Królowa Elżbieta II urodziła czwórkę dzieci, z czego troje przyszło na świat za pomocą kontrowersyjnej metody, która dziś byłaby niedopuszczalna. Aż trudno uwierzyć w to, ile musiała wycierpieć.
Reklama.
Reklama.
Cały świat trwał w napięciu, gdy księżna Kate miała rodzić kolejne „royal babies”. Śledziliśmy każdy jej krok, obserwowaliśmy rosnący brzuch. To był wiodący temat w mediach nie tylko brytyjskich... Siedemdziesiąt lat temu ciąża królowej była prywatną sprawą rodziny królewskiej. O zdrowiu jej członków nie wypadało mówić, był to sekret.
Kiedy Elżbieta II zorientowała się, że spodziewa się dziecka, od razu wyjechała do swojej rezydencji i nie opuszczała jej do dnia porodu. Tak samo było, gdy na świat miały przyjść jej kolejne dzieci. Uwiecznianie monarchini w stanie błogosławionym uchodziło za wysoce niestosowne. Pierwsze zdjęcia królowej z dziećmi pojawiały się dopiero z okazji ich chrztów.
Traumatyczne przeżycia
Niewiele wiemy o tym, jak przebiegały ciąże Elżbiety II, nie ma też oficjalnych zdjęć królowej z zaokrąglonym brzuchem. Wiadomo jednak, że wszystkie cztery porody miała traumatyczne. Księcia Karola rodziła ponad 30 godzin, bez znieczulenia, i ostatecznie trzeba było wykonać cesarskie cięcie. Dodajmy, że wtedy nie był to rutynowy zabieg, jak dziś.
Co ciekawe, królowa dość szybko zaszła w kolejną ciążę. Niecałe dwa lata po Karolu na świat przyszła Anna. Dziś zaleca się, by odstęp między kolejnymi ciążami wynosił przynajmniej 1,5 roku. Organizm matki potrzebuje od 18 do 24 miesięcy, by mógł się w pełni zregenerować. W przypadku cesarki dochodzi jeszcze ryzyko rozejścia się blizny. Zapewne Elżbieta II nie wiedziała, jak ryzykuje, zachodząc w ciążę zaledwie po roku od poprzedniej.
Zarówno Annę, jak i Andrzeja oraz Edwarda urodziła w sposób, który dziś byłby po prostu nie do przyjęcia. Były to porody kleszczowe, ale nie takie, jak dzisiaj. Stosowano tak zwane kleszcze wysokie, które podczas porodu wprowadzano głęboko w kanał rodny kobiety, raniąc ściany pochwy, co z pewnością wydłużało okres rekonwalescencji i uprzykrzało połóg. Jak można sobie wyobrazić, wiązało się to z ogromnym ryzykiem dla życia i zdrowia zarówno matki, jak i dziecka. Mogło ono zostać pokaleczone, zdarzało się też, że kleszcze łamały obojczyki lub uszkadzały nerwy twarzowe i czaszkowe albo skręcały noworodkowi szyję.
By uśmierzyć niewyobrażalny ból, wcześniej podawano przyszłej matce znieczulenie - mieszankę morfiny i skopolaminy. Niwelowała ona ból i powodowała, że kobieta znajdowała się pod wpływem narkotycznego działania tej substancji – na pograniczu jawy i snu. Dlatego metoda ta nazwana została „snem o zmierzchu”.
Samotne porody i zmiana tradycji
Królowa rodziła dzieci w komnatach pałacu Buckingham, jedynie księżniczka Anna przyszła na świat w królewskiej rezydencji Clarence House, ponieważ pałac był wówczas remontowany. Trzy razy Elżbieta była w dodatku sama, nie licząc personelu medycznego i Helen Rowe, królewskiej położnej. Tak nakazywała tradycja. O tym, że urodził się Karol, książę Filip dowiedział się podczas gry w squasha. Ale jeszcze zanim zobaczył się z żoną i dzieckiem, poszedł popływać w basenie. Jednak przy porodzie czwartego dziecka Filip był już obecny i przez cały czas trzymał królową za rękę.
Później było już inaczej. Księżna Diana, czekając na narodziny Williama, a potem Harry'ego, tryskała energią, oficjalnie robiła zakupy, pełniła powinności księżnej Walii, z dumą pozowała do zdjęć z coraz większym brzuchem oraz przygotowywała się do roli mamy tak samo, jak inne kobiety. Opowiadała o swoich ciążowych dolegliwościach i wyznała, że podczas ciąży z Williamem chciała popełnić samobójstwo, rzucając się ze schodów, by zwrócić na siebie uwagę niewiernego męża. No i rodziła w szpitalu, nie w domu. W ślady Diany poszła Sarah Ferguson, księżna Yorku oraz Zofia, hrabina Wesseksu i oczywiście Kate Middleton, które już kilka godzin po porodzie pokazywały się fotoreporterom z dzieckiem na rękach.