
Minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział wprowadzenie obowiązkowych szczepień przeciw COVID-19 dla niektórych grup zawodowych, m.in. nauczycieli. W związku z tym ci z nich, którzy szczepić się nie chcą, już szukają sposobów, by mimo to nadal uczyć. I im się to udaje. Jak?
REKLAMA
Obowiązek szczepień
Adam Niedzielski na konferencji prasowej zapowiedział, że - idąc śladem m.in. Austrii i Niemiec - chce wprowadzić obowiązek szczepień dla trzech grup zawodowych: służb mundurowych, medyków i nauczycieli. Po tej deklaracji zawrzało zwłaszcza w środowisku pedagogów. I mimo że ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły, to niektórzy nauczyciele już myślą, jak obejść nowy obowiązek.Nowy trend
W internecie coraz więcej osób interesuje się edukacją domową. Nie tylko rodziców, ale i nauczycieli, którzy oferują swoją pomoc w nauczaniu poza szkołą. Wszystko jednak w zgodzie z obowiązkiem szkolnym, który, decydując się na edukację domową, rodzice zdejmują z państwa i biorą na siebie.Bo dziecko na nauczaniu zdalnym nie musi być uczone przez rodzica lub opiekuna prawnego. Jak podaje strona rządowa gov.pl, nauczycielem dziecka w ramach edukacji domowej może być także osoba, którą wskażą rodzice lub opiekunowie prawni. I nie musi mieć ona ukończonych specjalnych kursów ani studiów, które już od nauczycieli szkolnych są wymagane.
Potrzeba matką wynalazków
Przybywa nie tylko chętnych do uczenia dzieci w ramach edukacji domowej, ale powstają inicjatywy społeczne i fundacje, skupiające dzieci uczące się w ramach edukacji domowej. Te organizacje często strukturą przypominają tradycyjne szkoły – dzieci uczą się w grupach w miejscach spotkań, zajęcia trwają od rana do popołudnia. Edukacja domowa ma jednak więcej twarzy – popularne jest także organizowanie tzw. klubów edukacji domowej, gdzie rodzice wspólnie uczą swoje dzieci.Winna pandemia?
Nie da się ukryć, że pandemia koronawirusa obnażyła wszystkie wady polskiego systemu edukacji, a dodatkowo przysporzyła nauczycielom, uczniom i rodzicom zupełnie nowych, dotąd nieznanych, problemów. Wielu internautów właśnie ta nowa szara rzeczywistość skłoniła do przejścia na edukację domową."U nas zaczęło się po nauczaniu zdalnym. Syn w zerówce dostawał codziennie do zrobienia sześć stron zadań A4 i jeszcze prace plastyczne. Szukając alternatywy, bo mieliśmy dość robienia zadań od rana do wieczora z przerwą na obiad, trafiłam na edukację domową. I tak już drugi rok. Syn się wyciszył i zdecydowanie lepiej mu idzie nauka" – napisała w mediach społecznościowych jedna z internautek.
Osobną kwestią jest to, że w związku z ciągłym nakładaniem kwarantanny na uczniów i nauczycieli, lekcje i tak się nie odbywają tak, jak powinny. Nie raz były sytuacje, że część klasy była na kwarantannie, a część miała zajęcia stacjonarne. Rodzice alarmują, że w niektórych szkołach nauczyciele są na zwolnieniu nawet dwa miesiące, a później hurtowo zadają dzieciom zadania domowe, żeby mieć z czego wystawić im oceny. "Dzieci ciągle muszą coś nadrabiać i to nie ze swojej winy" – oburzają się rodzice. I deklarują, że edukacja domowa rozwiązała wszystkie te problemy.
Może cię zainteresować: "Dostaliśmy zakaz uczenia dzieci w domu!". Kuriozalne wytyczne szkoły czy troska o uczniów?
