"Posłuchałam obcych kobiet z internetu i odeszłam od męża. Teraz nie wiem, jak to odkręcić"
List do redakcji
13 maja 2022, 15:12·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 maja 2022, 15:12
"Poradziłam się obcych kobiet z internetu, które jednomyślnie uznały, że mój mąż na pewno mnie zdradza. Okazało się, że nie zdradzał, ale zanim się o tym przekonałam, rozbiłam swoje małżeństwo".
Reklama.
Reklama.
Kryzys w małżeństwie
"Przez ostatnie miesiące totalnie nie układało mi się z mężem: siedział w pracy do późna, czułam, że w ogóle się mną nie interesuje, zaniedbuje mnie. Może faktycznie tak było, że trochę przesadzałam i sama się nakręcałam, ale naprawdę byłam nieszczęśliwa i... no cóż, trudno to przyznać, ale chyba zakompleksiona.
Nie do końca poradziłam sobie z ponadprogramowymi kilogramami po ciąży i zmianami, które zaszły w moim ciele. Po porodzie zauważyłam, że mam jakby rzadsze włosy i zostały mi jakieś plamki, zmiany hormonalne na twarzy. Patrzyłam na siebie i chciało mi się płakać z bezsilności, że wyglądam tak, jak wyglądam. Czułam się brzydka. Każdą kobietę, którą mijaliśmy na ulicy i na którą mój mąż odważył się podnieść wzrok, traktowałam jak konkurencję.
W pewnym momencie, choć niełatwo było mi sobie to uświadomić, zaczęłam być w stosunku do męża nieco agresywna. Gdy próbował mnie uspokoić i zachęcić, żebym poszła na siłownię, do dietetyka czy do kosmetyczki, skoro tak mi przeszkadza mój wygląd, od razu unosiłam się emocjami, że skoro on 'każe mi' chodzić i się odchudzać, to chyba jemu przeszkadza to bardziej niż mnie. Wkładałam mu do ust słowa których nigdy nie powiedział: że jestem dla niego nieatrakcyjna, nie podobam mu się i tak dalej. Teraz widzę, że odwracałam kota ogonem i mocno przeginałam.
Mądre rady z internetu
Byłam rozemocjonowana i w pewnym momencie uznałam, że poradzę się dziewczyn na jednym z forum dla mam. Bardzo często internautki wstawiają tam szczegółowe opisy swoich problemów z mężami i partnerami, a pozostałe dziewczyny naprawdę angażują się w ich rozwiązanie: analizują sytuację, rozważają milion scenariuszy, doradzają i dzielą się swoimi podobnymi doświadczeniami.
No więc gdy coś we mnie pękło, a mąż po raz kolejny nie odpisywał mi na moje wiadomości w pracy czy nie odbierał telefonów, opisałam moje rozterki na jednej z grup. Byłam w szoku, bo w ciągu pierwszej godziny mój post miał już ponad 100 reakcji i kilkadziesiąt komentarzy.
Niestety większość z nich była... negatywna, jak się domyślacie. Dziewczyny pisały, że nie rozumieją, co jeszcze robię z moim mężem. 'Przecież to toksyk.', 'A co, jak nie schudniesz, to cię rzuci? Z niego taki Brad Pitt?', 'Jak tak długo siedzi w tej pracy, to pewnie cię zdradza', 'Mój mąż też się tak zachowywał, nagle przestałam mu się podobać po porodzie. Potem się okazało, że ma inną', 'Uciekaj póki możesz', 'Dasz sobie radę z malutkim dzieckiem sama' – pisały a mnie robiło się coraz bardziej gorąco.
W pułapce emocji
Czytałam każdy komentarz i brałam go sobie do serca. Najbardziej, wiadomo, ufałam tym paniom, które radziły mi na podstawie własnych doświadczeń. Nie interesuje się? Uważa, że jesteś nieatrakcyjna? Zostaje w pracy po godzinach? To musi być zdrada. Niestety w to uwierzyłam i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, zresztą tak było najwygodniej, że jestem ofiarą, a mój mąż oprawcą.
I wtedy postanowiłam iść za ciosem i zrobiłam coś, czego od kilku tygodni żałuję najbardziej na świecie: spakowałam walizki mojego męża i postawiłam je w przedpokoju tak, by były pierwszym, co zobaczy po przyjściu z pracy. Jakie to było filmowe. Jakie to było żałosne.
Konfrontacja
Oczywiście mąż chciał wyjaśnień, więc ja, pewna już zdrady i tego, że jest toksycznym typem, który wysyła mnie na siłownię, powtórzyłam jak z pamięci wszystkie argumenty i tezy, które na tacy podały mi moje nowe koleżanki z internetu.
Mąż się wypierał, ja krzyczałam, nasza córka zaczęła płakać. Ogólnie zrobiła się taka atmosfera i awantura, że gdyby mąż nie trzasnął drzwiami i nie wyszedł z tymi walizkami, to pewnie sąsiedzi wezwaliby policję.
Wypierał się wszystkiego. Wtedy podchodziłam do tego lekko i z lekceważącym uśmieszkiem, bo przecież byłam święcie przekonana o swojej racji. Byłam zamroczona emocjami i kompletnie nie myślałam racjonalnie. Mówił, że na żadną siłownię mnie nie wysyła, że przecież sama narzekałam, że jestem za gruba. Że siedział w pracy do późna, bo bierze jak najwięcej nadgodzin i zwyczajnie nie mamy pieniędzy na te wszystkie podwyżki cen i rat kredytów.
Im dłużej trwała ta awantura, tym mój mąż był bardziej wściekły. Zaczął krzyczeć, że haruje jak wół od rana do wieczora, a gdy tylko wraca do domu to pierwsze co widzi, to moja skwaszona twarz. Że on kombinuje jak wyczarować 800 zł więcej na ratę kredytu, nie mając żadnej szansy na podwyżkę w pracy, a ja siedzę cały dzień z lupą w dłoni i patrzę, czy przypadkiem nie przybyło mi cellulitu. A potem ciągle na coś narzekam i kompletnie nie widzę nic poza czubkiem własnego nosa. Po tym trzasnął drzwiami.
Nie ma drugiej szansy
Mąż przychodzi do nas codziennie po pracy chociaż na pół godziny, bo chce widywać naszą córkę tak jak wtedy, gdy z nami mieszkał. Jednak ze mną prawie nie rozmawia, a jak już się odezwie, to po to, żeby mnie poinformować, że nie wie, jak rozwiążemy tę sytuację.
Ja zrozumiałam mój błąd. Okazało się, że mój mąż chodził też jak struty przez ostatnie tygodnie, bo wisiało nad nim widmo redukcji etatów w firmie. Był zestresowany, że zaraz stracimy jedyne źródło utrzymania. Niestety, ale ja przed zajściem w ciążę nie miałam umowy o pracę, więc moje 'przychody' zapewnione przez państwo na ten moment są niewystarczające na życie. Teraz jest mi jeszcze bardziej wstyd, że on tak dużo pracował, żeby nas utrzymać, a ja jeszcze mu dokładałam nerwów.
Tęsknię za nim i oddałabym wszystko, żeby wrócić do tamtego dnia, gdy pisałam ten głupi post w internecie. Nie wiem, jak to odkręcić i nie wiem, czy da mi jeszcze drugą szansę. Boję się, że naprawdę złoży pozew rozwodowy".
Od redakcji
Nie ma lepszego rozwiązania niż próba szczerej rozmowy z mężem. I właśnie od tego trzeba było wcześniej zacząć: zamiast oskarżać męża o zdradę, należało najpierw na spokojnie powiedzieć mu o swoich obawach i zapytać, czy są uzasadnione.
Warto też mieć świadomość, że ludzie w internecie są po prostu różni i trzeba zachować chociaż minimum dystansu i instynktu samozachowawczego. Niektórzy radzą zgodnie ze swoim sumieniem i doświadczeniem, ale są też ludzie, którzy mogą wykorzystywać czyjąś naiwność, żeby mu zaszkodzić.
I tu wracamy do punktu pierwszego: rozmowa. Warto też rozwazyć wizytę u specjalisty. Terapia par i/lub indywidualna pomogą w zrozumieniu zaistniałej sytuacji, jej przyczyn, waszych uczuć i potrzeb.