Nie pozwalam dzieciom mówić mi po imieniu. Mam ważny powód
Iza Orlicz
03 sierpnia 2022, 11:27·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 sierpnia 2022, 11:27
"Mamo”, "tato”, a może lepiej, gdy dziecko zwraca się do rodzica po imieniu? Coraz więcej osób daje dzieciom przyzwolenie, by mówili do nich na "ty”. W teorii zawsze wydawało mi się to zachęcające, ale gdy zobaczyłam, jak wygląda to w praktyce, jestem na nie. Dlaczego?
Reklama.
Reklama.
Coraz powszechniejszy staje się trend zwracania się dzieci do rodziców na "ty".
Moja koleżanka pozwala mówić po imieniu swoim dwóm synom - 15-latkowi i 7-latkowi.
Nigdy nie pozwoliłabym mówić swoim dzieciom na "ty" i mam ważny powód.
Moja koleżanka ma dzieci w wieku 15 i 7 lat. Gdy jakiś czas temu widziałam się z całą ich rodziną, dzieci zwracały się do rodziców klasycznie, czyli mamo i tato. Ostatnio mieliśmy okazję znowu się spotkać i od razu zauważyłam, że tym razem dzieci mówią im już po imieniu. Pomyślałam, że to postępowe i nowoczesne.
Przejście na "ty" skraca dystans
– Kilka miesięcy temu nasz starszy syn zapytał, czy może nam mówić na "ty”. U niego w klasie jest dwóch czy trzech kolegów, którzy właśnie tak zwracają się do swoich rodziców i bardzo mu się to spodobało. Początkowo byłam sceptyczna, ale uznałam, że przecież nie słowem "mama” czy "tata” budujemy autorytet u naszego dziecka.
Chodzi przecież o wzajemne relacje, bliskość, zaufanie. Uważam też, że mówienie sobie po imieniu skraca dystans. I dobrze, bo ja nie chcę odczuwać żadnego dystansu między mną a moim dzieckiem. Może mówić mi "Kasia”, mężowi "Marek”, a i tak okazywać nam szacunek.
Zgodziliśmy się przejść na "ty”, oczywiście nasz młodszy syn też szybko "podłapał” i teraz obaj mówią mi po imieniu – opowiada znajoma. Pytam, czy spotkała się ją w związku z tym jakaś trudna lub nieprzyjemna sytuacja.
Nadal mam prawo weta
– Mój starszy syn to już nastolatek, z burzą hormonów i własnym zdaniem na każdy temat. Gdy czasem się sprzeczamy, czy wręcz kłócimy, wtedy przeszkadza mi, że zwraca się do mnie po imieniu.
Jak pierwszy raz usłyszałam: "Kaśka, chcę wrócić z tej imprezy przed północą”, to trochę mnie zmroziło. Jakoś dziwnie to zabrzmiało, nienaturalnie, poczułam przez chwilę, jakbym straciła rodzicielską władzę.
Potem zrozumiałam, że nawet jeśli syn mówi mi po imieniu, to nie znaczy, że jesteśmy na koleżeńskiej stopie. Nadal mam moje matczyne prawo weta, mogę dać pozwolenie na coś lub czegoś zabronić. Mówienie sobie po imieniu nic w tej kwestii nie zmienia.
Z kolei w szkole u młodszego spotykam się z dziwnym spojrzeniem niektórych rodziców i nauczycieli. Chyba uważają mnie za nazbyt postępową, że pozwalam dziecku zwracać się do siebie po imieniu – dodaje Katarzyna.
Może jestem sentymentalna, ale...
Pozwalać czy nie pozwalać mówić swoim dzieciom na "ty”? Nie jestem przeciwniczką takiego zwracania się dziecka do rodzica, to chyba indywidualna sprawa każdej rodziny, która najlepiej wie, jak relacja ich łączy i jak mocną mają ze sobą więź.
Jestem jednak pomimo wszystko na nie. Choć mam już dorosłą córkę, nawet z nią nie zdecydowałabym się na taki krok. Dlaczego? Z jednej prostej przyczyny. Po imieniu zwracają się do mnie wszyscy – rodzice, mąż, przyjaciele, znajomi z pracy. Mamą jestem tylko i wyłącznie dla moich dzieci.
To byłaby dla mnie ogromna emocjonalna strata, gdyby nagle moja córka i syn zaczęliby mówić do mnie "Iza”. Pamiętam, że z niecierpliwością czekałam i nic nie sprawiło mi takiej radości, jak to, gdy pierwszy raz usłyszałam z ich ust słowo: "Mama”. Nie chciałabym dobrowolnie zrzekać się tego przywileju - są na tym świecie tylko dwie osoby, które właśnie w ten sposób mogą się do mnie zwracać.