Wyobraźcie sobie, że gubicie telefon niezabezpieczony kodem do blokowania, zapominacie wyłączyć swojego Facebooka wychodząc z pracy do domu. Pierwsza myśl? O Boże, ktoś może przeczytać moje wiadomości! Gdyby zrobił to partner, byłby to usprawiedliwiony powód do kłótni. Dlaczego więc rodzice decydują się sprawdzać wiadomości własnych dzieci?
Napisała do nas Monika, która sprawdziła swojej córce Facebooka, co skończyło się wielką awanturą.
Zgodnie z Konstytucją i Konwencją Praw Dziecka dziecko ma prawo do ochrony prywatności i tajemnicy korespondencji.
Napisała do nas Monika, która regularnie sprawdza swojej córce Facebooka, a dokładnie czyta wiadomości. Kobieta postanowiła przedstawić swoją perspektywę.
– Tyle słyszy się o niebezpieczeństwie w sieci, o tym, że na nastolatki na każdym czacie czeka pedofil, więc uznałam, że rozsądnie będzie sprawdzać, co moje dziecko robi w sieci.
Przede wszystkim przez długi czas nie chciałam pozwolić córce na Facebooka. Dzieci przecież nie mogą się na niego logować – szkoda tylko, że na Facebooku była cała klasa mojej córki.
Mało tego, założyli sobie klasową grupę bez dostępu do której moja córka często nie wiedziała, co w ogóle działo się na lekcji. Tam przekazywali sobie informacje o sprawdzianach, ściągi, ale też rozmawiali na co dzień.
Było jej przykro, że jest z tego wykluczona i że w szkole dzieci śmieją się z żartów, których ona nawet nie rozumie, bo mama nie pozwoliła jej zainstalować Messengera.
Wreszcie zgodziłam się, ale podkreśliłam, że muszę widzieć, co Natalka dodaje na swoją tablicę. Jakie zdjęcia, jakie opisy, kogo akceptuje do znajomych.
Moje obawy nie były bezpodstawne, bo już kilka dni po tym, jak założyła konto, dostała zaproszenia od mężczyzn w moim wieku. Miała oczywiście powiedziane, jakie niebezpieczeństwa na nią czyhają, że nie powinna odpisywać, gdy kogoś nie zna i akceptować podejrzanych zaproszeń.
Messenger pikał w domu cały dzień i czasem prosiłam córkę, żeby pokazała, z kim pisze. Widziałam okienko czatu jej klasy. Dodam, że miałam też jej hasło do Facebooka – ustaliłyśmy, że będę je miała w razie czego, ale nie zrobię nic bez jej zgody.
Któregoś razu zobaczyłam jej konto na komputerze i postanowiłam sprawdzić jej wiadomości. Nie uważam, żebym robiła coś złego. Z jednej strony na to się nie umawiałyśmy, z drugiej strony to w końcu dziecko. Chcę wiedzieć, co robi.
W archiwum znalazłam wiadomości od starszych mężczyzn "hej, pięknie wyglądasz", "może popiszemy". Córka odpisała im. Co prawda zdawkowo, pytając o czym albo wysyłając emotikon.
Zdenerwowałam się, pomyślałam, że nie mam pojęcia, co robi w sieci. Przeczytałam więc jej rozmowy z koleżankami i też znalazłam rzeczy, których po niej bym się nie spodziewała. Obgadywanie koleżanek z klasy z niewybrednym słownictwem, przeklinanie na nauczycielkę.
Powiedziałam o tym córce i chciałam wyjaśnić jej, jakie nowe zasady ustalimy. Zupełnie wybuchła. Zaczęła krzyczeć, że to jej prywatne wiadomości, że hasła miałam używać w szczególnym przypadku.
Dla mnie to był szczególny przypadek. Zobaczyłam coś, co mnie zaniepokoiło. Córka powiedziała, że zmieni hasło do Facebooka, ja że dostanie szlaban na telefon. Mąż twierdzi, że nie miałam prawa tego zrobić.
Zapytał, jakbym się czuła, gdyby on albo córka zabrali mi telefon i przeczytali wszystkie wiadomości. A może obgaduje szefową, a może flirtuje z kolegą z pracy? Cokolwiek nie robię, to nie powód, żeby kraść moją prywatność. Zastanawiam się czy nie przesadziłam, ale gdybym nie zareagowała, może coś by się stało? – pyta Monika.
Czy dziecko ma prawo do prywatności?
Pani Monika nie jest wyjątkiem. Wielu rodziców uważa, że ma prawo czytać prywatną korespondencję swoich dzieci. Sprawdzać Messengera, Facebooka, Instagrama czy otwierać listy i paczki zaadresowane do dzieci. W końcu nie są osobami pełnoletnimi. Psychologowie podkreślają, że rodzice szpiegujący w taki sposób swoje dzieci sprawiają, że te tracą do nich zaufanie.
Co więcej, okazuje się, że takie zachowanie jest niezgodne z polskim prawem. Kwestia ochrony tajemnicy komunikowania pojawia się w najważniejszym akcie polskiego prawa, czyli w Konstytucji.
Zgodnie z art. 49. "zapewnia się wolność i ochronę tajemnicy komunikowania się". "Ich ograniczenie może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w ustawie i w sposób w niej określony". Konstytucja odnosi się natomiast także do niepełnoletnich obywateli.
Gdyby jednak to nie było wystarczająco dosadne, dokument zwany Konwencją o prawach dziecka mówi o prawach najmłodszych wprost. Czego dowiemy się o tajemnicy korespondencji?
Art. 16. 1. Żadne dziecko nie będzie podlegało arbitralnej lub bezprawnej ingerencji w sferę jego życia prywatnego, rodzinnego lub domowego czy w korespondencję ani bezprawnym zamachom na jego honor i reputację. 2. Dziecko ma prawo do ochrony prawnej przeciwko tego rodzaju ingerencji lub zamachom.
Rodzice nie nie tylko nie powinni, ale wręcz nie mogą czytać prywatnej korespondencji dziecka, ale nie tylko. Sms-y, wiadomości na komunikatorach, pamiętnik czy blog także są treściami, do których rodzic nie ma bezwzględnego dostępu. To prywatność dziecka.
Rodzic oczywiście może być zwolniony z tego obowiązku, właśnie wtedy, gdy podejrzewa, że dziecku grozi niebezpieczeństwo. Może w sieci być manipulowane przez pedofila, hejtowane, szantażowane.
Czy jednak nieodpowiednie pisanie z kolegą z klasy czy przyjaciółką są w ogóle kwestią. za którą dziecko można ukarać? Za jego prywatne poglądy i myśli przeznaczone nie dla rodzica?
Psychologowie podkreślają, że zaufanie buduje się długo i wielopłaszczyznowo, ale bardzo szybko można je zniszczyć. Jeśli zaczniemy przeglądać prywatną korespondencję dziecka, damy mu znać, że jest inwigilowane.
Co więcej, w dobie nowych technologii dzieci są znacznie sprawniejsze od rodziców. Jeśli wejdziemy w starcie technologiczne, próbując kontrolować dziecko, jesteśmy na z góry przegranej pozycji.
Prędzej nauczy się kasować wiadomości i zmieniać hasła, niż mówić rodzicom o problemach, których doświadcza. Dlatego zanim sprawdzimy dziecku korespondencje, pozwólmy mu powiedzieć nam tyle, ile chce.