Skręcanie się z bólu na korytarzach, comiesięczne wizyty u pielęgniarki, opuszczone zajęcia – tak wygląda rzeczywistość polskich nastolatek. Ale to wszystko jest niczym w porównaniu z prawdziwym miesiączkowym dramatem: lekcjami wychowania fizycznego.
Przeżywanie miesiączki w szkole to dla wielu nastolatek trudne doświadczenie.
Bolesne okresy często sprawiają, że dziewczyny nie są w stanie normalnie funkcjonować podczas lekcji.
Najtrudniej jest w trakcie zajęć z wychowania fizycznego – wuefiści nie zawsze są wyrozumiali.
"Okres to nie choroba"
Ile razy w życiu słyszałyście, że okres to nie choroba? Że to przecież "jest naturalne", a więc po co się wykręcać z zajęć? Dla wielu nastolatek miesiączka jest naprawdę trudnym momentem, zwłaszcza gdy dostaną ją w szkole. Czym innym jest zaszycie się pod kołdrą z łagodzącymi naparami i tabletkami, a czym innym uczestniczenie w lekcjach, gdy ból odbiera siłę do logicznego myślenia.
– W szkole mojej córki notorycznie powtarza się ten sam scenariusz: wuefistka każe dziewczynkom ćwiczyć, nawet w momencie, gdy mają bardzo bolesne miesiączki – pisze Paulina, mama 13-latki. – Patrycja ma właśnie ten problem. Byłyśmy już u jednego ginekologa, który nie zauważył nic niepokojącego, jesteśmy umówione do kolejnego. Córka ma też bardzo nieregularny okres. Niekiedy zdarzy się, że dostanie go w szkole. Najgorzej, gdy w planie ma lekcje WF-u. Wszystkie dziewczyny od nauczycielki słyszą to samo: "okres to nie choroba, można ćwiczyć".
Prawdą jest, że okres to nie choroba. Spora grupa dziewczyn miesiączkę przeżywa dużo gorzej niż grypę, przeziębienie czy zatrucie pokarmowe.
– Okres w szkole to dla Patrycji prawdziwy dramat. Nie wspominam już o dyskomforcie i obawach, że podczas ćwiczeń zdarzy się niefortunny wypadek, którego konsekwencją będzie krew na ubraniach. Córka najbardziej skarży się na ból. Czasami ledwo może się wyprostować. Nie zawsze, ale są momenty, że mdleje, tabletki pomagają jedynie trochę, a wuefistka mówi jej, że przesadza i udaje. W najlepszej wersji daje córce do zrobienia lżejsze ćwiczenia, ale to i tak jest dla niej za wiele – kontynuuje nasza czytelniczka.
Miesiączka miesiączce nierówna
Miesiączka jest bardzo indywidualną sprawą. Jedne z nas muszą brać wolne w pracy, bo nie są w stanie wyjść z łóżka, inne nie mają prawie żadnych dolegliwości. Czemu jednak my, dorośli, nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że miesiączka miesiączce nierówna i stosujemy wobec młodych dziewcząt przemoc menstruacyjną?
– Dawałam córce zwolnienie z WF-u, gdy dostawała miesiączkę w domu. Czasami jednak zdarzało się, że dostawała ją w czasie zajęć. No i wtedy był kłopot. W końcu zdecydowałam się odwiedzić wuefistkę. Tłumaczyła mi, że "tak to żadna z dziewczyn by nie ćwiczyła" i znów podawała argument, że okres to nie choroba. Zgłosiłam ten problem do wychowawczyni, miała się nim zająć, ale mam wrażenie, że od tego czasu niewiele się zmieniło.
Paulina opowiada, że jej córka nie jest odosobnionym przypadkiem. Inne dziewczyny również są zmuszane do ćwiczeń, gdy mają bolesne miesiączki.
– Patrycja mówiła mi na przykład, że jej znajoma miała pierwszy dzień okresu, wzięła tabletki w nadziei, że poczuje się trochę lepiej. Pech chciał, że kolejną lekcją był właśnie WF. Nauczycielka oczywiście nie chciała słyszeć o niedysponowaniu. Kiedy inne dziewczyny biegały na czas, ona miała biegać wolniej. Efekt był taki, że na kolejnej lekcji nie zdążyła nawet dojść do pielęgniarki i zemdlała w drzwiach gabinetu!
Dziś o okresie mówi się znacznie więcej niż dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Powstają inicjatywy takie jak "Okresowa Koalicja" i popularne profile w mediach społecznościowych z "Panią Miesiączką" na czele. W szkołach coraz częściej można zauważyć różowe skrzyneczki, które mają pomóc dziewczynom w nagłych wypadkach lub zniwelować problem ubóstwa menstruacyjnego.
Można więc śmiało powiedzieć, że temat miesiączki jest obecnie bardzo nośny, coraz częściej mówi się o niej w sposób otwarty i bez wstydu. Nie potrzeba jednak wiedzy czy otwartości, by pozwolić na zwolnienie dziewczyny z zajęć WF-u. Wystarczy wykazać się odrobiną empatii. Ale, jak widać, i tego brakuje w polskich szkołach.