Poród w czasach pandemii nie jest łatwym doświadczeniem. Jednak jak w każdej sytuacji, tak i w tej da się znaleźć plusy. Największym z nich jest tutaj ograniczenie odwiedzin. Tak, dobrze widzicie, tak właśnie uważam. Jako matka trójki dzieci urodzonych przed pandemią, zazdroszczę kobietom, które rodzą teraz. Zazdroszczę im spokoju i swobody.
Poród w czasach pandemii ma jeden wielki plus - nie ma odwiedzin.
Tłumy gości, kwiaty, jedzenie i głośne rozmowy. Tak się nie da odpocząć po porodzie.
Odwiedzający nie szanują intymności innych kobiet w sali. Komentują głośno wygląd dzieci, sposób karmienia, a nawet plamy na prześcieradle.
Tylko ojciec dziecka
Kiedy patrzę wstecz, myślę sobie, że do każdej kobiety na oddziale poporodowym powinno się zawsze wpuszczać tylko jedną osobę. Oczywiście nie każda z nas wybrałaby męża, bo ktoś może będzie wolał w tym czasie widzieć mamę, siostrę czy przyjaciółkę, jednak uważam, że powinno być ograniczenie i powinno być ono przestrzegane.
Kiedy rodzisz dziecko, nieważne czy siłami natury czy przez cesarkę, jesteś wyczerpana. Zmęczona, obolała kobieta nie wygląda zwykle, jak Kate Middleton, która kilka godzin po porodzie z nienaganną fryzurą i profesjonalnym makijażem wychodzi przed szpital z kolejnymi dziećmi na ręku. Kobieta po porodzie, to często popękane z wysiłku naczynka, opuchlizna, ból, związane w kucyk włosy i spuchnięte stopy.
Kobieta po porodzie (zwykle) nie chce być oglądana. Na Facebooka koleżanki wrzucają zdjęcia przepuszczone przez wszelkie możliwe filtry i piszą "zmęczona, ale szczęśliwa". Wierzę im. Ale po porodzie wolałam pospać, na tyle na ile dzieci pozwalały. Organizm, który sprostał ogromnemu wysiłkowi, musi się zregenerować. Dziecko, które również zmęczyło się w czasie często wielogodzinnej akcji porodowej, musi się zregenerować.
Miło, jak przyjdzie ojciec dziecka, też chce być blisko, przytulać je i przewijać. Chce wesprzeć partnerkę - cudownie. Ale czy konieczna jest wizyta dziadków z obydwu stron, kuzynki, koleżanek z pracy i brata z dwuletnimi bliźniakami? To nie jest czas, na rodzinne spotkania.
Wstawcie drzwi obrotowe
Najbardziej ekstremalne doświadczenia z czasu po porodzie mam z 2017 roku. Moje dziecko postanowiło przyjść na świat w Wigilię Bożego Narodzenia o szóstej rano. Dwie godziny po porodzie przeniesiono nas do sali, gdzie leżała inna młoda mama, kobieta urodziła godzinę przede mną. Tyle tylko wiem, bo poza tym jednym zdaniem nie rozmawiałyśmy.
Kiedy weszłam na salę z moim dzieckiem, był u niej mąż, mój też przyszedł z nami z porodówki, przyniósł torbę i poprosiłam go, żeby wrócił do domu. Po pierwsze dlatego, że nie spał pół nocy, a musiał przejechać 100 km autem, żeby spędzić święta ze starszymi dziećmi, a po drugie dlatego, że ja też chciałam odpocząć. Mąż mojej współlokatorki został. Dwie godziny później dołączyli do komitetu powitalnego dziadkowie, cztery osoby.
Sala była maleńka, miała 6 może 8 metrów kwadratowych i dwa krzesła. Udało mi się zasnąć, mimo że rozmowy nie prowadzili cicho. Obudziłam się, dopiero kiedy jeden z dziadków usiadł na moim łóżku, a dokładniej na mojej nodze. Zupełnie się tym nie przejął. Potem były jeszcze koleżanki z pracy, a na koniec już wieczorową porą jakiś mężczyzna, który został do 21:30.
Każda z tych osób przynosiła pachnące bukiety kwiatów oraz... świąteczne przysmaki. Były śledzie, kapusta wigilijna i kutia, każda z tych potraw mocno pachniała. Zwykle lubię te aromaty, ale niekoniecznie w takiej ilości, kilka godzin po porodzie w pokoju wielkości szafy. A jeśli dołożymy do tego jeszcze wszystkie perfumy, których użyli goście mojej towarzyszki, to zrobił się z tego niezły miszmasz. Otworzyłam okno, więc kobieta z dzieckiem i z gośćmi "uciekła" na korytarz, bo okazało się, że jest im zimno. Trudno.
Nie tylko salę trzeba wywietrzyć
Tamten dzień składał się głównie ze śmiechów, głośnych rozmów i mnogości zapachów, nie tylko w pokoju, w którym była z dzieckiem. Na korytarzu też roiło się od gości, wiadomo - święta, rodziny chcą być razem. Ale czy naprawdę nie można pomyśleć o innych?
Wtedy już miałam wprawę, karmiłam piersią syna przy tych wszystkich ludziach. Umiem to zrobić dyskretnie i potrafię się odciąć tak, żeby zapewnić bliskość i komfort dziecku. Ale czy odwiedzający myślą o tych wszystkich młodych matkach, które się krępują, które robią to pierwszy raz i jest to dla nich moment wyjątkowo intymny?
A tymczasem do innej matki przyszedł wujek Tomasz, który z ukosa zerka na to, jak pierworódka radzi sobie z obsługą noworodka. Nawet jeśli wydaje mu się, że robi to dyskretnie, to wprawia kobietę w zakłopotanie, umówmy się, żadna z nas nie chce, żeby jej piersi czy genitalia dziecka były oglądane przez obcych i poddawane cichej (a czasem i głośnej) ocenie.
11 lat temu, kiedy przewijałam dziecko ojciec jednej z kobiet, która leżała ze mną na sali wcale nie cicho powiedział "ale ten mały ma tłuściutką pupcię". No ludzie kochani! Czy istnieje jakaś granica żenady? Nie wspomnę o tym, że przecież po porodzie kobieta powinna wietrzyć krocze, jak ma to zrobić, kiedy przy łóżku obok gromadzi się zorganizowana wycieczka obcych ludzi?
Tak, matki rodzące w pandemii, zazdroszczę wam tego, że nie znacie tego uczucia. Że nie musiałyście ze świeżymi szwami wypróżniać się, kiedy za cienkimi drzwiami siedzi kilka osób, które teatralnym szeptem mówią "chyba jej podpaska przeciekła". W bólu i stresie, że za drzwiami z tymi obcymi zostało wasze dziecko, słyszycie, jak komentują wasze intymne sprawy.
Są tacy, którzy umieją się zachować
Najlepiej wspominam pobyt w szpitalu po narodzinach mojego drugiego dziecka. Choć był najdłuższy ze wszystkich, to miał najbardziej intymną oprawę. Spędziliśmy tam ponad tydzień, razem z nami w sali była Dorota, która urodziła bliźniaczki. Do tej pory mamy kontakt. Dorotę odwiedzał tylko mąż, który pomagał jej przy dzieciach. Wchodził i wychodził, tak, abyśmy mogły spokojnie się zdrzemnąć i, wietrzyć krocze zgodnie z zaleceniem lekarza.
Kiedy dołączyła do nas dziewczyna, która rodziła córkę z użyciem próżnociągu, Marek znikał na jeszcze dłużej, aby dać jej jak najwięcej komfortu i intymności. Było cicho, spokojnie, dzieci spały, my odpoczywałyśmy. A to dlatego, że personel bardzo pilnował, aby nie było zbyt dużej ilości gości, dla dobra nas wszystkich.
Wiele z nas ma takie doświadczenia
W internecie jest mnóstwo takich historii, kobiety opowiadają o swoim skrępowaniu, o tym, jak tuż po porodzie, kiedy hormony biorą górę nad rozsądkiem i asertywnością, nie były w stanie zwrócić uwagi ojcom, siedzącym cały dzień w fotelu do karmienia, głośnym dziadkom i wścibskim babciom. Niestety brak empatii jest tu powszechny, dlatego uważam, że dziś, kiedy odwiedziny na porodówkach są ograniczone, młodym matkom jest tam lepiej.
Zwykle ten pobyt to dwie, czasem trzy doby. Da się przeżyć bez spotkań z całą rodziną. Noworodek i mama powinni czuć się komfortowo, mieć czas na poznanie się i dojście do siebie po porodzie. Warto pomyśleć o komforcie swoim i innych kobiet, z którymi spotykamy się na szpitalnych salach i jasno powiedzieć bliskim, że spotkacie się, kiedy już będziecie w domu.