Choć wielu moich znajomych mówi, że tzw. kulki to najgorsze miejsce na świecie, nie podzielam tego zdania. W naszej okolicy jest hotel z genialną salą zabaw. Korzystamy z jego usług regularnie. Zostawiamy dzieci pod opieką animatorek, one się bawią, a my idziemy na górę do hotelowej restauracji na kawę. To najlepsze rozwiązanie, kiedy pada deszcz.
Dzieci bez rodziców bawią się swobodniej i wszystkich w sali obowiązują dokładnie te same zasady, więc to rozwiązanie wydaje się być ideałem. My mamy chwilę ciszy i spokoju. Hotel zwykle ma w tygodniu niewielu gości, więc siadamy i obgadujemy to, na co normalnie brak czasu. Wczoraj też tak miało być, ale nie było.
Wchodząc do restauracji, widzę go od razu. Ma 5, może 6 lat, skacze po fotelach. Na drugim końcu sali siedzi para, kobieta woła go po imieniu. Zamówiliśmy kawę, poszłam do toalety. Mąż siedzi przy stoliku, na fotelu obok stoi bosy chłopiec i zagaduje. Ślubny nie reaguje, widzę, że nie jest zadowolony z towarzystwa, nie dziwi mnie to.
- Jestem Ninja i zaraz was pozabijam - wykrzykuje chłopiec. Rozglądamy się, rodzice (?) zniknęli. W całej restauracji jesteśmy my i on. Nie reagujemy, chłopiec skacze po fotelach, przy wszystkich stolikach w zasięgu mojego wzroku. Zerkam na barmana, kręci głową z dezaprobatą. Bose dziecko próbuje nas zagadać.
- Gdzie są twoi rodzice? - pytam. Odpowiada mi cisza, chłopiec skacze jeszcze chwilę po meblach, w końcu kładzie buty na stoliku obok, zakłada je na nogi i zeskakuje z mebla na podłogę. Biegnie w głąb korytarza. Rodziców nie ma. Ile czasu minęło? 20-30 minut, nikt po niego nie przyszedł.
- Ja wiem, że to tylko dziecko - mówi mój mąż. - Ale przecież tak nie może być, jak tylko wyszłaś, jego rodzice zniknęli, został tu sam, zachowywał się strasznie, nawet nie było komu zwrócić uwagi - mówi jednym tchem. Wiem, że ma rację. Sami mamy troje dzieci, jedno w spektrum. Mierzymy się z różnymi zachowaniami, jednak zostawienie dziecka samego w hotelowej restauracji nie mieści się w naszych głowach.
Hotel jest naprawdę ogromny, jest tu basen, plątanina korytarzy, dostęp do plaży i rzeki. 5-latek zostawiony sam sobie, to jak proszenie się o kłopoty. To tylko dziecko, a jednak w momencie, kiedy masz ten moment, że twoje dzieci są bezpieczne i nie są tuż obok, to chwila, kiedy chcesz pobyć tylko z drugim dorosłym. Może macie coś ważnego do omówienia, a może zwyczajnie potrzebujecie ciszy.
Jednak cudze dziecko wciskające się obok was i zagadujące co chwila, może być przeszkodą. Nie wspomnę już nawet o tym, że bieganie po hotelowych meblach czy zakładanie na stole butów, zupełnie nie mieści się w moich normach. Dzieci uczą się pewnych zachowań od rodziców, to my jesteśmy odpowiedzialni za to, jak je wychowamy.
Buty 5-latka nie są mniej obrzydliwe niż buty dorosłego na stole. Jeśli chcemy, żeby inni nas szanowali i zachowywali się w sposób właściwy, sami musimy tak postępować i uczyć tego dzieci. Wakacje nie zwalniają nas z myślenia i odpowiedzialności za dziecko. Tych dorosłych było dwoje. Uważam, że jedno z nich powinno zostać z dzieckiem w restauracji i zadbać o jego bezpieczeństwo i właściwe zachowanie.