Paulina Górska, influencerka i aktywistka zwróciła wczoraj uwagę swoich obserwujących na to, co dzieje się pod postem Gazety Wyborczej z informacją o zakazie wstępu dla dzieci do kociej kawiarni.
Słowa "gówniaki", "parchy", "bachory" to często pojawiające się opisy dzieci. Zdaniem internautów niewychowane dzieci to norma, z którą spotkają się codziennie w komunikacji miejskiej, sklepach i restauracjach. Zdaniem niektórych ograniczenie wstępu dla małoletnich i ich rodzin powinien być rozszerzony na niemal wszystkie miejsca publiczne. W skrócie: najlepiej, żeby dzieci zniknęły z przestrzeni.
Dzieci i starcy - won!
Reakcja "zwykłych Polaków" oraz nienawistne komentarze zdenerwowały Paulinę, która nie tylko zrobiła stories na Instagramie, punktując najdosadniejsze komentarze, ale pokazała również prywatne wiadomości, w których ludzie pisali, że nie lubią dzieci i osób starszych.
Kobieta wrzuciła także poruszający post opatrzony zdjęciem swoich córek i napisała: "Smutno mi trochę dzisiaj. [...] Mamy jakiś deficyt empatii i myślenia o dzieciach jak o małych cudownych ludziach, które się uczą tego świata. Każdy z nas był w tym miejscu i dostawał ostatecznie lepsze lub gorsze wsparcie.
Dzieci, z jednej strony w naszym „katolickim” kraju stawiane na piedestale, gdy już przychodzi do obcowania z dzieckiem w restauracji, to stają się gówniakiamj, kaszojadami i purchlakami. Dzieci miejsce jest na placu zabaw i w kącikach restauracyjnych. Za złe zachowanie dzieci jest odpowiedzialna madka. Zawsze madka.".
Bo właśnie wśród wielu głosów, które otwarcie wyzywały dzieci, nie zabrakło takich, które znalazły winnego "niegrzecznego" ich zachowania. A tym oczywiście są "madki" - roszczeniowe kobiety, które mają fisia na punkcie swoich "bombelków".
Paulina zauważa, że niezależnie od rodzica, bywają dni, gdy dzieci są zmęczone, przestymulowane, rozdrażnione i mają do tego prawo. Tak samo jak ich rodzice. W dodatku zdaje się jej, że komentujący zapomnieli o jednej ważnej rzeczy - dzieci dopiero uczą się zachowań społecznych i traktowania zwierząt.
"Nie chcę fundować kotom traumy"
Anna Pawlicka, właścicielka Miau Cafe na łamach stołecznej Wyborczej opisywała zachowania dzieci tak: - Jedno z dzieci uderzało od spodu w kota śpiącego na hamaku, inne pięścią atakowało zwierzę ukryte w rogu boksu. Z kolei jedna z pań wsadzała dziecku głowę do kociego domku. W efekcie dziecko zostało lekko podrapane. Szalę przeważył jednak ostatni poniedziałek, kiedy aż troje dzieci wyszło podrapanych. A nasze koty naprawdę nie drapią, trzeba się bardzo o to postarać.
Pawlicka tłumaczy, że nie chce fundować kotom traumy i zmuszona jest ograniczyć wstęp dzieci poniżej 13 roku życia do swojej kawiarni.
Ona też uważa, że "grzeczne dzieci" to mniejszość. - Niektóre dzieci same także rozumieją, że kot to żywa istota, i wiedzą, jak należy się z nim obchodzić. Niestety jest to mniejszość, więc nie możemy ryzykować i musieliśmy wprowadzić zakaz - tłumaczyła gazecie.