
"Dzień dobry, witajcie w świecie po home office. A właściwie pohomeoffce'owych absurdów" - zaczyna swój list Ola. Jak sama o sobie pisze "kobieta i matka naiwna". Naiwna, bo sądziła, że skoro świat wrócił na tyle na stare tory, że szef kazał jej wrócić do pracy w biurze, to jej życie będzie wyglądać jak dawniej.
Koniec pracy z domu
Ola wróciła z urlopu macierzyńskiego do pracy w czasie, kiedy jej firma pracowała zdalnie. "Szef kazał mi przyjechać po laptopa i drukarkę, powiedział, że póki co nie ma szans na pracę z biura. To było wczesną wiosną tego roku. Właśnie skończył mi się urlop macierzyński po urodzeniu córki" - pisze autorka listu.No i przyszła jesień
"Dzieci w przedszkolu syna i w żłobku córki padały jedno po drugim. Zaczynało się tak samo, problemy z żołądkiem, ból głowy, a potem gorączka i angina. Trafiło i Jagodę. Pojechałyśmy do lekarza, zapytał, czy chcę L4. Przytaknęłam. Przecież nie zostawię dwulatki samej w domu" - wyjaśnia Ola.Przecież pracowałaś z domu
Jak przyznaje mama Jagody, szef nie wykazał się szczególnym zrozumieniem, za to miał mnóstwo argumentów, żeby nakłonić kobietę do pracy na zwolnieniu. "Stwierdził, że przecież pracowałam z domu, nawet kiedy córka była na adaptacji w żłobku i spędzała tam tylko trzy godziny. Ale zupełnie nie widział różnicy między zdrowym a chorym dzieckiem" - czytamy w liście.Zmieniła się perspektywa
Dawniej, kiedy wszyscy pracowaliśmy w siedzibach firm, łatwiej było wyjść z pracy. Home office przez brak regulacji, a trochę przez wygodnictwo, "rozlał się". Zatarły się jasne granice, kiedy jesteśmy w domu, a kiedy w pracy. Wykonując obowiązki zawodowe z domu, w przerwie na kawę wyskakiwaliśmy na niewielkie zakupy, obieraliśmy ziemniaki na obiad, czy odbieraliśmy dzieci z przedszkola.Może cię zainteresować także: "Cały dzień w piżamie, niezorganizowanie i bałagan - praca w domu z dzieckiem to koszmar! Szybko wróciłam do korpo"












