
"Poznaliśmy się rok temu u wspólnych znajomych. Był całkiem przystojny, siedział z boku, jakby był bardziej obserwatorem niż uczestnikiem wydarzeń. Nie brylował w towarzystwie, ale też nie sprawiał wrażenie odludka.
Bił od niego taki wewnętrzny spokój, na który od razu zwróciłam uwagę. Ponieważ sama jestem osobą niezwykle energiczną, wszędzie mnie pełno i lubię, gdy zawsze coś się dzieje, ten jego stoicyzm bardzo mi zaimponował” – pisze Dorota.
Uwypukliły się różnice w naszych temperamentach
Zaczęli się spotykać kilka tygodni później, po mniej więcej pół roku podjęli decyzję o wspólnym zamieszkaniu.
"Nie była ona pochopna, podjęta pod wpływem chwili czy impulsu. Wiedziałam, że to facet dla mnie – odpowiedzialny, zrównoważony, trochę cichy, ale solidny, na którym zawsze mogę polegać. Wyznajemy takie same wartości, mamy podobne spojrzenie na życie.
Oboje zbliżamy się do 30-tki, więc traktujemy ten związek poważnie. Jest jednak pewne ‘ale’, z którego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, dopóki nie zamieszkaliśmy razem” – pisze Dorota.
Przyznaje na początku było cudownie i każdą wolną chwilę spędzali w domu, bo nie mogli się nacieszyć wspólnym mieszkaniem. Jednak po kilku tygodniach mocno uwypukliły się różnice w ich temperamentach. To, co wydawało jej się dotychczas atrakcyjne, zaczęło ją coraz bardziej irytować.
On chce oglądać serial, ja iść na imprezę
"Wiedziałam, że wiążę się ze spokojnym człowiekiem, typem domatora, który raczej nie zaskoczy mnie żadnym szalonym pomysłem czy jakąś spontaniczną akcją. Ale nie spodziewałam się, że naszą główną rozrywką będzie siedzenie w domu.
On najchętniej po pracy coś ugotowałby i odpalił netfliksa, ewentualnie poczytał książkę, ja potrzebuję gdzieś wyjść, spotkać się z ludźmi, przeżyć coś nowego. Tymczasem wyciągnięcie go z domu graniczy z cudem, muszę go namawiać, prosić, przekonywać i powoli mam już tego dość” – pisze Dorota.
Przyznaje, że jej facet nie ma problemu z tym, że ona pójdzie gdzieś sama, skoro tego potrzebuje. Zachęca ją nawet do wyjść, ale samemu nie chce mu się nigdzie ruszać.
Wyszłam kilka razy sama, ale czułam się jakoś dziwnie. Mam chłopaka, może wkrótce narzeczonego, a on nie spędza ze mną czasu poza domem. Nie chodzi mi o to, żebyśmy byli jak papużki nierozłączki, ale jednak chciałabym i obejrzeć z nim serial na kanapie, i wyjść z nim na całonocną imprezę z przyjaciółmi.
A czasem mam wrażenie, że związałam się z mentalnym emerytem i mam wrażenie, że różnica w naszych temperamentach coraz bardziej będzie przeszkodą w naszym związku” – pisze Dorota.
Szukam dziury w całym?!
Przyznaje, że zwierzyła się przyjaciółce ze swoich rozterek, ale nie spotkała się z jej strony ze zrozumieniem.
"Powiedziała mi, że wymyślam i szukam dziury w całym. Uważa, że trafił mi się świetny facet, który traktuje mnie poważnie i myśli przyszłościowo o naszym związku, a ja tego nie doceniam.
Co więcej, usłyszałam od niej, że powinnam przemyśleć, co tak naprawdę mi w nim przeszkadza, bo wygląda na to, że szukam pretekstu do zerwania. Zdenerwowała mnie tym, bo to nie tak. Po prostu jestem zdania, że na dłuższą metę to może prowadzić do wzajemnych oskarżeń i frustracji.
Ja lubię podróżować, mój partner nie za bardzo, więc zaraz będziemy mieć kolejną przyczynę sporu. Poza tym uważam, że związek buduje się na wspólnych przeżyciach, a nasze ograniczają się jedynie do życia domowego.
Zdaję sobie sprawę, że ani ja nie zmienię jego, ani on mnie. Mnie irytuje ciągłe siedzenie w domu, jego męczy "wychodzenie na miasto”. Nie wiem więc, w jaki sposób mielibyśmy się spotkać w połowie drogi” – dodaje Dorota.
Wzajemne potrzeby
Psychoterapeuci podkreślają, że różnice pociągają nas zwykle w pierwszych fazach związku. Jednak fascynacja tym, jak druga osoba np. potrafi być stanowcza, może z czasem przerodzić się w zirytowanie, że ciągle musi mieć rację.
Normalne jest, że w miarę trwania związku stajemy się bardziej krytyczni wobec siebie nawzajem. Warto jednak pamiętać, że od naszej drugiej połowy możemy nauczyć się innego spojrzenia na świat właśnie dzięki temu, że jesteśmy tak różni. Warto jednak na bieżąco mówić o swoich potrzebach, bo gdy nie są one zaspokajane mogą rzeczywiście prowadzić do rozpadu związku.