Dominika skończyła dwa kierunki, jest psychologiem, specjalizuje się w pracy z wymagającą młodzieżą. Na uniwersytecie spędziła w sumie 8 lat. – Ten zawód wymaga ciągłego kształcenia, ale po to się żyje, żeby zdobywać wiedzę – powtarza nieugięta. Jej partner jest innego zdania. Ledwo skończył zawodówkę, nie ma nawet matury, pracuje jako spawacz. Jeśli nie istnieje termin "edukacyjny mezalians", to chyba czas go stworzyć.
Kobieta wykształcona i mężczyzna bez matury. Czy taki związek ma przyszłość?
Porozmawiałam z kobietami, których związki złośliwie są określane jako "pani magister i robol".
Czy "edukacyjny mezalians" ma znaczenie, gdy w grę wchodzi miłość?
Edukacyjny mezalians
Gdy zaczęłam zastanawiać się nad tematem związków z dużą różnicą w wykształceniu, pierwszym miejscem, do jakiego trafiłam były oczywiście czeluści internetu. Fora, na których tabu i cenzury brak, bo każdy jest anonimowy.
Po zarzuceniu niewinnego pytania kończącego się frazą: "czy takie związki mają przyszłość", zostałam... zaatakowana. To już nawet zapytać nie można? Jak twierdziło kilka z anonimowych internautek, moje pytanie było szalenie dyskryminujące i klasistowskie, mimo że zabrakło w nim przecież tezy, mojego stanowiska.
"Miłość nie ma nic do wykształcenia! Nie wiem, po której stronie związku z 'mezaliansem edukacyjnym' jesteś, że zadajesz tak głupie pytania" – grzmiała jedna.
"Człowieka nie kocha się za to, jakie studia skończył, a za to, jaki jest!" – zostałam szybko uświadomiona.
"Pewnie jesteś jedną z tych przemądrzałych nauczycielek, które tak głupieją od kontaktu z dziećmi, że wydaje im się, że pozjadały wszystkie rozumy i z robolem się już nie zwiążą. Wielka mi pan magister!" – dodał jakiś Janusz28.
Jedno jest pewne, mimo że sami przekonywali, że "wykształcenie nie ma nic do rzeczy", to coś jednak na rzeczy jest. Wiele osób, z którymi rozmawiałam, poczuło się opresyjnie potraktowanych przez sam fakt tak sformułowanego pytania. Dopuszczenie do siebie myśli, że partner mógłby ocenić ich po wykształceniu, było po prostu bolesne i upokarzające.
I oczywiście – wykształcenie nie równa się inteligencji, życiowej mądrości, otwartości czy wartości człowieka. Czy to jednak oznacza, że nie mamy prawa wybrać partnera według własnych kryteriów? Wygląd także nie świadczy o wartości, nikt jednak nie dziwi się, że każdy z nas ma swój typ.
Ambitna po studiach, nieudacznik po zawodówce
Czy miłość faktycznie nie ma nic do wykształcenia? 28-letnia Monika, której rodzice od dziecka wpajali, że edukacja jest priorytetem, nie czuje się zawstydzona swoimi poglądami i mówi wprost: osoba niewykształcona nie jest dla mnie żadnym kandydatem na partnera.
– Co ma miłość do wykształcenia? Nic nie ma. Ale nie samą miłością związek żyje. Żeby coś było trwałe, stabilne i satysfakcjonujące dla obydwu stron, to punktów wspólnych, oprócz miłości, musi być dużo więcej – wyjaśnia. Pytam więc, jakich różnic, wynikających wyłącznie z wykształcenia, najbardziej by się obawiała.
– Osoba wykształcona jest zwykle ambitna, ma szersze horyzonty, jest bardziej otwarta na nowości, ukierunkowana na rozwój. Ktoś, kto skończył edukację na zawodówce – wręcz przeciwnie. Nie mówię tu o jakiejś wyjątkowej sytuacji, gdy ktoś musiał szybko się usamodzielnić ze względu na złą sytuację w domu. Ale i tu są sposoby na późniejsze uzupełnienie edukacji – dodaje.
– Nie wyobrażam sobie, o czym mogłabym rozmawiać z facetem, który posiada wiedzę na poziomie szkoły podstawowej, bo nie czarujmy się, w zawodówce to on się biologii czy historii nie uczył. Może to być i dobry człowiek, może i pracowity, nie neguję, ale w związku musi być porozumienie na poziomie intelektualnym również – podkreśla.
Dorota przez 6 lat była z chłopakiem, który skończył jedynie zawodówkę i zaczął pracę jako mechanik. Ona przez ten czas dokończyła studia z marketingu i zarządzania, zrobiła jeszcze jeden kurs potrzebny do pracy i rozpoczęła karierę w korporacji. Jak sama przyznaje, "miała wrażenie, że ona idzie do przodu, a on nawet nie stara się za nią dreptać".
– Podkreślałam zawsze, że różnica w wykształceniu mi nie przeszkadza. Paweł był troskliwy, czuły, opiekuńczy, odpowiedzialny. Czemu miałabym cenić go mniej niż moich kolegów po studiach, którzy zachowywali się jak dupki. Ale z czasem przepaść między nami zaczęła się zwiększać – wyjaśnia.
– Pytaniem, które najczęściej mi zadawał, było "po co". Mówię mu, że chcę zacząć dodatkowe studia, zrobić kurs, zapisać się na naukę niemieckiego, a on nieustannie odpowiadał "po co ci to, jeśli nie będziesz dzięki temu zarabiać więcej, to po co marnować czas?". Dla niego nic, co nie było praktyczne, nie miało sensu. Z czasem przestaliśmy mieć o czym rozmawiać i skończyłam ten związek. Miłość nie wystarczy. To nie był partner, który popychał mnie do działania, nie podcinał też skrzydeł, ale przestał być "partnerski". Był niczym dziecko – dodaje.
Wstyd przed znajomymi
Wiele kobiet, z którymi rozmawiam, odwołuje się do sytuacji poznania partnera mniej wykształconego ze swoimi znajomymi. Uważają, że o ile różnice w ich intymnej relacji nie muszą być dyskwalifikujące, o tyle otoczenie może szybko zweryfikować i ocenić partnera, który "odstaje".
– Krąg znajomych zweryfikuje wszystko. Trudno byłoby iść pani magister na wódkę do kolegów pana po zawodówce i odwrotnie. Pan po zawodówce zanudziłby się na śmierć, gdyby musiał słuchać rozmów przy lampce wina o ostatniej książce Tokarczuk. To jest oczywiście schemat, są wyjątki, ale to tylko wyjątki. Dlatego nawet jeśli kleiło się na randce, nie mogłabym być z kimś o niższym wykształceniu – tłumaczy mi dalej Monika.
Pani magister i robol
To jednak nadal gdybanie, wspominanie związków z młodości. Rozmawiam więc z Pauliną i Kamilą, które faktycznie są "paniami magister" w szczęśliwych związkach z mężczyznami pracującymi fizycznie, bez wyższego wykształcenia. W życiu nie nazwałyby ich robolami.
Paulina ma 36 lat, jest prawniczką, a jej narzeczony skończył zawodówkę na profilu budowlanym. Bardziej "stereotypowo" być nie mogło. Pytam więc z zainteresowaniem, gdzie tkwi ich tajemnica.
– Kluczem nie są przecież studia, bo one jeszcze o niczym nie świadczą, ale racja – porozumienie intelektualne i światopoglądowe jest dla mnie kluczowe. Więc nasza relacja nie potwierdzi tezy, że "intelekt nie ma znaczenia". Ma. Ale tego nie daje papierek – tłumaczy.
– Tomek, chociaż skończył zawodówkę, otworzył własną firmę budowlaną, zawsze był pracowity i dobrze zorganizowany. Czemu miałabym mu zarzucać brak dyplomu? Co ciekawe, on wcześniej za każdym razem był w związku z kobietą z wyższym wykształceniem, z dużego miasta, z rodziny z tradycjami intelektualnymi i odnajdywał się w tych relacjach – dodaje.
– Na co dzień dogadujemy się świetnie i nie nudzimy ze sobą, w zasadzie jest cudownie, a jesteśmy ze sobą półtora roku, w tym ponad rok mieszkamy razem. On czuje się akceptowany, ja bezpieczna. Czego więcej potrzeba? – podsumowuje.
Kamila jest nauczycielką, a jej mąż kierowcą tira. Paniusia w garsonce i chłop, który śpi w kabinie – można by złośliwie powiedzieć. Jak się dogadują?
– Nie wiem, jak mogłabym wypominać mojemu mężowi brak wykształcenia, skoro to on zarabia trzy razy więcej niż ja, utrzymuje nas i rozumie coś, czego wielu mężów moich koleżanek po studiach nigdy nie zrozumie. Że praca w domu to też praca, że nauczanie dzieci – chociaż przy biurku i 6 godzin dziennie, a nie 12, też jest wymagające – tłumaczy.
– Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że mam męża robola, a on nigdy nie powiedział, że "siedzę przy biurku i pije kawkę" albo że "praca w domu to nie praca". To nie zawód, a osobowość jest kluczowa. Mężowie moich przyjaciółek są dyrektorami, jak ja to mówię – w pracy szef, w domu szef. Są despotyczni i przemądrzali. Mój "tirowiec" jest za to partnerem – dodaje.
Wymoczek na studiach
Co ciekawe, rozmawiając z koleżankami i kolegami ze studiów, spotkałam się z kolejnym kontrowersyjnym stanowiskiem, które można streścić: "im bardziej wykształcony, tym mniej życiowy". O co chodzi? Pytam moją dobrą znajomą z czasów studiów.
– Sama wiesz, jak wyglądało w wieku 22 lat spotykanie się z rówieśnikiem. Mogliście iść na kawę do Costy, a potem do akademika albo jego pokoju w wynajmowanym z dwójką kumpli mieszkaniu. W wieku 24 lat obydwoje kończyliście studia i jedyne, co mieliście, to odłożoną kwotę na kaucję, żeby wynająć wspólnie kawalerkę. Im dłużej on studiuje, tym później się usamodzielnicie – wyjaśnia.
Dlatego Dagmara na studiach spotykała się ze starszymi chłopakami, właściwie starszymi mężczyznami, wykształcenie nigdy nie było dla niej kluczem, według którego wybierała. Mało tego, podkreślała, że wolałaby budowlańca bez studiów niż wymoczka z magistrem.
– Zarabianie tyle, żeby się wspólnie utrzymać na dobrym poziomie, wyznaczone cele, odpowiedzialność za kobietę, za rodzinę. To dla mnie "ogarnięcie życiowe" i faceci bez studiów, z którymi się spotykałam, byli tego samego zdania. Facet powinien zaopiekować się kobietą. A chłopcy po studiach kojarzyli mi się z takimi wymoczkami. Po 5 latach nauki zarabiali najniższą krajową. Fajnie porozmawiać o Mickiewiczu, ale fajnie byłoby też żyć na jakimś poziomie – dodaje.
To kobiety kończą uniwersytety
Czy związek "pani magister" i "robola" może się udać? Odpowiedź brzmi jak zwykle: to zależy. W Polsce więcej kobiet niż mężczyzn uzyskuje wyższe wykształcenie, więc jeśli to ono będzie kluczem przy wyborze partnera, panie zyskują ciągłą przewagę.
Szukanie osoby o podobnym poziomie wykształcenia, jak nasze, nie jest klasistowskie i nie ma nic wspólnego z podważaniem wartości człowieka. Szukamy osób podobnych do siebie pod każdym względem, a obniżanie własnych wymagań tylko po to, by nie wyjść na płytką, nie jest rozwiązaniem.
Jak wynika z historii moich rozmówczyń, porozumienie intelektualne jest ważne, ale o nim nigdy nie świadczył żaden papierek. Jak podkreśla jedna z nich: – Co prawda studia poszerzają horyzonty, ale w związku zawsze można się intelektualnie rozwinąć. Albo cofnąć. Zależy na kogo trafimy".
I to naprawdę niezależnie od poziomu jego wykształcenia.