Rita uczy w szkole podstawowej, która obejmuje 9 klas. Mamy możliwość obserwowania zarówno edukacji w klasach najmłodszych, ale też roczników, które kończą szkołę. Jak to wygląda? Czym różni się duński system edukacji od polskiego? No cóż, prawie wszystkim.
Dzieci traktowane na równi z dorosłymi
Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to serial, a nie film dokumentalny, jednak jego twórcy nie uciekają od typowo szkolnych problemów. Pokazana jest zarówno presja rówieśnicza, odrzucenie, trudności z integracją (bo jest w szkole spora grupa imigrantów), ale też kłopoty, jakie sprawiają zbyt wymagający rodzice, pojawia się też temat nastoletniej ciąży czy homoseksualizmu.
Nie bez przyczyny uważa się, że duński system edukacji jest jednym z najlepszych na świecie, pewnie dlatego, że jest oparty na otwartości, tolerancji i równości. Uczniowie zwracają się do nauczyciela na "ty”, bo to nie zwrot grzecznościowy "pani” buduje jego autorytet. Z pozoru wydawałoby się, że to nic nieznacząca różnica, ale jednak tak bardzo określa duńskie podejście do życia.
Brak tytułowania zaciera bowiem różnice między ludźmi, wiekiem, pozycją społeczną, a w przypadku dzieci podkreśla, że są traktowani na równi z dorosłymi. Trzeba je szanować, podchodzić do nich poważnie i przede wszystkim słuchać.
Nauczanie nakierowane na dziecko
I to jest jedna z najważniejszych cech duńskiej edukacji – koncentracja na uczniu i jego potrzebach. Zresztą zapisane jest to w ustawie Folkeskole, która stanowi podstawę funkcjonowania tego systemu. Mowa w niej o tym, że kształcenie powinno być zindywidualizowane i dostosowane do potrzeb ucznia.
Oczywiście wymaga się od niego, by robił postępy w nauce, ale nie przywiązuje się tam takiej wagi do ocen. Do 7 klasy obowiązują oceny opisowe – nauczyciel informuje, z czym sobie dziecko radzi i co ewentualnie trzeba poprawić. Dodatkowo szkoły mają dość sporą autonomię – mogą same decydować o sposobie organizacji dnia i formie nauczanych treści. Jeśli więc nauczycielowi nie brakuje kreatywności, lekcje mogą być naprawdę ciekawe i wciągające.
W "Ricie” widać też jak wielki nacisk kładzie szkoła na integrację uczniów i funkcjonowanie w grupie. Pracują w mniejszych zespołach, przygotowują wspólnie projekty – liczy się wzajemna komunikacja i współdziałanie. W jednym z odcinków okazuje się, że dzieci nie odwiedzają siebie nawzajem, dlatego nauczycielka z miejsca organizuje "rajd” po wszystkich domach.
Aborcja i homoseksualizm nie są tematami tabu
Oczywiście duński system edukacji to też wyraz wartości, jakie reprezentuje duńskie społeczeństwo. Są otwarci, tolerancyjni, brak tam typowej dla naszego kraju zaściankowości.
Gdy syn Rity (w pierwszym sezonie chodzi do ostatniej klasy) okazuje się homoseksualistą, oczywiście mierzy się z zaczepkami, złośliwymi żartami czy podśmiewaniem się ze strony rówieśników, ale jednocześnie ma pełne wsparcie wśród dorosłych, którzy oferują mu konkretne wsparcie w tej kwestii.
Podobnie jeden z odcinków dotyczy nastoletniej ciąży. Rita próbuje uzmysłowić uczennicy, że samotne macierzyństwo w wieku 16 lat to nie jest najlepsze rozwiązanie. Temat aborcji nie jest traktowany jak tabu – to jedna z opcji, wybór do rozważenia, który oczywiście niesie ze sobą jakieś konsekwencje. Ta duńska racjonalność i niezwykła otwartość na wszystkie tematy jest jednak czymś, co początkowo bardzo zdumiewa, gdy ogląda się serial.
Skostniały polski system edukacji
I jeszcze słowo o emocjach. Rozmowa jest tam podstawą komunikacji. Dzieci w szkole uczą się identyfikowania własnych uczuć i wiedzą, że mają do nich prawo. Nauczyciel jest kimś w rodzaju "moderatora”, który w mądry sposób nakierunkowuje dziecko, jak może je wyrażać.
Czasem aż z naszego (polskiego!) punktu widzenia szokuje, że tyle czasu poświęca się dziecku, by dotrzeć do jego emocji, do tego, co naprawdę czuje i chce powiedzieć, zamiast po prostu "kazać” mu coś zrobić. Dlatego przed nami jeszcze długa droga, bo przez chociażby takich ministrów jak Czarnek nadal mamy skostniały i konserwatywny system edukacji, w którym brakuje otwartości, tolerancji i myślenia o uczniach.