Wszyscy pragniemy być szczęśliwi, a w gorszych chwilach zadajemy sobie rozpaczliwe pytanie, kiedy szczęście wreszcie się do nas uśmiechnie. Zbadali to naukowcy, tworząc "krzywą szczęścia". Okazuje się, że najszczęśliwsze lata życia człowieka to wcale nie młodość.
Krzywa szczęścia to teoria stworzona przez Davida Blanchflowera z Dartmouth College. Zgodnie z nią szczęście w naszym życiu można odzwierciedlić wykresem o kształcie litery U. Kiedy zgodnie z nią jesteśmy najszczęśliwsi? Wcale nie w latach szalonej młodości.
Naukowcy wskazują, że najwyższy poziom szczęścia uzyskujemy na początku i na końcu życiowej ścieżki. Jest to więc nie tyle szalona młodość, co dzieciństwo przeplatane z dorastaniem oraz starość. Po wczesnej młodości krzywa szczęścia zaczyna maleć i swój najniższy punkt osiąga około 40-stki.
Szczęście zaczyna się po 60-tce
Co tak smutnego dzieje się w średnim wieku? Nie chodzi o żaden konkretny dramat czy traumę. W wieku 40-lat mamy najwięcej spraw na głowie. Musimy troszczyć się o rodzinę, większość ludzi ma już wtedy dorastające dzieci czy starzejących się rodziców. Co ciekawe, zanotowano, że pary deklarowały najwyższy poziom satysfakcji tuż przed narodzeniem ich pierwszego dziecka.
Połączenie pracy, kariery, rodziny i ciągłego pędzenia do przodu bywa zdecydowanie wycieńczające. Nie pomaga także kryzys wieku średniego. Po tym spadku krzywa szczęścia delikatnie się podnosi, ale do momentu równie szczęśliwego, co we wczesnej młodości dochodzi dopiero pod koniec życia, czyli w okolicach lat 60.
Ludzie w wieku 60 lat nie martwią się o swoje rodziny, nie walczą dobrobyt, wypracowali już coś, odczuwają bezpieczeństwo. Wreszcie nie muszą walczyć ze stresem i brakiem czasu. Oznacza to więc, że na najszczęśliwsze lata warto poczekać!