Sierpień to cas, kiedy wielu rodziców zaczyna uświadamiać sobie, że za chwilę ich dzieci przekroczą po raz pierwszy próg przedszkola. Wciąż czekają na informację o spotkaniu organizacyjnym, nie wiedzą jeszcze, która sala przypadnie ich pociechom w udziale i która wychowawczyni zajmie się nową grupą trzylatków. Rozmowa, której niedawno byłam świadkiem, uświadomiła mi, jak wiele niespodzianek czeka we wrześniu nie tylko dzieci, ale też ich rodziców.
Reklama.
Reklama.
Co spakować na adaptację
Klaudię i Blankę znam z widzenia, czasem zamieniamy kilka zdań na placu zabaw, kiedy nasze dzieci bawią się razem. Ich pociechy są nieco młodsze od mojego syna i we wrześniu rozpoczną swoją przedszkolną przygodę.
- Dajesz na adaptację pościel? - zapytała znajomą Blanka, mama Marysi. Klaudia przyznała, że też się nad tym zastanawia. Ale chyba następnego dnia zadzwoni z tym pytaniem do placówki, bo zaraz połowa sierpnia, a ona wciąż nie wie, na kiedy planować rodzinny wyjazd.
Mamy przez chwilę dyskutowały o wprawce do przedszkola i swoich niepokojach związanych w "wielkim dniem". Kidy zapytały mnie, jak wyglądał proces rozpoczęcia przedszkola u moich synów, przypomniała mi się jedna, bardzo ważna rzecz. Najmłodsze z moich dzieci nie miało w placówce zajęć adaptacyjnych, bo naukę zaczęło we wrześniu 2020 roku. W szczycie pandemii.
Czy ta adaptacja się odbędzie?
Kilka dni później spotkałam Klaudię, okazało się, że przedszkole, do którego ma uczęszczać jej syn, także zrezygnowało z zajęć adaptacyjnych. - Powiedzieli mi, że mam przyprowadzić dziecko 1 wrześnie między 7.00 a 8.00 i odczytać na drzwiach placówki, do której grupy zostało przypisane - powiedziała smutno.
Młoda mama nie kryje swojego rozczarowania, ale i niepokoju, bo już od pierwszego dnia w przedszkolu dziecko musi tam pozostać minimum 5 godzin. - Wiem, że jestem przewrażliwiona, bo z Miłoszem nie rozstawałam się dotąd na dłużej, ale nie wydaje ci się, że to trochę za duży stres dla dziecka? - zapytała.
Moja opinia nie ma tu najmniejszego znaczenia. Rozumiem jej niepokój. Dwa lata temu przechodziliśmy dokładnie to samo. Wtedy brak adaptacji w placówce wytłumaczono właśnie pandemią, niepotrzebnym kuszeniem losu. Tak, mój syn płakał przy rozstaniu, pierwszych kilka dni nie należało do najłatwiejszych.
Lepiej, o ironio, zrobiło się, kiedy zamiast od razu po obiedzie, zaczęłam odbierać go po leżakowaniu, ale moje doświadczenia wcale nie uspokoiły Klaudii. Inaczej wyobrażała sobie ten początek. Chciała pójść z dzieckiem, być przy nim w pierwszych chwilach, potem zostawić go na godzinę, może dwie, żeby nieco "okrzepł" w nowej rzeczywistości.
Przykro, że nie powiedzieli
Obydwie mamy żałują, że nikt nie powiedział wcześniej o braku zajęć adaptacyjnych. Czy to by coś zmieniło? Pewnie niewiele, ale są zgodne, że wolałyby nie musieć wyciągać tych informacji od pracowników przedszkoli. Zupełnie inną kwestią jest to, że nie rozumieją braku adaptacji.
- Oficjalnie pandemia w odwrocie, nie da się zrobić testu u lekarza pierwszego kontaktu, bo w wielu miejscach te zamówione nadal nie dojechały. Wniosek, jaki nasuwa się na myśl - COVID-19 już nam niestraszny. Ale domyśl się, dlaczego w naszym przedszkolu nie ma adaptacji? Oczywiście z powodu pandemii - ironizuje Blanka.
Kobiety zdają sobie sprawę z tego, że podawane oficjalne dane o nowych zakażeniach, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nie rozumieją, czemu w sierpniu wirus zagraża ich dzieciom, a od 1 września już nie będzie.
Jednak to, co nurtuje je najmocniej, to jak w pełnym i gwarnym przedszkolu poradzą sobie ich dzieci, które od razu będą musiały zostać z obcymi ludźmi na pół dnia. Jak to na nie wpłynie? Czas pokaże.