No i dobiega do końca Dzień Chłopaka w szkołach. Dzieci wracają powoli i zaczynają chwalić się prezentami. A rodzice, lekko zażenowani, przecierają oczy. "Lepiej, żeby nic nie dostał" - mówi Ola, mama 10-letniego Szymona.
Reklama.
Reklama.
Badziew goni badziew
"Nie jesteśmy jakoś szczególnie zamożni, ale wyznaję filozofię, że mniej znaczy więcej. Zamiast stosów byle jakich zabawek, wolę kupić dziecku jedną porządną. Ale odkąd Szymon chodzi do szkoły, przy każdej okazji dostaje w szkole jakieś śmieci" - skarży się kobieta.
W klasie Szymona Dzień Chłopaka obchodzono dzień wcześniej, na godzinie wychowawczej. "Syn dostał chińskie jojo, które popsuło się, zanim doszedł do domu ze szkoły. Skończyło się to oczywiście wielkim płaczem. Druga część prezentu to za małe skarpetki, może i lepiej, że za małe, bo 100 proc. poliester. Niezmiennie zaskakuje mnie kreatywność trójki klasowej" - wyznaje kobieta.
Ola nie ma wątpliwości, że lepiej by było, gdyby dzieci nie dostały z tej okazji nic. "Przeżyłabym nawet poczęstunek, na który każdy coś przynosi do klasy, ale po co wydawać pieniądze na coś takiego?".
Poczęstunek też budzi kontrowersje
W klasie, do której chodzi syn Agaty, nie było prezentów, tylko poczęstunek. "To pierwszaki, więc zorganizowano im Dzień Chłopca i Dziewczynki. Tańce w klasie, poczęstunek, zabawy integracyjne zamiast lekcji - brzmiało pięknie. Póki nie odebrałam syna ze szkoły. Buzię miał całą brudną w czekoladzie, był niezdrowo pobudzony" - skarży się kobieta.
W menu na klasowej impresie: słodycze, słodkie napoje i jeszcze więcej cukru, jak mówi. Problem w tym, że w domu kobiety słodycze jada się tylko domowe. "Liczyłam na jakieś owoce, domowe ciasto... Ta ilość cukru nie pozwoli mu zasnąć do jutra. Wydaje mi się, że szkoła powinna pełnić też funkcję wychowawczą, a tu szkoda gadać" - rozkłada ręce.
Nie da się wszystkich zadowolić
"W trójkach klasowych jestem w sumie już 9 lat. W tym czasie słyszałam (nigdy w oczy), że prezenty są beznadziejne, poczęstunek niezdrowy, wyjście do kina nietrafione, bo Marysia już film widziała. Kiedy po wielu komentarzach raz nie kupiliśmy nic na Dzień Dziecka - usłyszeliśmy, że za składkowe pieniądze pewnie bawimy się sami" - pisała kilka dni temu Kasia.
"Gdyby rodzice sumiennie płacili składki, oferowali pomoc, byli kreatywni i świadomi, że to wszystko dotyczy też ich dziecka, nie byłoby tego wszystkiego. Więc bardzo was proszę już teraz, żebyście wszystkim matkom, które przylecą na skargę, że prezenty na Dzień Chłopaka są badziewne, napisały, że najlepsze, jakie można było wymyślić" - kontynuuje swój list.
Kobieta zwraca uwagę, że w każdej klasie szkoły publicznej w Polsce jest około 20 dzieci, każde z nich lubi coś innego i każde obowiązują w domu inne zasady. W szkole dzieci mają być traktowane i czuć się równe. "Kogoś tania zabawka zawiedzie, a dla kogoś będzie jedyną, jaką w tym roku dostanie. Jeśli twoje dziecko nie może jeść słodyczy - powiedz nam o tym, coś wymyślimy. Bez informacji zwrotnej, trójka klasowa nie wie, co robi źle" - dodaje.
Kasia zaznacza, że sama ma troje dzieci, pracuje na etacie i ma mnóstwo innych zajęć, a jednak robi, co może, żeby szkolne imprezy się udawały. Nawet jeśli wywołają uśmiech na twarzach dzieci, a na tych rodzicielskich grymas zażenowania. Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi, żeby zająć się przede wszystkim małymi ludźmi, niezależnie od okazji.