"Oszukuję dzieci, że muszę wieczorem popracować, by nie spędzać z nim czasu. Potrzebuję spokoju"
List do redakcji
03 lutego 2022, 14:01·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 03 lutego 2022, 14:01
Kocham moje dzieci nad życie, ale spędzam z nimi za dużo czasu. Przez pandemię od prawie 2 lat pracuję z domu i niby super, dzieciaki dopilnowane, można popracować w piżamie, ale od jakiegoś czasu czuję się osaczona we własnym domu. Duszę się i nie umiem się z tego wyrwać. Oszukiwanie bliskich stało się moją metodą, by mieć święty spokój, gdy spędzam wieczór w domu. Zalazłam sposób, by było mi lżej. Nie jestem pewna, czy to dobre rozwiązanie, ale na razie działa...
Reklama.
Kocham, ale mam dość
Mam dwoje dzieci: jak nie choroba, to kwarantanna, jak nie kwarantanna, to zdalne, ciągle jak nie jedno, to dwójka dzieci w domu. Od października nie pamiętam dnia, bym była w domu sama. Jestem potwornie tym zmęczona, ale gdy przychodzi koniec dnia, wcale nie chce mi się wychodzić. No bo gdzie? Koleżanki zalatane. Jak się uda zgrać, to raz od wielkiego dzwonu. Samej się nie chce. Czuję się jak w błędnym kole.
Kiedyś miałam ochotę i czas na planszówki, wspólne czytanie książek, wyjścia rodzinne. Aktualnie czuję, że przedawkowałam własne dzieci. Idąc do pracy, miałam reset od rodziny, a po intensywnym dniu w pracy z przyjemnością spędzałam z nimi czas wieczorami. To był wartościowy czas, taki bardzo rodzinny, było pełno rozmów i śmiechu, fajach planów na weekend czy urlop. Teraz mam dzieci non stop przez cały dzień, wiem co u nich, bo mijamy się 30 razy dziennie.
Nie mają zbytnio co opowiadać, bo większość czasu są w domu ze mną. Zrezygnowaliśmy z wielu dodatkowych zajęć, bo ciągle jakieś kwarantanny i przepadały zajęcia. A ja po całym dniu "mamo jeść", "mamo pić", "mamo, kamerka mi nie działa", "mamo, kiedy obiad", "mamo, gdzie ładowarka" itd. po prostu mam ich dość. Wieszają się na mnie, jak pracuję, potrzebują bliskości, ale po całym dniu takiego zachowania, nie mam już ochoty nawet na ich przytulanie. Teraz ferie i jedno znowu w domu i też trochę foch, że nawet teraz nie mam czasu.
Biorę laptopa i mnie nie ma
A ja kończę pracę, biorę laptopa i mówię, że muszę popracować. Robię to, bo nie chcę mi się z nimi spędzać czasu. Jestem tak wycieńczona, że tworzę sobie ścianę z kompa, by tylko nie musieć z nimi nic robić. Ale widzę, że sytuacja wykańcza nie tylko mnie, a całą moją rodzinę. Wiem, że to, co robię, nie jest dobre dla naszych relacji i prędzej, czy później się zemści. Choć zdaję sobie z tego sprawę, absolutnie nie potrafię z tej sytuacji wybrnąć, a raczej chyba nie chcę.
Nie widzę światełka w tunelu, nie widzę tej nadziei, że kiedyś wrócę do pracy, a one na stałe do szkoły i przedszkola. A nawet jeśli, to mam wątpliwość czy wszystko wróci na stary tor. Jesteśmy o 2 lata starsi, z jednej strony zmęczeni sobą, z drugiej oddalamy się coraz bardziej. Prowizoryczne, chwilowe rozwiązanie stało się moją metodą na święty spokój. Spokój, którego tak bardzo pragnę, a jednocześnie nie mogę tej potrzeby za nic zaspokoić.
Biorę laptopa, siadam na łóżku i po raz kolejny mówię, że mam robotę. Tata wrócił, więc proszę teraz z pytaniami i zażaleniami do niego, a ja odpalam przeglądarkę, by poklikać w jakieś głupoty i mieć święty spokój.