O czym Twój nastoletni syn rozmawia z koleżankami na Facebooku?
List do redakcji
17 lutego 2015, 13:32·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 lutego 2015, 13:32Mam czternastoletniego syna. Mamy z nim (tak mi się wydaje) bardzo dobrą i zdrową relację. Jasne - zdarzają się fochy, zdarza się pyskowanie, zdarzają się kłótnie (zazwyczaj oczywiście idzie o zaniedbywanie obowiązków szkolnych), ale po pierwsze - nie jest to częste, po drugie - obrażanie i nieodzywanie się nie trwa raczej dłużej niż kilkanaście, góra kilkadziesiąt minut. On nas szanuje, my szanujemy jego.
Mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań, o ewentualnych problemach gadamy, tłumaczymy nasze stanowisko, jeśli jest różnica zdań, staramy się być partnerami i mamy wrażenie, że kontakt mamy z nim lepszy, niż wielu naszych przyjaciół, którzy mają dzieci w podobnym wieku (narzekają zwłaszcza ci, którzy mają nastoletnie córki, które podobno zamykają się znacznie bardziej niż synowie).
Sprzęt elektroniczny w domu jest wspólny. Laptop, tablet, nawet telefony bywają używane przez wszystkich domowników. Do grania, do przeglądania www, do sprawdzania poczty, do korzystania z serwisów społecznościowych. No i wyobraźmy sobie - taka sytuacja: włączam komputer, a tam jest otwarty profil facebookowy mojego syna. Bo zapomniał się wylogować.
No i co robić? Zajrzeć, nie zajrzeć? Poczytać prywatne wiadomości na Messengerze, czy nie czytać? Z jednej strony poprawna politycznie teoria: dziecko ma prawo do prywatności, intymności, wzajemne zaufanie i takie tam. Z drugiej strony: pamiętam siebie, kiedy byłem w jego wieku, pamiętam buzujące hormony, pamiętam, że w jego wieku byłem jednak nastoletnim głąbem, przekonanym o swojej rzekomej dojrzałości i dorosłości, z sianem w głowie.
Wygrała opcja numer 2. Zajrzałem. Z początku, poza masą bluzg w zwykłych, okołoszkolnych konwersacjach (co zadane, k... jak ja nienawidzę tej p... szkoły, ja p... jutro klasówka z biologii a ja nic nie umiem, ten ch... mi postawił pałę, boję się powiedzieć rodzicom, itp.) niczego szokującego nie znalazłem. Trudno - mogę sobie nie być z tego dumny, ale przecież słucha mnie, jak prowadzę samochód, słucha naszych rozmów z przyjaciółmi podczas różnego rodzaju weekendowych spotkań towarzyskich i też się zdarzają bluzgi. Ja w jego wieku chyba aż tak nie przeklinałem, ale bluzgi to nie koniec świata.
Ale moją uwagę przykuwa dyskusja z jedną z koleżanek. Dyskusja poświęcona innej koleżance, z którą mój syn chciałby się poznać. Z wymiany zdań wnioskuję, że ta nieznajoma koleżanka mu się podoba. A ta, z którą czatuje na Messengerze to chyba po prostu kumpela, taka, z którą można konie kraść, pożartować. No i w morzu wiadomości pojawia się taka: "Powiedz jej, że chciałbym się z nią przespać i że mam dużego". Z kontekstu wynika, że to taki żart, hehehehe, w dosyć lepperowskim stylu.
Nie sądzę, żeby mój syn miał już swój pierwszy raz za sobą, wychodzę z założenia, że to takie nastoletnie gadanie, pompowanie ego, żartowanie w marnym małoletnim stylu. Koleżanka nie wyglądała na zbulwersowaną, były uśmieszki, rozmowa trwała dalej jak gdyby nigdy nic. Ale jednak na Boga - mamy do czynienia z nastolatkiem. 14 lat to chyba jeszcze nie czas na takie żarty. Czy ja już sobie tak z koleżankami żartowałem w ósmej klasie? Nie pamiętam, chyba jednak nie.
No i co teraz z tym fantem zrobić? Przyznać się, że czytałem, nie przyznać się? Zareagować? Odbyć wychowawczą rozmowę z synem, że w taki sposób się z koleżankami nie rozmawia? (Wyobraziłem sobie, że tę samą wymianę zdań czyta ojciec tej koleżanki - jak on by zareagował, co miałbym mu powiedzieć, gdyby do mnie zadzwonił???). Poszedłem na kompromis, nie przyznałem się, poczekałem na nadarzającą się okazję i pogadaliśmy o tym w miarę "spontanicznie" (chłopcy vs. dziewczynki, wrażliwość, słowo może zranić, trzeba uważać, co się mówi, żarty z męskiej szatni nie zawsze się nadają do powtarzania koleżankom, itp.). Wyszło naturalnie, na pewno się nie domyślił, że coś przeczytałem.
Na pewne rzeczy nie mam wpływu. Wiem, że świat się zmienił w stosunku do czasów, kiedy ja byłem nastolatkiem, kiedy nie było Facebooka, Instagrama, Youtuba i Snapchata. Wiem, że pojawiają się nowe narzędzia komunikacji, że nastolatki że chętniej dziś smsują niż ze sobą gadają, że szaleńczo wysyłają sobie snapy, czyli MMSy, które po kilku sekundach znikają. Wiem jakiego typu zdjęcia bywają w tych snapach wysyłane. Wiem, że wszystkiego nie ogarnę, że wszystkiego nie skontroluję, zresztą wcale tego nie chcę, bo uważam, że we wzajemnych relacjach z dzieckiem musi być miejsce na zaufanie i prawo do prywatności.
Ale nie widzę nic złego w tym, że raz na jakiś czas (w granicach zdrowego rozsądku) zajrzę mojemu synowi na Messengera, czy przejrzę jego SMSy. Nie chodzi o jakąś pełną kontrolę, chodzi bardziej o ewentualne wyrywkowe wychwycenie pewnych niepokojących zjawisk. Sex, używki, narkotyki, depresje. Lepiej dmuchać na zimne, niż potem sparzyć się na gorącym.
Jerzy
A jakie jest Wasze zdanie? Kontrola czy zaufanie?
Piszcie do nas na adres e-mail: kontakt@mamadu.pl