"Diabeł ubiera sie u Prady", ambicja, kobieta, związek
Mężczyźni boją się ambitnych kobiet Fot. Kadr z filmu "Diabeł ubiera się u Prady"
REKLAMA
  • W Polsce coraz bardziej przybywa ambitnych kobiet pragnących rozwoju, gdy tymczasem mężczyźni osiedli na mieliźnie.
  • Psychoterapeutka par: "Żyjemy w takich czasach, że obecnie bardziej rozwijają się kobiety. To one obecnie wiodą prym, zarówno w życiu emocjonalnym, jak i zawodowym".
  • U podstaw współzawodnictwa może też leżeć rys perfekcjonistyczny jednego albo obojga partnerów.
  • Ona - lekarka, on - nauczyciel. Byli parą idealną do momentu, gdy ona otrzymała awans. Jej duma zaczęła mu przeszkadzać. Wycofywał się, schodził jej z drogi. Próbowała go motywować: "Ja piszę doktorat, a ty? Zrób kursy, dokształć się, może awansujesz!". Nie reagował.

    Do pewnego czasu oboje byli biedni i w tej biedzie się uzupełniali, teraz ona jest dyrektorką przychodni, a on nadal na posadzie w publicznej szkole.

    Z czasem zniknęło partnerstwo, zniknął seks. Ona wracała do domu, gdzie mąż rozrzucał jej dokumenty i twierdził, że jest w nich "zła energia", że to one mu ją zabierają. Szybko polubił się z butelką zawierającą mocny alkohol. Nie pomogły im mediacje, raczej utwierdziły w tym, że to koniec. On wniósł o rozwód z orzeczeniem o winie.

    - Ja winna? - pytała go. - Czego? Że jestem ambitna i chcę dla nas lepszego życia? - kłóciła się. Była w ciągłym zaprzeczeniu. Chciała się rozwijać, zarabiać pieniądze i robić karierę, czy to źle? Nie, lecz bez partnerstwa to niemożliwe.

    "Nie chcę jego pieniędzy"

    - Kobiety, z którymi rozmawiam o ich związkach, często podkreślają: "nie chcę jego kasy". A tu nawet nie chodzi o pieniądze mężczyzny, ale o jego skuteczność życiową, która pozwoli utrzymać rodzinę - tłumaczy Marlena Kazoń, psychoterapeutka par. Historia powyżej to opowieść z jej gabinetu. Psycholożka tłumaczy, że ambitnych kobiet, które ciągną za sobą faceta jak kulę u nogi, przybywa.

    One stawiają na rozwój, idą na kursy, zajęcia z jogi, języków obcych, leżą na macie przed telewizorem i walczą o "beach body" a z nim o większą pewność siebie. W momencie, gdy odwracają się za siebie, widzą partnera - zaniedbanego, nudnego, zacofanego, który ani myślał podążyć ich śladem. Wtedy następuje rozpad relacji.

    We wrześniu ubiegłego roku Klub Jagielloński wypuścił głośny raport "Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce", który nie tylko udowodnił, że zaniedbania chłopców w szkole podstawowej wpływają na ich dorosłe życie, ale i że dorośli już mężczyźni stanęli w miejscu.

    Wielu z nich zrzuca winę na hipergamię - wybieranie przez kobiety mężczyzn o wyższym statusie społecznym. Jednak ostatnie lata dowodzą, że niekoniecznie mają spośród kogo wybierać, bo o wiele więcej kobiet kończy studia wyższe i znajduje dobrze płatną pracę niż mężczyźni. Dlaczego oni nie idą na studia i nie starają się znaleźć prestiżowego zajęcia dla siebie?

    Zosia samosia

    Od lat matki powtarzały swoim córkom, że muszą być samowystarczalne i samodzielne. I młode kobiety zrobiły wszystko, by nie dać się zgnieść patriarchatowi - poszły na studia, szkoliły się, awansowały. Nawet jeśli zostawały matkami, to miały macierzyństwo w małym palcu - kolki, butelki, nosidła, chusty. Chodziły z bobasami na zajęcia, rozwijały się niemowlęta, a matki razem z nimi.

    I zostały z tą samowystarczalnością same. Kochają swoich partnerów, ale oni za nimi nie nadążają.

    Czy mężczyźni boją się porzucenia, nie chcą rywalizować ze swoimi kobietami? Co im to daje? A co zabiera? Są mniej męscy, sprawczy? A może to nienazwany lęk, że jeśli nie zgniotą swojej drugiej połówki, nie zarzucą jej domowymi obowiązkami, nie zmanipulują, to ona odejdzie?

    - Często dysproporcjonalne relacje powodują koniec związku. Jeden z partnerów się rozwija, a drugi zastyga w regresie lub depresji. Żyjemy w takich czasach, że obecnie bardziej rozwijają się kobiety. To one obecnie wiodą prym, zarówno w życiu emocjonalnym, jak i zawodowym - mówi Kazoń.

    Wszyscy chcemy związków partnerskich. To one wizualizują nam się jako doskonała harmonia stanów emocjonalnych, psychicznych, intelektualnych, ale także finansowych. Dlatego, gdy w pewnym momencie pojawia się brak równowagi, wszystkie siły są wkładane w to, aby tę homeostazę utrzymać.

    - W dobych związakach ten, kto złapał wiatr w żagle, stara się pociągnąć za sobą tego, który osiadł na mieliźnie. Ale może się zdarzyć, że osobę, której nie idzie, niepokoi rozwój partnera, bo czuje, że przestaje za nim nadążać. Wtedy może dojść do rozstania, rozpadu i ogromnego cierpienia, bo obydwie strony przestały zaspokajać w związku swoje potrzeby - wyjaśnia psychoterapeutka.

    "Całe życie przede mną"

    Wśród moich znajomych mam wiele kobiet, które nieustannie się rozwijają. Marta myśli o powrocie do praktyki psychologicznej po tym, jak najmłodsze dziecko pójdzie do przedszkola, Magda poszła na studia podyplomowe z fizjoterapii, by połączyć miłość do fitnessu z konkretną wiedzą, a w przyszłości i zmianą zawodu, Maja pracuje w budżetówce, ale właśnie zaczyna uczęszczać na roczny kurs cukierniczy, aby rozwijać swoje umiejętności i założyć własną działalność.

    A ich partnerzy? Gdzieś tam są. W tej samej pracy od lat, przed komputerem, grając w gry.

    - W sumie, im mniej przeszkadza, tym bardziej pomaga - śmieje się Magda. - Ważne, że mogę na nim polegać w opiece nad dziećmi, gdy ja mam zajęcia na studiach lub na sali treningowej.

    Czemu wybrała swojego męża na męża?

    Bo młodego, wykształconego z wielkiego ośrodka już miała, a chciała kogoś, kto będzie ją wspierał w karierze, ciągnął za uszy i pozwalał się rozwijać. I taki jest jej mąż. Czy to oznacza, że niedługo się rozstaną? Wedle psychoterapeutki - bardzo prawdopodobne.

    Iza, kobieta lekko po 40., która w ubiegłym roku się rozwiodła, mówi mi tak: - Całe życie przede mną. Wreszcie nikt nie podcina mi skrzydeł, idę na kurs szycia, wyplatam makramy, cieszę się chwilą. Wreszcie też awansowałam. Do tej pory bałam się, że wyższa pozycja w firmie będzie kosztowała mnie czas spędzony z dziećmi, bo zwykle praca mojego męża była ważniejsza i to ja zostawałam w domu, gdy on wieczorami miał spotkania na mieście albo dzieci chorowały. Nie pamiętam ani jednego razu, aby wziął urlop chorobowy na dzieci. Teraz zrozumiałam, że pozwalałam sobie i jemu tak myśleć.

    Czy będzie szukała nowego partnera? - Tylko takiego, który dotrzyma mi kroku. Będzie szedł obok, a nie za mną. Dość już musiałam oglądać się na innych, teraz niech wszyscy patrzą na mnie - śmieje się Iza.

    Przytłoczony jak facet

    Gdzie mężczyzna szuka schronienia, gdy przytłacza go pewność siebie żony? Prawdopodobnie w dziecinnych grach i zabawach, które kiedyś dawały mu poczucie bezpieczeństwa.

    - Dziecięce gry i infantylne zajęcia partnera są często obciążeniem dla związku i często początkiem kryzysu dla pary. Lecz rozwojowe kryzysy są bardzo dobrym zaproszeniem do tego, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i o sobie samym, i o swoim partnerze/partnerce - mówi psychoterapeutka par. Dodaje jednak, że nikt nie zmieni się na pstryknięcie palców, a chęć zmiany musi być szczerza i prawdziwa.

    Marlena Kazoń podkreśla, że za chęcią rozwoju lub jej brakiem może stać rywalizacja wyniesiona z domu. Emocjonalny sabotaż, jakiemu poddajemy siebie i swojego partnera może opierać się na wspomnieniach:

    - Córka rywalizowała z matką o względy ojca lub syn był poniżany przez matkę, jako niewystarczająco dobry. Wtedy taki mężczyzna bardzo będzie bał się rywalizować z kobietami. U podstaw współzawodnictwa może też leżeć rys perfekcjonistyczny jednego albo obojga partnerów. Wtedy oboje będą rozwijali się na wyścigi, bo żadne z nich nie pomyśli, że jest „wystarczająco dobry taki, jaki jest” dla drugiego z partnerów. Ważne, aby się w tej rywalizacji zatrzymać, a nie podążać dalej i nakręcać ją do niebotycznych rozmiarów - tłumaczy Kazoń.

    - Bycie z drugim człowiekiem jest też lekcją szacunku dla jego odrębności – nawet wtedy (a może zwłaszcza wtedy), gdy nie podobają nam się jego decyzje, gdy stoją w sprzeczności z naszymi wyborami czy oczekiwaniami. Oczywiście jest to dla nas niezwykle ważne, jaki mamy wpływ na rozwój drugiej osoby, lecz prawda jest taka, że żaden albo niewielki - rozkłada ręce Marlena.

    Dodaje, że tym, czego warto szukać w relacji, jest oczywiście akceptacja, ale rozumienie bycia w "odpowiednio dobrym momencie życia", którego oboje nie chcą zmieniać. A jeśli zmieniają, to razem.

    Czytaj także: