
Powrót do pracy
Ostatnio, wspólnie z mężem, podjęłam decyzję, że muszę wrócić do pracy – niby do tej pory chcieliśmy, żebym została z naszą córką w domu jeszcze rok czy dwa, ale nasza sytuacja finansowa tak się pogorszyła, że uznaliśmy, że już nas na to nie stać.
Znalazłam pracę, miałam już termin rozpoczęcia współpracy i okazało się, że nasza córka nie dostała się do państwowego przedszkola. Kiedy zaczęłam przeglądać ceny prywatnych przedszkoli, czy oferty opiekunek, coraz bardziej się załamywałam. Przecież jeśli mielibyśmy płacić takie kwoty za opiekę nad córką, ten mój wielki powrót do pracy kompletnie by się nie opłacał.
Zostało więc nam koło ratunkowe: matka mojego męża, z którą nigdy nie miałam zbyt dobrych relacji, ale nie można odmówić jej tego, że bardzo dba o wnuczkę i zawsze jest gotowa do pomocy. Gdy ją poprosiliśmy, w domyśle czasowo, o opiekę nad naszą córką, z miejsca się zgodziła. 'I tak nie mam nic lepszego do roboty na emeryturze' – przekonywała. Niestety dziś wiem, że to był błąd.
Babcia kontra mama
Przez ten czas zauważyłam, że moja córka nieco zmieniła do mnie nastawienie. Z jednej strony to rozumiem, bo spędzałam z nią całe dnie, a teraz poniekąd zastąpiła mnie babcia – wiadomo więc, że mała będzie się do niej przywiązywała bardziej niż wcześniej. Jednak zauważyłam też pewne niepokojące sygnały.
Teściowa czasem się zasiedzi i zostaje u nas w domu do późnego wieczora. Teoretycznie nie mam nic przeciwko, bo nie chcę traktować jej jak darmowej niani i równo o 17, kiedy wracam do domu, podziękować i zamykać za nią drzwi. Teściowa jest też dosyć samotna, więc nie dziwię się, że woli spędzać czas z nami niż w pojedynkę.
Jednak od jakiegoś czasu moja córka woli, kiedy to teściowa ją usypia a nie ja. Z początku nie miałam nic przeciwko, ale teraz mnie to martwi, bo przez to, że większość dnia spędzam w pracy i tak nie mamy z córką już tyle wspólnego czasu.
Kolejną sprawą jest to, że kiedy córeczka płacze, wyciąga rączki do... babci, nie do mnie. Mocno zaczęłam się tym przejmować, ale mąż mnie cały czas uspokajał, że przesadzam i może jestem nawet lekko zazdrosna.
Z babcią można wszystko
Szybko zauważyłam też, że moja córka jest bardziej nerwowa i mniej znosi wszelki sprzeciw. Mam kilka zasad, których się trzymam: nie daje małej żadnych słodyczy, nie włączam bajek, nie daje jej do zabawy telefonu. Te reguły nie są żadną tajemnicą i teściowa doskonale o nich wie. I tu zaczyna się historia stara jak świat, czyli sabotowanie przez babcię zasad ustalonych przez rodziców.
Zorientowałam się, że teściowa łamie wszystkie te zasady i moja córka przez cały dzień siedzi, je cukierki, a potem jeszcze ogląda godzinami bajki. Zaczęłam znajdować w koszu na śmieci papierki po słodyczach i wściekłam się, kiedy zauważyłam też opakowanie po popcornie. Milion razy mówiłam teściowej, że pod żadnym pozorem ma nie dawać tego córce do jedzenia. Efekt jest taki, że małej tak posmakowało, że teraz mnie terroryzuje jak tylko miniemy w sklepie półkę z tego typu wyrobami.
Generalnie wszystko, na co ja powiem 'nie', moja teściowa mówi 'tak'. Wystarczy, że córka się ładnie uśmiechnie i powie, że chce batonika, a teściowa już biegnie z nią do sklepu, żeby sobie powybierała, co chce. Nie mam nic przeciwko, żeby od czasu do czasu zrobiły sobie taki wypad, ale nie codziennie.
Kolejną sprawą jest telefon. Odkąd teściowa zostaje z córką, mała ciągle dopomina się telefonu i gdy tylko przyuważy, że ja albo mąż coś na nim robimy, chce się nim pobawić. Wiem że teściowa daje jej telefon, bo nawet pokazywały mi zdjęcia, która razem robiły.
Cel: sympatia
Z początku myślałam, że moja teściowa robi to, bo nie umie inaczej poradzić sobie z dzieckiem i nie widzi możliwości spędzania czasu inaczej. Jednak prawda jest nieco inna i teściowa pozwala na wszystko małej, bo... chce się wkupić w jej łaski. A dziecko korzysta.
Córka zaczęła często powtarzać, że babcia jest najfajniejsza, że bardzo kocha babcię. Raz, kiedy dosłownie wyjęłam jej słodycze z rąk, które sama sobie wzięła ze stołu, kiedy byli u nas goście, powiedziała, że mnie nie lubi i... chce do babci. Przepłakałam wtedy pół nocy.
Jednak miarka się przebrała, kiedy niespodziewanie weszłam do pokoju, gdy teściowa pytała moją córkę... kogo lubi 'najbardziej na świecie'. Oczywiście w tym samym czasie dawała jej słodycze. Wolę już chyba mieć mniej pieniędzy i żyć od pierwszego do pierwszego, ale mieć normalne dziecko, jak kiedyś. Przecież ta kobieta jest nienormalna!
Od redakcji
Konflikty na linii rodzice-dziadkowie zdarzają się niezwykle często. I ciężko się temu dziwić, bo w tych sytuacjach dużą rolę odgrywają też różnice pokoleniowe i problemy komunikacyjne. I wydaje się, że tego zabrało w historii opisanej przez autorkę listu.
Najlepszym sposobem na rozwiązanie tego konfliktu jest szczera rozmowa z teściową, najlepiej w obecności męża, który może spojrzeć na sytuację z jeszcze innej perspektywy. Skoro babcia nie dostała wyraźnych komunikatów, że jej zachowanie ma tak znaczący wpływ na zachowanie dziecka, może nie być do końca świadoma konsekwencji swoich wyborów.