Pani Sandra zapytała nie jednej z grup w mediach społecznościowych o kwestię wody pitnej dla uczniów w szkołach i oddziałach szkolnych. Jej dziecko w zerówce, w centrum Warszawy ma obowiązek przynosić wodę, jeśli mu się skończy, dolewki nie będzie. Czy to zgodne z prawem, czy istnieją jakieś przepisy?
Reklama.
Reklama.
Co kraj, to obyczaj?
A właściwie, co szkoła, to regulacje. Obserwując szkoły, nawet w obrębie jednej dzielnicy stolicy możemy trafić na bardzo różne systemy "nawadniania młodzieży". W mieście stołecznym woda z kranu jest czysta i zdatna do picia, jak zapewniają stołeczne władze, nie trzeba jej nawet dodatkowo filtrować.
Czy szkoła musi zapewnić uczniom wodę do picia, czy dzieci mogą pić ją prosto z kranu i jak to właściwe wygląda zgodnie z prawem? No i oczywiście, jak to ma się do praktyk w szkołach? Sprawdziłam i jak to często bywa - prawo jest, a z przestrzeganiem nie zawsze nam po drodze.
MEiN - szkoła musi poić
W dokumencie "Stanowisko ministra edukacji narodowej, ministra zdrowia oraz ministra sportu i turystyki w sprawie działań podejmowanych przez szkoły w zakresie zdrowego żywienia" czytamy, że szkoła powinna odgrywać ważną rolę w kształtowaniu zdrowych nawyków żywieniowych u dzieci. Wśród zadań placówek zapiano m.in. ograniczenie dostępu dzieci do słodkich napojów i przekąsek, poprzez kontrolowanie tego, co znajduje się w ofercie szkolnego sklepiku. A także zapewnienie uczniom dostępu do wody pitnej.
Podążając po nitce do kłębka, znalazłam zapis, który mówi o regularnych badaniach wody, budowie odpowiedniej infrastruktury, która umożliwi higieniczne korzystanie z ujęcia wody na terenie placówki. Wykorzystać do tego należy mechanizmy, które nie wpłyną na jakość i smak wody. Brzmi, jak ogromna inwestycja, szczególnie w tych starszych placówkach, które nierzadko mają instalacje wodne pamiętające połowę ubiegłego wieku.
Szkoły - nie stać nas
W nowo budowanych placówkach często możemy znaleźć na korytarzach kraniki z wodą pitną, które znamy z amerykańskich filmów, tzw. poidełka. Ale jak się okazuje i te nie są we wszystkich. Sąsiadujące ze sobą szkoły na warszawskiej Białołęce, obydwie wybudowane w podobnym okresie - jedna ma poidełka, drug - umywalki w klasach, ale woda jest zdatna, więc dzieci piją.
Skoro warszawska kranówka jest zdatna do picia, to dlaczego nie we wszystkich szkołach dzieci mogą z niej korzystać? Bo w starszych placówkach, choć do kranu dopływa czysta woda, to niekoniecznie po spacerze po rurach do spożycia się nadaje.
Warto jeszcze pamiętać o jednym aspekcie - jeśli krany znajdują się tylko w toaletach, nikt nie jest w stanie zagwarantować, że dziecko rzem z wodą nie przyjmie czegoś, co na powierzchni kranu się znajduje. Salmonella w toalecie nikogo przecież nie zdziwi.
Ne każdą placówkę stać na to, żeby kupić dla uczniów wodę butelkowaną, czy dystrybutory z wodą. Niby to nie jest drogie, ale jak policzymy, ile takich butli opróżnia miesięcznie tysiąc uczniów, to kwota zaczyna być zaporowa dla borykających się z problemami finansowymi placówek.
Rodzice - ruszamy na pomoc
W szkołach w całej Polsce jednak wcale nierzadko takie dystrybutory można spotkać. Często ich sponsorami są rodzice. Rady rodziców dwoją się i troją, każdego dnia starając się wesprzeć dyrekcję w rozwiązywaniu podobnych problemów. Bo koła wodę dać musi, ale czy ma na to środki, to już niekoniecznie rządzących interesuje.
Jeśli mamy w szkole poidełka lub dystrybutory do wody, dziecko i tak nie może z nich napełnić swojego bidonu. Może napić się na miejscu, bezpośrednio z poidełka, lub z jednorazowego plastikowego kubka. Dlaczego? Żeby nie dotykać ujścia kraniku i nie zostawiać na nim bakterii. Nieekologiczne, ale logiczne. Zwłaszcza w czasach, w których żyjemy.
Podsumowując: istnieje przepis mówiący o tym, że szkoła musi dzieciom zapewnić dostęp do wody pitnej. Jednak w praktyce jest to przepis martwy. Warto więc wyposażyć dziecko w bidon z wodą z domu, ewentualnie, żeby było mu lżej - butelkę filtrującą.