Wiedza, którą powinna posiadać każda matka. Tych kursów jeszcze nikt nie wymyślił, a mógłby zarobić krocie.
Każda z nas zapłaciłaby sporo za taką wiedzę. Oto kursy dla rodziców, na które zapisałaby się każda z nas. Fot. George Milton z Pexels
Reklama.
  • Lista kursów dla matek, które sprzedawałyby się jak świeże bułeczki, gdyby... istniały.
  • Naprawianie świata taśmą klejącą, ładowanie baterii siłą woli, sprzątanie przez sen - matkom przydałoby się całkiem sporo umiejętności.
  • Najcenniejszą z nich byłaby umiejętność zabierania cierpienia od dziecka.
  • 1. Kurs ładowania baterii w zabawkach siłą woli

    Zwłaszcza w święta i wieczorami, kiedy dziecko zachwycone nową, głośną zabawką użytkuje ją tak intensywnie, że wyładowuje cały zapas paluszków. I jak bardzo nie "pozdrawiałabyś" w myślach cioci, która przyniosła ten głośny gadżet, tak nagle uświadamiasz sobie, że są rzeczy gorsze. Płaczący na całe gardło dwulatek, bo nie brzęczy, jest znacznie głośniejszy. Gdyby tak można to naprawić jednym spojrzeniem.

    2. Kurs zaginania czasoprzestrzeni

    "Ja kcem, żeby urodziny były już" - słyszysz od trzylatka i wiesz, że zaraz odpali syreny. Ach, gdyby tak można było zakręcić kołem czasu i dać mu to, o czym marzy. Zwłaszcza jeśli ta myśl przychodzi do niego w czasie choroby, a urodziny ma, dajmy na to w maju i wiesz, że wtedy będzie zdrowy.

    3. Kurs naprawiania świata taśmą klejącą

    Gdy porwie się książeczka, popsuje zabaweczka, albo ukochany miś straci łapkę... To byłby nieomal kurs medyczny, pozwalający na naprawienie absolutnie wszystkiego taśmą biurową. Świat byłby lepszym miejscem do życia.

    4. Kurs nadawania smaku lodów czekoladowych brokułom

    Albo innym zdrowym produktom, których dziecko nie chce jeść. Gdyby tak można było zamknąć czekoladę w jednym pojemniku z sałatą, wypowiedzieć zaklęcie i zamieniłyby się wartościami odżywczymi, albo chociaż smakiem. Jakież zdrowe i szczupłe byłoby nasze społeczeństwo!

    5. Kurs wychowania bez potu

    Przy pierwszej kąpieli, katarze, kolce, startym kolanie, pierwszym dniu w przedszkolu, przedstawieniu, egzaminie na kartę rowerową, egzaminie ósmoklasisty, maturze... I tak na zawsze. Rodzice przelewają nie wiadra, a cysterny potu. Gdybyśmy tylko umieli uwierzyć w siebie, zaufać intuicji i przejść przez tę drogę bez spiny. Jaki piękny byłby świat.

    6. Kurs bezszelestnego oddychania

    To się przydaje przy nastolatkach. Jak wyprowadzić nastolatka z równowagi przeczytacie na DadHero. Gdyby rodzice umieli dyskretniej oddychać, żyłoby się im znacznie łatwiej. Chętnie byśmy się zapisały na taki kurs.

    7. Kurs zabierania cierpienia od innych

    Ząbkowanie, angina, złamana noga, albo – co gorsza – serce. Założę się, że kurs brania bólu dziecka na siebie byłby bardziej oblegany niż ten z ładowaniem baterii. Nie znam matki, która nie poszłaby na taki, gdyby tylko był. Wszak zrobimy wszystko, aby ulżyć dziecku i ochronić je przed wszelkim złe tego świata.

    8. Kurs ładowania indukcyjnego

    Tym razem nie urządzeń i baterii, a... matki. Wstajesz rano, patrzysz na ekspres do kawy, albo szafkę z kubkami i już! Jesteś pełna energii. Nie musisz nawet parzyć tej kawy, którą i tak wypiłabyś na zimno. Jesteś ponadto, zawsze wypoczęta, naładowana energią i chętna do działania.

    9. Kurs sprzątania przez sen

    BANG! Ideał. Przedzierasz się przez zaporę z klocków, omijasz szerokim łukiem barykadę z misiów i tylko delikatnie przyklejasz się do plasteliny wciśniętej w dywan. Dziarsko zakopujesz się pod kołdrą, a kiedy wstajesz, dom jest w takim stanie, że Małgorzata Rozenek dzwoni, żeby zapytać, jak ty to robisz?!
    Zapisałabym się na wszystkie, co do jednego i parę innych. Ale to innym razem, bo czas wygrzebać tę plastelinę z dywanu. ;)