Ostatnio przeglądałam forum dla mam i rzucił mi się w oczy post dziewczyny, która pisała o tym, że jej teściowa we wszystko się wtrąca i nie ma oporów, żeby dać 3-miesięcznej wnuczce "na spróbowanie" capuccino. Brzmi nieodpowiedzialnie i okropnie.
I niestety, ale dla mnie brzmi też znajomo. Matka mojego męża jest niereformowalna, a jej pomysły nieraz wyprowadzały mnie z równowagi. A dawanie dziecku kawy to tylko jeden z wielu "mądrych" i "odpowiedzialnych" pomysłów, na które do tej pory wpadła.
Jeśli miałabym wskazać absolutnie najgorszą rzecz, którą robi moja teściowa to bez dwóch zdań jest to palenie papierosów. Nie interesuje mnie to, czy pali sobie sama w domu, na ulicy, niech robi to, kiedy chce i gdzie chce. Ale nie przy moich dzieciach!
Ta kobieta nie potrafi wysiedzieć godziny bez papierosa. Kiedy do nas przychodzi, to podczas takiej 3-godzinnej wizyty kilka razy wychodzi "na dymka". Oczywiście nie pali w domu, ale pali na balkonie. Zdaniem mojego męża to już jest w porządku.
A moim nie, bo przez uchylone drzwi cały ten smród leci prosto do naszego mieszkania. I co istotne, balkon wychodzi z pokoju moich dziewczynek, więc to właśnie w ich pokoju czuć później dym. Kiedy zamykałam za nią drzwi na tym balkonie, tak na zatrzask, to mąż robił mi wyrzuty, że przesadzam. Przynajmniej wtedy mniej śmierdziało w domu.
No więc ja się domagam, żeby teściowa całkowicie wychodziła z naszego mieszkania, jeśli chce zapalić, ale nikt poza mną nie uważa, że papierosowy dym szkodzi dzieciom, które wtedy bawią się w pokoju. Zresztą teściowa znajduje milion powodów, dla których nie wyjdzie na tego papierosa przed blok: a to pada, a to mieszkamy na trzecim piętrze bez windy i ciężko jej potem wchodzić, a to zimno, a to nie ma kosza pod blokiem i ona nie będzie chodziła i szukała. Ciągle coś.
Palenie przy moich dzieciach to nie jedyna rzecz, która zdaniem mojej teściowej nie jest szkodliwa, więc można ją robić do woli mimo moich protestów. Kolejna to oczywiście zasypywanie dzieci tonami słodyczy: batonikami, żelkami, chałwami, nawet chipsami.
Ale najgorsze jest to, że ona też potrafi dać mojej 1,5-rocznej córce kawę rozpuszczalną na łyżeczce. Kiedy to zobaczyłam, nerwy mi puściły i zrobiłam awanturę. Mój mąż zastał nas całe w nerwach, więc teściowa popłakała się i powiedziała, że nigdy więcej do nas nie przyjdzie. A mąż był na mnie zły, że ona przecież nie chciała nic złego, a ja doprowadziłam ją do płaczu.
"Z mlekiem to przecież nie kawa" – przekonywała i tłumaczyła się jeszcze, że nie mówiłam, że ma nie dawać dzieciom kawy. Normalnie szlag mnie trafił, że można być takim bezczelnym. Żeby nie dawać dzieciom wódki też jej nie mówiłam – to znaczy, że można dać maluchom alkohol? Po prostu nie przyszło mi do głowy, że jest tak nieodpowiedzialna!
Tych pomysłów było oczywiście o wiele więcej: kiedy córka miała dwa miesiące, teściowa potrafiła wsadzić jej słuchawki do uszu, żeby "posłuchała sobie muzyki". Innym razem zauważyłam, jak chciała dać mojemu dziecku smoczek, który dopiero co upadł ma ziemię. W ogóle nie uważa i potrafi postawić gorącą kawę tuż obok mojej młodszej córki. Zdarza jej się przeklinać przy naszych dzieciach.
Mój mąż twierdzi, że przesadzam i co jakiś czas namawia mnie, żebyśmy zostawili córki pod opieką babci tak sam na sam. Chce, żebyśmy mogli się wyrwać tylko we dwoje do kina czy do restauracji. Ale ja kompletnie nie ufam tej kobiecie i jeśli miałabym zostawić dzieci pod czyjąś opieką, to wolałabym już, żeby to był ktoś obcy. Boję się, że teściowa i jej szalone pomysły doprowadzą kiedyś do tragedii.
Autorka listu powinna szczerze porozmawiać z mężem o swoich obawach względem teściowej. Opisane sytuacje wskazują na to, że ten lęk może być uzasadniony: teściowa wiele razy zawiodła zaufanie autorki listu. Nawet jeśli babcia uważa, że zasady wprowadzone przez mamę dzieci nie są racjonalne, to powinna się do nich dostosować.
Obawy budzi też postawa męża, który zdaje się nie dostrzegać niczego dziwnego w zachowaniu swojej matki. To może być dosyć typowe zachowanie, bo ciężko jest nam krytycznym okiem spojrzeć na swoich bliskich. Być może mężowi tak zależy na tym, by jego matka była obecna w życiu jego dzieci, że nie dopuszcza do siebie, że jej zachowanie jest dla nich po prostu szkodliwe.