"Bielizna z promocji nie jest ważniejsza od mojego dziecka". Odepchnęła wózek i zaczęła się walka
List czytelniczki
10 listopada 2021, 11:55·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 listopada 2021, 11:55
Każdy bywalec dyskontów wie, że o tej porze roku w takich sklepach można kupić nie tylko pieczywo, ale też zabawki, ubrania, a nawet gustowną bieliznę. Jednak kiedy w tych sklepach rusza promocja, razem z nim zaczyna się festiwal żenady i odczłowieczenia. Przekonała się o tym niedawno nasza czytelniczka, która na zakupy wybrała się z roczną córeczką.
Reklama.
Jesienne promocje w dyskontach zawsze wywołują sporo emocji. Już dziś zaczynamy myśleć o świątecznych strojach i prezentach.
Jagoda wybrała się do jenego z nich z roczną córeczką. Kobieta nie spodziewała się, jakie niebezpieczeństwo czyha tam na nie.
Jedna z klientek próbując dostać się do koszy z bielizną, odpchnęła wózek z małą dziewczynką.
Sklep jak pchli targ
Jagoda na co dzień zajmuje się roczną córeczką, kobieta nieomal codziennie wracając ze spaceru, zagląda do pobliskiego dyskontu. "To bardzo wygodne rozwiązanie, bo mam w jednym miejscu w zasadzie wszystkie produkty, których potrzebuję. Zwykle zjawiam się tam koło południa, ale w poniedziałek postanowiłam pójść z samego rana, bo w ofercie miały pojawić się ciekawe zabawki w dobrej cenie" - zaczyna swój list.
"Już przed sklepem wiedziałam, że nie tylko ja wpadłam na ten pomysł, bo na parkingu nie było dosłownie ani jednego wolnego miejsca. Gdybym wiedziała, co dzieje się w środku, zrezygnowałabym z wejścia do sklepu". - czytamy. Jagoda wspomina, że po przekroczeniu progu zobaczyła tłum kłębiący się przy koszach z bielizną.
Kobiety dosłownie wyszarpywały sobie eleganckie biustonosze i figi, niekoniecznie zwracając uwagę na rozmiar. "Kilka metrów dalej, przy lodówkach toczyła się aukcja, każdy, kto coś złapał, mówił, jaki ma rozmiar i na co wymieni. Wyglądało to co najmniej dziwnie" - wspomina Jagoda.
Autorka listu przyznaje, że dawniej czytała o polowaniu na torebki znanego producenta, czy najbrzydsze klapki świata, ale dotąd sądziła, że serwowane przez media informacje są presadzone. Szybko przekonała się, że nie.
Wybieram i uciekam
"Na szczęście przy zabawkach, po które przyszłam, był względny spokój. Względny, bo kosze z nimi zostały ustawione naprzeciw tych z bielizną. Postawiłam wózek blisko siebie i zaczęłam przeglądać zabawki" - wspomina Jagoda. Wtedy usłyszała, jak jakiś mężczyzna krzyczy do "targującej" się przy lodówkach żony, że znalazł jej rozmiar.
"Nie umiem opisać słowami tego, co się potem wydarzyło. Ona biegła przez ten sklep jak oszalała, miała obłęd w oczach. Jakby biustonosz za 35 złotych był lekiem na straszną chorobę albo szklanką wody na pustyni. A przecież nie musiała, bo mąż trzymał go w ręce. Kątem oka zobaczyłam, jak biegnie w moją stronę, chwyciła wózek z moją córeczką i popchnęła go z całej siły przed siebie" - relacjonuje Jagoda.
Dziecko zaczęło płakać, a w młodej mamie obudziła się lwica. Autorka listu przyznaje, że zareagowała bardzo ostro. Wyjmując dziecko z wózka, aby je uspokoić, zaczęła krzyczeć na kobietę, która przepchnęła wózek.
Wasze gacie nie są ważniejsze od mojego dziecka
"Nie jestem z siebie dumna, bo podniosłam głos przy dziecku, co z pewnością go nie uspokoiło. Jednak ta kobieta zaczęła wrzeszczeć, że ona tu jest klientką i ma więcej praw niż dziecko, które złotówki nie wyda w sklepie, na co jej mąż, wąsaty pan z zaczeską, orzekł, że nie powinna się denerwować, bo na ten nowobogacki plebs z 500+ szkoda tracić nerwy".
Jagoda zabrała dziecko i wyszła ze sklepu, zostawiając zakupy. "Za plecami usłyszałam jeszcze, że maseczka chyba odcięła mi dopływ powietrza do mózgu, że tak się gorączkuję" - czytamy. Kobieta przyznaje, że cały dzień była roztrzęsiona. "Nie jestem w stanie tego pojąć, naprawdę. Co trzeba mieć w głowie, żeby popchnąć dziecko. Ona to zrobiła z takim impetem, potraktowała moją córeczkę jak skrzynkę z ziemniakami" - wyjaśnia Jagoda.
Kobieta nazywa zachowanie klientki nieludzkim, ale niestety powszechnym. "Najbardziej boli mnie to, że po całym incydencie luzie w sklepie ucichli dosłownie na 10 sekund, nikt nie upomniał się za dzieckiem. Po tej krótkie chwili znów usłyszałam, jak handlują bielizną. Ludzie, co się z wami stało?"
"Czy zupełnie przestaliśmy już myśleć o innych? Skąd pomysł, aby dotknąć wózek z cudzym dzieckiem, przecież mamy kolejną falę pandemii, a ta para nawet nie miała maseczek, więc pewnie rąk też nie zdezynfekowali. Do wszystkich, którzy w sklepach i parkach przechodzą obok dzieci: nie dotykajcie ich, nie dotykajcie wózków, nic nie jest ważniejsze od bezpieczeństwa i zdrowia dziecka" - pisze kobieta.
Dzieci - dobro narodowe?
W społecznym przekonaniu dzieci funkcjonują, jako dobro wspólne. Wiele osób nie ma oporu, aby dotykać brzuchów ciężarnych, głaskać maluchy po główkach. Nawet takie przyjacielskie gesty mogą naruszać granice prywatności dziecka, czy przyszłej matki. Pomijając oczywiście kwestie zarazków, które tej jesieni, są szczególnie agesywne.
Jednak przepychanie wózka, przestawianie go, czy opieranie się o niego jest skrajnie nieodpowiedzialne i narusza zasady dobrego wychowania. Jeśli w sklepie wózek stoi ci na drodze, powiedz: przepraszam. Wbieganie w niego czy przepychanie naraża dziecko na bezpośrednie ryzyko. Żadna promocja nie jest ważniejsza od bezpieczeństwa dziecka, nawet ta na koronkową bieliznę.