"Mam siostrę młodszą od siebie o 2,5 roku, więc właściwie całe dzieciństwo i czasy nastoletnie spędziłyśmy razem. Byłyśmy ze sobą blisko i zawsze się traktowałyśmy jak najlepsze przyjaciółki, choć wiadomo – czasem zdarzało się, że się pobiłyśmy, któraś drugiej coś zabrała albo popchnęła.
Ale generalnie zawsze była nami bliska więź – miałyśmy razem pokój, razem się bawiłyśmy, a w czasach szkolnych odrabiałyśmy lekcje i oglądałyśmy filmy i seriale. Myślę, że to było ważne dla naszej mamy – chciała, żebyśmy były blisko z racji tej samej płci i niedużej różnicy wieku" - rozpoczyna swój list do naszej redakcji Ania.
Kobieta ma młodszą siostrę, z którą były bardzo blisko, gdy były dziećmi. W dalszej części listu nasza czytelniczka opisuje swoją bliską relację z siostrą, gdy były małymi dziewczynkami.
"To pewnie też było dla niej ułatwienie, bo gdy miałyśmy jakieś 3-4 lata już byłyśmy w stanie zająć się wspólnie zabawą, a ona mogła w tym czasie poświęcić uwagę czemuś innemu, niż pilnowaniu nas i asystowaniu w zabawach.
No i generalnie byłyśmy dla siebie jak przyjaciółki także jako nastolatki – wiadomo, każda miała już trochę swoje towarzystwo, ale dzieliłyśmy pokój, wiec wieczorami rozmawiałyśmy, już leżąc w łóżkach, opowiadałyśmy sobie o wrednych nauczycielkach i skrytych miłościach do kolegów z klasy" - opowiada o swojej młodszej siostrze Ania.
Nasza czytelniczka przyznaje, że pierwsze zmiany w relacji z siostrą zauważyła jeszcze, gdy były nastolatkami. Ale najwięcej się zmieniło, gdy jedna wyjechała z rodzinnego domu na studia, a druga została z rodzicami: "Chyba pierwsza zmiana, jakichś zgrzyt nastąpił, gdy ja, jako ta starsza skończyłam szkołę średnią i poszłam na studia – wyprowadziłam się z domu, bywałam tylko raz na kilka tygodni.
Kontakt między nami się rozluźnił. Gdy przyjeżdżałam w odwiedziny, to moja młodsza siostra unikała kontaktu, przy każdej nadarzającej się okazji zostawiała mnie w domu z rodzicami, a sama wychodziła do koleżanek. Nie winię ja o to, bo wiadomo, każda z nas miała już trochę swój inny świat.
No i okazało się, że skoro byłyśmy bardzo blisko, będąc dziećmi, to nie oznacza, że będziemy miały silną więź jako dorosłe. Nagle okazało się, że każda z nas ma bardzo różne zdanie na wiele tematów – związków, dzieci, pracy czy polityki. Nie umiałyśmy złapać wspólnego języka w wielu sprawach" - zauważa kobieta. I dalej pisze o tym, jak dorosłe życie, praca i obowiązki zweryfikowały tę relację:
"Gdy stałyśmy się całkowicie dorosłe, pokończyłyśmy szkoły, zaczęłyśmy pracować same na siebie, okazało się, jak bardzo różne jesteśmy. Ja szybko założyłam rodzinę, marzyłam o dzieciach. Moja siostra imprezowała i podróżowała, spełniała inne marzenia.
Ciosem dla mnie było gdy nie pojawiła się na moim ślubie, bo była akurat na drugim końcu świata i nie wróciła z podróży na uroczystość. A nie wiedziała o niej od tygodnia, tylko przygotowania trwały ponad rok... Podczas innych rodzinnych uroczystości w rozmowach zaczęła mnie dziwnie traktować, komentować moje życiowe wybory i naśmiewać się z mojego związku.
Nie będę już wchodziła w szczegóły, ale doszło nawet do tego, że – mimo moich próśb – w rozmowach z moimi dziećmi starała się je przekonywać do swoich racji, które są dalekie od tego, jak ja wychowuję dzieci. Krótko mówiąc – moja siostra to małpa.
Na co dzień nie utrzymujemy kontaktu w ogóle, bywa w rodzinnych stronach tylko w przypadku dużych świąt i rodzinnych okazji, wiec zarówno ja, jak i moje dzieci widzimy ją dosłownie kilka razy w roku. Unikamy też kontaktu częstszego, bo każda ma zupełnie inne poglądy na życie i jakoś nie umiemy się porozumieć w wielu kwestiach" - przyznaje w swoim liście Ania.
Kobieta ma jedno jasne przekonanie, którym chce się podzielić z innymi czytelniczkami, które są matkami: "Dążę do tego, żeby powiedzieć jedną ważną rzecz – drogie mamy, dobrze, że wasze dzieci mają ze sobą bliską więź. Cieszcie się z tego i pielęgnujcie ją, ale nie wymuszajcie na nich, by za wszelką cenę utrzymywały ją ze sobą już zawsze.
Ja widzę, że nawet jeśli byłyśmy z siostrą przyjaciółkami, to teraz jesteśmy dla siebie prawie obcymi osobami. I to właściwie też jest w porządku – każda z nas jest indywidualną jednostką. To, że mamy wspólnych rodziców nie powinno nas zobowiązywać do bliskich kontaktów przez całe życie, jeśli każde z rodzeństwa jest aż tak różne i nie umie znaleźć wspólnego języka" – kończy swój list Ania.
Kobieta ma wiele racji – każdy z nas jest osobną osobą i nikt nie może nam narzucić bycia blisko z rodzeństwem. Nawet jeśli nie jest to wymarzona sytuacja dla reszty rodziny, np. rodziców, to każda ze stron musi to uszanować. To, że ktoś był blisko z rodzeństwem w czasach dziecięcych, wynika ze wspólnego dzielenia domu, często pokoju i bycia ze sobą blisko np. ze względu na wspólną zabawę czy zainteresowania.
Trzeba jednak pamiętać, że każdy jest kimś innym, nawet jako dzieci. To, że ktoś kiedyś był ze sobą blisko, nie zakłada, że w dorosłym życiu również będzie dla siebie najbliższym powiernikiem.
Może tak się stać, to nawet częste, że mamy z siostrami czy braćmi dzieci w podobnym wieku, wyjeżdżamy razem na wakacje i spotykamy się w weekendy. Ale nie jest to regułą, bo brak kontaktu z rodzeństwem też może być w porządku.
Czytaj także: https://mamadu.pl/161089,podobienstwa-roznice-rodzenstwa-charakter-zalezny-od-kolejnosci-urodzenia