? Co się stało?'. Zostaliśmy obok niego przez jakieś 30 minut. Głaskaliśmy go po włosach, do czasu, gdy przyszli z noszami, by go zabrać. Wyprowadziłem go z domu, cały czas trzymając jego rękę i dotykając jego czoła, gdy był wywożony w czarnym worku na podjazd. Samochody odjechały. Ostatnim, który wyjechał, był czarny minivan z Wileyem".
Chłopiec zmarł podczas snu w wyniku powikłań po łagodnym ataku epilepsji.
Wydawało mu się, że na wszystko jeszcze będzie czas
Wiley marzył o założeniu własnej firmy, był bardzo przedsiębiorczym dzieckiem, które ciągle miało jakieś pomysły na biznes. Chciał też założyć rodzinę. Miał przyjaciółkę, z którą obiecywali sobie, że się pobiorą, gdy dorosną. Niby tylko dziecięce marzenie, ale jednak trudno uwierzyć, że nie będzie już nigdy miał na to szansy.
"Jednym z niezliczonych trudnych momentów tego miesiąca było podpisanie jego aktu zgonu. Trudno było zobaczyć jego nazwisko napisane na górze. Jednak to dwa pola dalej w formularzu zmiażdżyły mnie. Następny: 'Stan cywilny: nigdy nieżonaty'". Wiley miał wspaniałe życie, mężczyzna jednak żałuje, że nie mógł z nim zrobić więcej. Po śmierci syna zaczął w głowie tworzyć listy rzeczy, których żałuje, tych, które chciałby zrobić inaczej, lub tych, których nie zrobił. "Wiley był w 10 krajach, jeździł samochodem po wiejskiej drodze na Hawajach, wędrował po Grecji, nurkował z rurką na Fidżi, codziennie przez dwa lata nosił mundurek fantastycznej brytyjskiej szkoły, został uratowany przed rekinem, gdy jeździł na skuterze wodnym, pocałował wiele dziewczyn, był tak świetny w szachach, by spokojnie pokonać mnie dwa razy z rzędu, pisał opowiadania i obsesyjnie rysował komiksy".
Sprawy ważne i ważniejsze
Mężczyzna ma olbrzymie poczucie winy, że nie zajrzał do synów tego feralnego dnia rano. Wstał około 5.40 i "musiał" szybko zacząć serię spotkań. Pierwsze odbył zdalnie z domowego biura, a potem drugą rozmowę w drodze do pracy, a kolejne w biurze. Żadne z nich jednak teraz nie wydaje się aż tak ważne. Bolesna strata sprawiła, że wiele zrozumiał. Teraz chce ustrzec innych przed błędem, jaki popełnił. "Wiele osób pytało, jak mogą nam pomóc. Przytul swoje dzieci. Nie pracuj do późna. Jest wiele rzeczy, na które prawdopodobnie poświęcasz czas, rzeczy, których będziesz żałować, gdy już tego czasu mieć nie będziesz. Masz dużo czasu na spotkania 1 na 1 z osobami, z którymi pracujesz, ale jak często organizujesz taki czas ze swoimi dziećmi? Jeśli jest jakaś lekcja do wyciągnięcia z tej sytuacji, to taka, by nie przegapić tych spraw, które rzeczywiście są ważne".
Nie trać równowagi
"Zadaję sobie pytanie: jak mam wrócić do pracy, bym nie czuł tego poczucia winy. Szczerze rozważałem rezygnację z pracy. Ale wierzę w słowa Kahlila Gibrana, który powiedział 'Praca to miłość, która widzialny przybrała kształt'. Dla mnie praca jest świadectwem tego, jak wiele zyskujemy, rozwijamy się i oferujemy innym, ale musi się to jednocześnie odbywać przy zachowaniu równowagi, której ja nie zachowałem. Dzięki równowadze mamy szansę dać coś światu od siebie, ale nie kosztem siebie i własnej rodziny". "Kiedy siedziałem i pisałem ten post, podszedł mój żyjący syn Olivier, poprosił o swój czas ekranowy. Zamiast powiedzieć zwykłe 'nie' przestałem pisać i zapytałem, czy mogę się z nim pobawić. Był zaskoczony, ale szczęśliwy słysząc moją odpowiedź. Połączyło nas coś, czego wcześniej bym nie zauważył. Drobne rzeczy mają znaczenie. Jedną z pozytywnych stron tej tragedii jest poprawa relacji, jaką mam z nim". "Nauczyłem się, by nie odkładać na później rzeczy, o które proszą dzieci. Kiedy niedawno sprzedałem firmę dałem każdemu z synów 100 dolarowy banknot. Chłopcy postanowili zbierać na zakup namiotu, byśmy wybrali się na kemping. To było tuż przed śmiercią Wileya. Kolejny żal". Dlatego pierwszą rzeczą, po śmierci chłopca była wyprawa do Mount St. Helens, na miejscu okazało się, że nie wzięli wystarczającej ilości gotówki, by opłacić kemping, pomogły pieniądze Wileya, poczuli, że jego marzenie się spełnia.
Jest później niż myślisz
Jednym z ulubionych zajęć Wileya było słuchanie muzyki i taniec. Uwielbiał Oregon Country Fair. Rok przed przeprowadzką rodzinnie słuchali razem piosenki "Enjoy yourself (It's later than you think)". Słowa utkwiły w pamięci ojca tamtego dnia, ale dziś nabrały bardziej bolesnego znaczenia... "Pracujesz i pracujesz latami, zawsze jesteś w ruchu Nigdy nie robisz sobie przerwy, jesteś zbyt zajęty robieniem kasy Kiedyś mówisz, że będziesz się dobrze bawić, kiedy będziesz milionerem Wyobraź sobie całą zabawę, jaką będziesz miał w swoim starym bujanym fotelu Baw się dobrze, jest później, niż myślisz Baw się dobrze, póki wciąż jesteś w dobrej formie Lata mijają tak szybko, jak mrugnięcie okiem Baw się dobrze, baw się, jest później, niż myślisz".