
"Lubię moją szwagierkę, jesteśmy nie tylko rodziną, ale też koleżankami, bo dzielą nas zaledwie dwa lata różnicy. Wcześniej świetnie się ze sobą dogadywałyśmy, niestety wiele się zmieniło, gdy urodziłam dziecko. Ona jeszcze nie ma dzieci, za to wszystko wie najlepiej i ciągle mnie poucza. Jest trochę 'zakręcona' na punkcie ekologii i uważa, że źle opiekuję się dzieckiem” – opisuje Anna.
Mam prawo ułatwić sobie życie
Pierwszy zgrzyt między nimi pojawił się zaraz po narodzinach dziecka, gdy przyszła w odwiedziny.
"Nie mogła uwierzyć, że stosuję jednorazowe pieluchy. Powiedziała mi wprost, że postępuję nieekologicznie, że przecież będę wyrzucała tych pieluch ponad 10 dziennie, więc zaśmiecam planetę. Według niej pieluchy jednorazowe są też niedobre dla skóry dziecka, więc dodatkowo szkodzę córce.
Byłam po cesarskim cięciu, nawet nie miałam siły z nią dyskutować. Powiedziałam jej tylko, że zdecydowałam się na pieluszki jednorazowe z wygody i mam do tego prawo” – pisze Anna i dodaje, że gdy następnym razem spotkała się ze szwagierką, dostała od niej w prezencie kilka sztuk pieluch wielorazowych.
"Zdenerwowała mnie tym, bo nie lubię jak ktokolwiek narzuca mi swoje zdanie. Powiedziałam wprost, że będę używać pieluch jednorazowych i nie chcę, by ktoś na siłę przekonywał mnie do swoich poglądów. Po wielu miesiącach kwestię pieluch w końcu odpuściła, teraz krytykuje mnie za coś innego – uważa, że karmię córkę niezdrową żywnością” – pisze Anna.
Truję własne dziecko?!
Przyznaje, że zwykle robi zakupy w popularnym dyskoncie lub dużym markecie, bo kupuje jedzenie na cały tydzień. Wśród produktów są zarówno owoce, jak i warzywa, ale też mięso.
"Córka skończyła niedawno rok, coraz bardziej urozmaicam jej posiłki. Ostatnio szwagierka wpadła do mnie koło południa i w którymś momencie zapytała, gdzie kupiłam kurczaka, którego właśnie przygotowywałam dla małej.
Gdy usłyszała moją odpowiedź, powiedziała tylko, że chyba żartuję. Według niej truję własne dziecko, bo produkty z marketów są 'napakowane chemią'. Usłyszałam, że nie powinnam oszczędzać na dziecku i zacząć robić zakupy w sklepikach eko, gdzie na żywność są odpowiednie certyfikaty” – pisze Anna.
Dodaje, że zastanawia się, by ograniczyć kontakt ze szwagierką, bo uważa, że tym razem już przesadziła.
Mamy nie potrzebują "dobrych rad"
"Nie truję mojego dziecka, karmię je zdrowo i zróżnicowanie. Nie mam przeświadczenia, że w dyskontach jedzenie jest złe, a w sklepach ze zdrową żywnością – dobre. Bez przesady, nie dajmy się zwariować, w dużych sklepach też mogę kupić zdrowe jedzenie.
Oczywiście, idealnie byłoby wyhodować marchewkę czy cukinię we własnym ogródku, by mieć pewność, że jest zdrowa, choć nie wiem, czy wtedy szwagierka nie zarzuciłaby mi, że nieodpowiednio nawożę ziemię. Wiem, że takie są jej wartości, ale niech kieruje się nimi, gdy zacznie wychowywać własne dzieci, a nie wciąż wtrąca się w moje życie" – dodaje Anna.
Psychologowie podkreślają, że młode mamy i tak czują się na początku niepewnie, gdy wkraczają po raz pierwszy na ścieżkę macierzyństwa, dlatego łatwo wątpią w swoje rodzicielskie wybory. Dlatego tyle się mówi o tym, by udzielać rad młodym mamom tylko wtedy, gdy wyraźnie o to poproszą.