Wprowadzenie tzw. trzeciego lockdownu było spowodowane coraz większą liczbą przypadków osób zakażonych COVID-19. Według nowych obostrzeń zamknięte zostaną baseny, teatry czy kina. Do nauki zdalnej wrócą także uczniowie klas 1-3. Minister edukacji twierdzi jednak, że szkoły nie przyczyniły się do trzeciej fali pandemii.
– Gdyby dzieci zarażały swoich rodziców, to rodzice byliby w izolacji, a dzieci byłyby w kwarantannie i nie byłoby ich w szkole. Skoro są w szkole, to znaczy, że nie zarażają, bo nie ma izolacji w domu – nie jest stwierdzony koronawirus. Nie są zatem jakimiś wybitnymi transmiterami – mówił podczas obrad.
Poza tym stwierdził, że jego słowa są potwierdzone przez statystyki.
– Dodatkowa statystyka, która pokazuje, że w szkołach jest rzeczywiście bezpiecznie i dyrektorzy szkół, organy prowadzące, nauczyciele stają na wysokości zadania, jest kwestia frekwencji w tych szkołach, które pracują stacjonarnie. Ta frekwencja niezmiennie utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie 85-90 proc. – mówił minister edukacji.
Z jego ust padły także słowa: "Nie jest prawdą, i to chcę jednoznacznie podkreślić (...), że do trzeciej fali pandemii koronawirusa przyczyniły się szkoły".
– Dlatego, że to jest ruch 1,2 mln dzieci wraz z opiekunami i osobami, które obsługują ruch oświatowy. Daje to kilka milionów osób w mobilności każdego dnia. I teraz z uwagi na te wskaźniki zachorowań, (...) wyłączenie na 3 tygodnie ruchu kilku milionów osób jest skuteczną metodą obniżania ilości zachorowań – wyjaśnił Czarnek.
Jednak specjaliści podkreślają, że liczba dzieci zakażonych COVID-19 wciąż rośnie. Poza tym pojawił się nieznany brytyjski szczep koronawirusa, o którym niewiele wiadomo.
– Już wkrótce za 80 proc. zakażeń koronawirusem w Polsce będzie odpowiadał brytyjski szczep. Dziś to 60 proc. zakażeń, a tych w kolejnych dniach będzie przybywać. Co więcej, wśród zakażonych jest coraz więcej dzieci. Obecnie w szpitalach przebywa ich ok. 400 – mówił podczas konferencji Wojciech Andrusiewicz.