Wylecieć na weekend z przyjaciółkami, też matkami. Wylecieć do nie tak bezpiecznego teraz miasta, Paryża. Zostać okradzioną, stracić dokumenty, błagać konsula RP w Paryżu o pomoc. I po raz kolejny zrozumieć, że kobiety to siła. Masz przyjaciółki– masz moc. Co więcej: możesz je poznać na internetowym forum dla matek.
Tak, znam stereotypowe opinie. Z forów internetowych (szczególnie tych dotyczących rodzicielstwa) korzystają: głównie kobiety, średnio inteligentne, średnio zapracowane. To siedliska żmij. Miejsca wymiany informacji: głupich, nikomu nieprzydatnych. Kiedy w wyszukiwarkę wpisuje hasło: „przyjaźń w internecie" czytam też, że portale społecznościowe nie pomagają, a wręcz przeszkadzają w nawiązywaniu przyjaźni. Ot po prostu, marnowanie czasu.
Fakty. Mój ostatni weekend. Spędzony w Paryżu z dwunastoma kobietami, które ponad dziewięć lat temu poznałam w internecie. Pozornie łączy tylko to, że wszystkie urodziłyśmy dzieci w styczniu 2006 roku. I pewnie rzeczywiście nigdy byśmy się nie poznały, gdyby nie ten fakt. Każda z nas weszła na bardzo popularne w internecie: „fora rówieśnicze". Po licha kobiety logują się na takich portalach?
Nick (pseudonim) gwarantuje anonimowość. Opowiadasz więc to, z czym nigdy nie podzieliłabyś się np. z mężem, koleżankami z pracy, kobietami bezdzietnymi. Nie tracisz czasu, zakładasz wątek, piszesz co ci leży na wątrobie, pozamiatane. Dzięki temu nie zamęczasz przyjaciół w realu, których– z całym szacunkiem– guzik obchodzą twoje mdłości, zgagi, skurcze, częste sikanie i problemy z zaparciami, które masz, bo dziecko się rozpycha. Guzik ich też potem obchodzi twój niemowlak. Przyjdą, popodziwiają, ale za chwile chcą rozmawiać z tobą o innych rzeczach. Co innego koleżanki z forum. Pokłady cierpliwości.
Niektóre są encyklopedią wiedzy o ciąży, inne książką teleadresową, z namiarami na najlepszych specjalistów, inne lepsze niż niejeden psycholog. Pomnóż wiedzę razy kilkadziesiąt, dobrą energię, poczucie humoru i radość życia. Dzięki dziewczynom poznanym na forum miałam najlepszą ciążę na świecie, najlepszy pierwszy rok z życia dziecka, a moi znajomi są szczerze mi wdzięczni, że nie zadręczałam ich swoją nową rolą.
Na tym można by skończyć swoją historię z netem. Masz roczne dziecko, jesteś już doświadczoną matką, masz sprawdzonego pediatrę, neurologa, nefrologa, alergologa czy kogo tam jeszcze. Czujesz swoje dziecko, więc nie musisz co chwilę pytać, o co do cholery mu chodzi, kiedy drze się nieustannie, dlaczego boli go brzuch, głowa, noga i czy z taką temperaturą już do szpitala czy niekoniecznie.
Dlaczego zostajesz? Bo anonimowe matki stają się koleżankami. Wiesz, która ma jakie małżeństwo, co ją wkurza, w czym jest świetna, w czym dużo gorsza. Poznajesz je w realu. Jedziesz na pierwszy zjazd, drugi, trzeci. Na początku jest sztywno i dziwnie. Głos staje się twarzą, potem jest coraz lepiej, choć twój mąż (nie tylko twój) puka się w czoło, znajomi w realu też pukają się w czoło, bo czego inteligentna, mająca przyjaciół kobiet może szukać wśród nieznajomych lasek. A szuka przecież tego, czego zawsze szuka się w relacji z drugim człowiekiem: zrozumienia, wymiany doświadczeń, dobrej zabawy.
Debilki? Obalmy ten mit. Na moich forum jest kilka kobiet – naukowców. Fizyczka, chemiczka, filozofka, historyczka. Szefowa dużej Fundacji, właścicielki firm, kobiety na stanowiskach, policjantka, położna, psycholożka, wspaniała architektka wnętrz. Mogłabym długo wymieniać. Wszystkie są inteligentne, zabawne. Rozmowy przez lata ewoluują. Jedna z nas straciła w wypadku męża, innej mąż ciężko choruje, kilka się rozwiodło, kilka zakochało. Dwie z nas zakochały się w drugiej kobiecie (nie z forum). Większość rodziła kolejne dzieci. Niektóre po licznych poronieniach. Traciłyśmy pracę, zdobywałyśmy nową, niektóre przeprowadzały się do innych krajów i zaczynały wszystko od nowa. Jesteśmy średnią statystyczną.
Ktoś mógłby na naszym przykładzie się doktoryzować z tematu: „kobieta XXI wieku". W czym mamy lepiej? Nie jesteśmy same. Przez te ponad dziewięć lat dajemy sobie ogromne wsparcie.
Były awantury, spektakularne odejścia, powroty– trochę jak w małżeństwie. Idealna lekcja tolerancji. Bo przecież jesteśmy różne. No i lekcja, żeby nie oceniać innych po pozorach. Wariatka bywa najstabilniejsza, najchłodniejsza, najbardziej empatyczna.
Uczymy się też razem, że kobieta nie jest, nie powinna być tylko matką, żoną i pracownicą. Może być też kumpelką. Może wyjeżdżać sama, odreagowywać, mieć czas na przyjemności. Bez wyrzutów sumienia.
Ostatni weekend, w Paryżu to pokazał. Dwadzieścia bab w listopadzie kupiło bilety do Paryża (ponad sto złotych za bilet w dwie strony). Leciałyśmy z Krakowa, Warszawy i Wrocławia. Bliscy w panice: „Paryż teraz, oszalałyście". Część z nas boi się latać, część nie przepada za tłumem, część porzuciła pracę. A jednak. Było Montmartre, Moulin Rouge, Pola Elizejskie, wieża Eiffla. Dużo znanych i mniej znanych miejsc. Rozmowy do nocy, kojenie lęków, poziom abstrakcyjnych dialogów– milion. Nieustannie między „Myśmy chyba zwariowały", a „Wow, nasza więź to ewenement".
Mnie na Polach Elizejskich okradli. Straciłam karty, wszystkie dokumenty„Fuck! To niemożliwe." wrzeszczałam, jak przystało na histeryczkę. „Żyjesz? Masz zdrowe dziecko?" szarpała mnie Magda. Oliwia wydzwaniała do konsulatu, Sylwia na stronie przewoźnika dowiadywała się, czy mogę wrócić do kraju na ksero dokumentu. Kasia, poważna prawniczka natychmiast zaprowadziła mnie na policję. Potem poszła ze mną do automatu do robienia zdjęć i waliła w niego, jak oszalała, żeby wreszcie zaczął działać. Każda oferowała, że wróci ze mną pociągiem, autokarem. To one postawiły na głowie konsulat. „Proszeeeeee pana, my mamy wszystkie małe dzieci, musimy wrócić do Polski, a przecież nie zostawimy koleżanki". Skończyło się na tym, że Jarosław Horuk, konsul polski w Paryżu w niedzielę rano otworzył konsulat tylko dla mnie (dziękuję!) i w dziesięć minut wyrobił mi tymczasowy paszport.
Moja mama powiedziała kiedyś, że największą siłą napędową naszego życia są inne kobiety. Że jeśli my same się nie będziemy wspierać, to kto nam pomoże? Całym swoim życiem pokazała mi, że z kobietami nie powinno się walczyć, rywalizować. Można je uwielbiać, uczyć się od nich, pomagać im i dostawać od nich to samo. A największe szczęście to spotkać kobiety, które czują to samo. Nie po to, żeby stworzyć Seksmisję XXI wieku, ale po to, żeby fajniej i szczęśliwiej żyć. I dobrze się bawić:).
Jeśli więc ktoś uważa, że fora internetowe to rozrywka dla bezczynnych, średnio ogarniętych matek– niechże popuka się w czoło.
Albo niech się nie puka w czoło, ale pozna nas. Następnym razem lecimy do Amsterdamu. Bez dzieci. Zapraszamy :)