Na jednej z warszawskich grup została opisana sytuacja, która mogłaby przytrafić się każdej z nas. Przy drodze stoi kobieta, a za nią mężczyzna, który ewidentnie czegoś od niej chce. Nie wiadomo, jak mogłoby się to skończyć, gdyby nie interwencja jednego z przejeżdżających tamtędy motocyklistów.
Jeden z internautów opisał wydarzenie, które miało miejsce wczoraj wieczorem w Warszawie. Przejeżdżając motocyklem, zauważył przy drodze dziewczynę, rozmawiającą przez telefon, która jednocześnie próbowała zatrzymać jakiś samochód. Zaraz za nią stał mężczyzna.
– Robię nawrót i podjeżdżam do niej. Pytam, co się dzieje. "Ten facet chodzi za mną" mówi… – relacjonuje autor wpisu. – Macham na przejeżdżające auta (jestem na moto i nie mam drugiego kasku; nie zabiorę jej). Staje chyba Audi - mężczyzna z kobietą. Mówię kierowcy, o co chodzi – dziewczyna z telefonem wsiada do jego auta. Tylko tyle i aż tyle. Może udało się uratować młodą dziewczynę z telefonem przed czymś złym.
Skontaktowałam się z autorem postu, który zdradził mi szczegóły całej sytuacji. Wyjaśnił, że do zajścia doszło około godz. 19.00 przy jednej z ruchliwych ulic w Warszawie.
– Zdarzenie wydało mi się kuriozalne, bo widać sznur samochodów, ja między nimi na motocyklu i nikt nie zareagował. To nie jest typowa sytuacja: widać było, że dziewczyna próbuje się z kimś skontaktować, żeby uzyskać pomoc. Nie wiem, czy dzwoniła na policję, czy do kogoś bliskiego. Ja obejrzałem się delikatnie i zauważyłem, że dziewczyna idzie od strony przystanku autobusowego, z którego często też moja córka odjeżdża. Zawróciłem się i szybko podjechałem. Nie wymagało to wielkiej odwagi, bo miałem na sobie odpowiednie ubrania motocyklowe – opowiada.
Dodał również, że napastliwy mężczyzna, widząc, że ktoś chce udzielić młodej dziewczynie pomocy, szybko się oddalił.
– Jeżeli ktoś zainteresuje się, co się dzieje, to z reguły płoszy delikwenta – mówił autor wpisu.
"Jestem ojcem trzech dziewczynek"
Mężczyzna, który zatrzymał się, widząc zaniepokojoną dziewczynę wyjaśnił mi, że sam jest ojcem dziewczynek i chciałby, by taka pomoc była normą.
– Nie wiem, czy powodem, dla którego zareagowałem było to, że nikt inny się nie zatrzymywał, czy to, że sam jestem ojcem trzech dziewczynek. To było działanie pod wpływem impulsu – tłumaczył mój rozmówca.
Dla osób, które będą kiedykolwiek w podobnej sytuacji ma jasne przesłanie:
– Chciałbym powiedzieć takim ludziom dwie rzeczy: żeby reagować i żeby się nie bać – podsumował mężczyzna.