W środowy wieczór media zalał nagłówek "Rząd chce rejestrowania wszystkich ciąż". A wśród internautów, ekspertów i komentatorów przebiegł dreszcz grozy. Przemknął on również przez moje plecy. Nie planuję mieć więcej dzieci, ale spisy wszelkiej maści zawsze budzą we mnie lekki niepokój.
Zapis o konieczności rejestracji ciąż wywołuje mój niepokój i powiem ci, że ty też powinnaś się niepokoić.
Już dziś kobiety są wzywane na zeznania, bo poroniły. Obowiązek rejestracji ciąż sprawi, że wezwań będzie jeszcze więcej.
Nawet 15 proc. potwierdzonych ciąż kończy się poronieniem, zwykle na wczesnym etapie. Rejestr daje narzędzia, aby z tych poronień rozliczać lekarzy. Czy wkrótce będziemy musiały udowadniać, że nie przeprowadzono nam aborcji?
Ogólnopolski rejestr
W ogólnopolskim systemie medycznym, który z założenia jest dobrym rozwiązaniem, mają pojawiać się istotne informacje dotyczące naszego zdrowia. Znajdują się tam np. takie dane, jak zdiagnozowane choroby przewlekłe czy grupa krwi.
System ma na celu łatwy dostęp do pomocy medycznej w każdym zakątku kraju, bo jeśli np. mieszkasz na Podkarpaciu i będąc na wakacjach w Świnoujściu, trafisz do lekarza, on będzie miał dostęp do danych dotyczących twojego stanu zdrowia. Zacna idea, która ma ułatwić np. dobór leków, tak aby nie kolidowały z tymi przyjmowanymi na stałe.
I nagle w dokumencie określającym, jakie konkretne dane mają się w owym spisie znaleźć, pojawia się ciąża. Burza wokół tego zapisu wybuchła, kiedy o zmianie poinformował w swoich mediach społecznościowych senator Krzysztof Brejza (Koalicja Obywatelska). Polityk wystosował do ministra zdrowia zapytanie, kto i w jakim celu zainicjował ten zapis.
Do doniesień Brejzy odniósł się podległy resortowi zdrowia portal Centrum e-Zdrowie. "Konieczność raportowania i pozyskania informacji o ciąży jest podyktowana względami medycznymi, m.in. związanymi z ordynowaniem leków – pozwoli w przyszłości na uniknięcie przepisania leków niewskazanych przy ciąży oraz w sytuacji udzielania świadczeń ratujących życie w przypadku niemożności pozyskania informacji od pacjenta" – napisano w komunikacie.
"Ponadto wykorzystanie informacji o ciąży jest niezbędne do weryfikacji uprawnień dodatkowych, jak np. uprawnień ciężarnych do otrzymania bezpłatnych leków lub prawa dostępu do świadczeń poza kolejnością" - czytamy.
Uspokaja też minister Niedzielski, który w RMF FM powiedział w czwartek, że chodzi tu tylko o digitalizację karty pacjenta: "To przejście z papieru na elektronikę, czyli zamiast karty pacjenta, którą miała postać papierową, będziemy mieli teraz kartę elektroniczną". Do 30 czerwca 2022 roku rejestrowanie danych o ciąży nie będzie obowiązkowe.
A jednak, mimo że intencje wydają się czyste, czujemy niepokój. Co będzie po 30 czerwca?
Dlaczego każda od początku
Żeby uświadomić sobie, skąd niepokój, przytoczmy kilka cyferek. W Polsce w latach 2017-2019 każdego roku około 40 tysięcy ciąż skończyło się poronieniem. To 10-15 proc. wszystkich ciąż. Do 90 proc. poronień dochodzi w początkowym okresie.
Wielu lekarzy nie chce zakładać pacjentkom karty ciąży do 9-10 tygodnia, właśnie przez wzgląd na ryzyko poronienia. Kiedy byłam w ciąży z drugim dzieckiem, zgłosiłam się na badania w 6 tygodniu, jak wskazywała data ostatniej miesiączki. Lekarz wykonał badanie USG i stwierdził, że widoczny na monitorze pęcherzyk najprawdopodobniej jest pusty. W karcie pacjenta wpisał "USG wczesnej ciąży".
Po zmianie przepisów, od nowego roku, musiałby wpisać mnie do "rejestru ciąż". Moja historia zakończyła się szczęśliwie i ów "pęcherzyk" ma już osiem lat. Jednak w wielu przypadkach pęcherzyk okaże się pusty, nie zagnieździ się, dojdzie do samoistnego poronienia.
A jednak te ciąże będą widniały w rejestrze. I ktoś pewnego dnia wpadnie na pomysł, żeby zweryfikować, czy doszło do poronienia, czy do nielegalnej aborcji. A jak wiemy w Polsce mamy bardzo restrykcyjne przepisy, które regulują przerwanie ciąży.
Polska Republika Salwadoru
Wiem, wiem, w Polsce kobieta nie jest pociągana do odpowiedzialności karnej za przerwanie ciąży. Za to przed sądem odpowiadać będą osoby, które ułatwiły jej dostęp do zabiegu, namawiały i zabieg przeprowadziły. Ale gdzieś pod skórą czuję lęk, że kobieta, która długo stara się o dziecko, zajdzie w ciążę i straci ją na wczesnym etapie, będzie musiała opowiadać o tym przed sądem.
Mam przed oczami Salwador, gdzie kobiety po poronieniu, jakby to była dla nich zbyt mała tragedia, są wtrącane do więzienia i muszą udowadniać, że nie usunęły ciąży. U nas tak (póki co) nie będzie, ale skąd wiadomo, że nie będą musiały zeznawać przed sądem w obronie lekarza?
I wreszcie, który lekarz zdecyduje się na wpisanie ciąży, skoro w obliczu zagrożenia życia kobiety dziś stają przed dylematem, czy już ratować i ryzykować utratę uprawnień i więzienie? Czy może jeszcze poczekać i narazić kobietę? W tej sytuacji będą zwlekać ze wpisaniem do rejestru, a to za chwilę może oznaczać utrudniony dostęp do świadczeń i usług medycznych.
Nie planuję więcej dzieci, więc o co mi chodzi
O córki moich koleżanek, córkę mojego brata i koleżanki moich synów, o córkę mojej kuzynki, która właśnie urodziła pierwsze dziecko. Chodzi mi o te wszystkie młode kobiety, które dziś za sprawą polityki prorodzinnej, zmian w prawie i co i już bardziej szalonych pomysłów rządzących będą bały się założyć rodzinę.
W styczniu, kiedy przepisy wejdą w życie, nikt nikogo nie będzie sprawdzał. Ale za pół roku, rok... Czy masz pewność, że żądny układania świata po swojemu prokurator generalny nie będzie ścigał ciebie, twojej siostry albo przyjaciółki? Czy twój zaufany lekarz nie będzie musiał spowiadać się przed sądem, czemu 30 proc. wpisanych przez niego ciąż kończy się poronieniem, tylko dlatego, że pomaga parom, które mają problem z utrzymaniem i donoszeniem ciąży?
Ten niewinny zapis uderza w naszą prywatność, w dostęp do lekarzy specjalistów i nie bójmy się tego powiedzieć, w naszą godność. Bo każdy lekarz, pielęgniarka, stomatolog czy konsultant rządowej infolinii medycznej będzie mógł zobaczyć, ile razy byłaś w ciąży.
Wiem, że są związani tajemnicą zawodową. Wiem, że ten zapis pozornie wygląda niewinnie, ale dziś nasza rzeczywistość wygląda tak, że zwyczajnie - strach być kobietą.
Jesteśmy zaniepokojone.
Już po zakończeniu pisania tego felietonu, zobaczyłam ten post. Myślicie, że zeznawanie po poronieniu jest abstrakcyjne? To już się dzieje. I dotyczy nas wszystkich.