Aleksandra Żebrowska pokazała na instagramie swój pociążowy brzuch. Zdjęcie opatrzyła postem, w którym przekonuje inne kobiety do kochania swojego ciała. Mówi, że niedoskonałości są normalne. Jej komentujące pokochały ten przekaz. Problem w tym, że jej brzuch naprawdę od kanonowej doskonałości prawie się nie różni. I tu nie ma mowy o jej "winie", ale pamiętajmy – łatwo być ciałopozytywnym w uprzywilejowanej pozycji.
Aleksandra Żebrowska, mama trójki dzieci i żona Michała Żebrowskiego, zdecydowanie prowadzi swojego instagrama w sposób, który inspiruje inne kobiety. Mimo że swoje zdjęcia publikuje właśnie na instagramie, stara się odzierać je z filtra i pokazywać życie i macierzyństwo takim, jakie jest.
Z bluzką mokrą od mleka wypływającego z piersi, bałaganem w domu i prawdziwym ciałem. A na tym w końcu polega ciałopozytywność – na akceptowaniu swojego ciała w każdej formie. Nawet (a raczej szczególnie wtedy), gdy jest pełne niedoskonałości. Niedoskonałości, które każda z nas zna ze swojego życia.
Pryszczy na twarzy, która powinna lśnić, cellulitu na pupie, która powinna być jędrna, rozstępów, boczków, wałeczków tłuszczu na brzuchu, niewystarczająco białych zębów, rzadkich włosów, zadartego nosa, za wąskich ust – dzisiejszy urodowy kanon jest tak wymagający, że mogłabym wymieniać w nieskończoność.
I nawet nie chcę tego robić, by nie podawać wam kolejnych przykładów rzeczy, za które "można się do siebie przyczepić". I tu pojawia się mały zgrzyt. Bo wiele kobiet podkreśliło, że ciało, które pokazała Żebrowska, raczej w kanonie urodowym się mieści.
Co nie oznacza, że nie może być powodem do kompleksów! W końcu każdy z nas jest swoim największym krytykiem. Jednak znajome mamy powiedziały mi wprost: "swojego brzucha bym tak nie pokazała. Chyba, że wyglądałby tak jak jej!".
Ciałopozytywność a idealne ciało
"Łatwiej pokazać swoje ciało, gdy wiemy, że jest piękne" – czytam w jednym z komentarzy. I rozumiem, co komentująca ma na myśli. Bo sama obserwuję ciałopozytywne grupy, na których osoby walczące o akceptację siebie, wstawiają zdjęcia naprawdę różnorodnych ciał.
W rozmiarach, na które trudno znaleźć ubrania, z cerą, której niedoskonałości nie przykryje nawet mocny makijaż, mamy po ciąży z mocnymi rozstępami i brzuchem, o którym piszą, że "w ogóle nie przypomina już im swojego ciała". Gdy widzę tę zdjęcia, myślę, że akceptacja siebie jest łatwiejsza, gdy nasze ciało chociaż trochę wpisuje się w kanon.
Z drugiej strony widzę tam piękne ciała, których "właścicielki" narzekają na wady, których ja nawet nie umiem dostrzec. I oczywiście mają prawo – piękno jest względne, ale jest też uprzywilejowane.
Łatwiej kochać siebie, gdy mamy możliwości – uprzywilejowanie
Przeciętna mama często oglądając zdjęcia pociążowych ciał, które wyglądają zdecydowanie lepiej niż jej ciało i niż ogół ciał (a tak właśnie wygląda brzuch Żebrowskiej) czuje jeszcze większe kompleksy. Kierując się myślą "jeśli ona musi uczyć się kochać siebie, to co dopiero ja, wyglądam gorzej".
I "przeciętna mama" zaczyna zastanawiać się, czemu jej "ciałopozytywne ciało" ma więcej niedoskonałości niż te, które widzi opatrzone na instagramie hasztagiem #notperfect czy #loveyourself.
Zapominając często o tym, że ciało, które właśnie ogląda, ma dostęp do zabiegów i aktywności, o których ona może tylko pomarzyć. Bo oczywiście, wszyscy możemy mówić, że nawet płaskie brzuchy po porodzie to zasługa zdrowej diety i genów.
Albo wziąć pod uwagę fakt, że stan naszego ciała nie zależy wyłącznie od naszych dobrych chęci i motywacji, ale także możliwości – życiowych, czasowych, finansowych.
Nie każda mama ma czas na siłownie, nie każda może pozwolić sobie na perfekcyjnie dobraną dietę i mieć pomoc w jej przygotowaniu, nie każda mogła nawet w czasie ciąży odpoczywać tyle, ile chciała.
Nie mówiąc już o drogich kosmetykach czy zabiegach medycyny estetycznej, które na pewno przynoszą zbawienne skutki naszemu ciału. Ale nie każdy będzie miał do nich dostęp.
I w żadnym razie nie chodzi tu o to, by internetowym celebrytkom zazdrościć czy krytykować Aleksandrę Żebrowską, która sama dokłada cegiełkę do tego, by kobiety odróżniały rzeczywistość od "rzeczywistości instagramowej".
Ale zdawać sobie sprawę z tego, że ciała, na które patrzymy, nawet jeśli są opatrzone ciałopozytywnym hasztagiem, mogą wyglądać lepiej niż nasze i nie ma w tym naszej winy, zaniedbania ani lenistwa.
Bo za nimi często stoi zespół doradzców, ekspertów, dietetyków, trenerów personalnych i zabiegów w najnowszej klinice medycyny estetycznej. Dobre geny i chęci są zazwyczaj na końcu tej listy.
Pamiętajcie o tym, stojąc przed lustrem – bo za waszym ciałem, stoicie tylko wy same. I podziwiajcie się za swój sukces.