Przyjaciółka zaprasza was do siebie, ale jeszcze przed wizytą słuchacie, jaki ma bałagan. Na nic nie miała czasu, więc dom obrasta brudem, no i nic nie przygotowała, więc maksymalnie dostaniecie herbatę. Nie macie z tym problemu, ale po przekroczeniu progu widzicie dom lśniący czystością i poczęstunek jak na klasową wigilię. I zaczynacie się zastanawiać, co jest z wami nie tak.
Koleżanka przeprasza mnie za bałagan, a jej dom lśni czystością. To perfekcjonizm czy fałszywa skromność?
Czy wasze domy naprawdę zawsze są czyste, a w niedziele szykujecie dwudaniowy obiad?
Nie dajmy się wpędzić w kompleksy i pozwólmy sobie być nieprefekcyjnymi paniami domu.
Mieszkanie to nie wystawka w Ikei
Przyjaciółka oprowadza mnie po mieszkaniu o lśniących podłogach, umytych oknach, mam wrażenie, że książki poukładała kolorami, a w powietrzu unosi się zapach cytrynowej świeżości płynu do mycia. A co od niej słyszę?
"Przepraszam za bałagan, nie miałam czasu tu ogarnąć, wybacz, ale wiesz, jak to jest przy dzieciach/pracy/kotach (tu wstaw, co pasuje)". Słysząc to najpierw patrzę na nią jak na wariatkę. Kokietuje czy jest fałszywie skromna?
Ale potem zaczynam zastanawiać się nad sobą. A może to po prostu jej definicja bałaganu? Moje mieszkanie posprzątane na święta może delikatnie przypominać to czyściutkie pudełeczko, do którego właśnie weszłam. A bałagan w nim oznacza, że trudno znaleźć dwie czyste skarpetki do pary...
Zaczynam myśleć o tym, jak słabą panią domu muszę być – goście, którzy mnie odwiedzają na pewno myślą tak samo, jak ona. Wchodząc do mojego mieszkania zastanawiają się pewnie, co robię cały dzień i czemu zapraszam ich nieprzygotowana.
Okazuje się, że nawet czyste mieszkanie może wpędzić w kompleksy. Potem myślę jednak, że mieszkanie to nie wystawka w Ikei. Ludzie tam gotują, brudzą, rozlewają, przebywają... żyją!
Dlaczego, gdy ktoś do nas przychodzi, mamy udawać, że mieszkanie czeka na nowych nabywców? I na co dzień wypucowane jest tak, że nie znaleźlibyście na szafkach odcisków palców właścicieli. Przecież to najzwyczajniej w świecie głupie.
Popisowy niedzielny obiad? Drobnostka!
Myśl o ty, że jestem beznadziejną panią domu porzuciłam, dopóki nie poszłam na obiad do teściowej. Na stole rosół (z własnoręcznie zrobionym makaronem oczywiście), na drugie danie pieczona kaczka z dodatkami, a na deser sernik. Jedno wielkie wow. Dla mnie to obiad na miarę imprezy dekady, dla niej niedzielny standard.
Jednak zanim jeszcze zaczniemy jeść usłyszałam, że rosół to wyszedł jej średni, kaczka jest właściwie sucha, a deser to żaden, bo to przecież sernik z wczoraj, a nie upieczona na dziś szarlotka.
Słuchając tego zastanawiałam się, co powiedziałaby, gdyby dowiedziała się, że ja w niedzielę jem makaron z sosem, a jak nie mam ochoty na gotowanie, to nawet mrożoną pizzę.
Teściowa jednak niczym perfekcyjna pani domu zrobiła wszystko idealnie, a potem jeszcze złożyła pieczołowitą krytykę samej siebie, żeby nikt nie pomyślał, że dumna jest z obiadu, na którego przygotowanie poświęciła parę godzin. A ja znowu czuję się jak nieudacznik. W końcu wszystkie kobiety to robią i jeszcze przepraszają gości za swoje błędy!
Ja ładna? No co ty!
Ostatnią sytuacją, która zupełnie mnie dobiła, było spotkanie z moją przyjaciółką. Miałyśmy je odwołać, bo obie byłyśmy zmęczone po pracy. Ale decyzja zapadła – robimy luźne spotkanko. Nie szykujemy się, nie ogarniamy, pijemy winko na kanapie.
Czekam na nią w dresie i wygodnym kucyku, a ona wchodzi. Wypachniona, w lekkim makijażu, ułożonych włosach i gustownym sweterku. I zgadnijcie, co zaczyna robić.
Przeprasza mnie za to, jak wygląda – taka nieschludna!
Otaczają mnie kobiety-roboty czy fałszywe skromnisie, a może wszyscy robią sobie ze mnie żarty? Jutro moja szefowa przyjdzie do pracy w sukni balowej i przeprosi za mało formalny strój?
Jednak po czasie zrozumiałam, że skromność nie jest fałszywa, a moja teściowa wcale nie planuje skompromitowania mnie w oczach reszty rodziny. Jako kobiety bierzemy na siebie za dużo – w starszym pokoleniu to niedzielny obiad, w młodszym to perfekcyjny wygląd. A może to nawet nieważne?
Przestańmy być idealnymi paniami domu
Zawsze znajdziemy kategorię, w której jako kobiety musimy się wykazać. Ale nie wypada nam przecież być zbyt z siebie dumnymi. . Zostałyśmy wychowane na grzeczne dziewczynki, które się nie przechwalają i nie szczycą. Ewentualnie poświęcają, więc nic, co robią, nie jest zbyt ważne, bo nie będą wypominać tego bliskim.
Zamiast powiedzieć więc "cieszę się, że wam smakuje, bo faktycznie się napracowałam", powiemy "to nic takiego i tak mi nie wyszło". Zamiast przyznać gościom, że na ich przyjście tak się postarałyśmy, udajemy, że na co dzień mieszkamy na wystawie Ikei.
A gdy ktoś chwali nasz wygląd, zaczynamy na niego narzekać, bo przecież my nie zasługujemy na komplementy. To próżne i egoistyczne, wszystko, co robimy, to żaden problem.
Dlatego proponuję wam eksperyment. Bądźcie tymi pierwszymi kobietami, które w waszym otoczeniu powiedzą "wyglądam ładnie, bo starałam się przy robieniu makijażu, mam czysty dom, bo spędzam na tym godziny, zamiast siedzieć na Netfliksie – czasem nawet tego żałuję".
Albo: "ugotowałam obiad dla całej rodziny i owszem – oczekuję podziękowań i docenienia". Zobaczcie, ile waszych koleżanek ma już dość kultu perfekcyjnej pani domu.