Druga fala pandemii wymusiła na wielu z nas ponowny lockdown. Wszyscy zmagamy się z niedogodnościami zamknięcia w czterech ścianach, ale dla niektórych jest to coś więcej niż zmęczenie innym trybem życia. Coraz więcej kobiet i dzieci przeżywa piekło przemocy domowej, która w czasie lockdownu znacząco wzrosła. Przypomina o tym przyprawiający o ciarki spot Centrum Praw Kobiet.
Telefon zaufania dla Dzieci i Młodzieży rozdzwonił się już w marcu, gdy po raz pierwszy zostaliśmy zamknięci w domach. W tamtym miesiącu telefon zaufania przeprowadził 5239 rozmów, otrzymał 1145 wiadomości i zainicjował 76 interwencji ratujących życie.
Dominika Doleszczak psycholożka z Fundacji "Dajemy Dzieciom Siłę" podkreślała wtedy, że dane dotyczące przemocy domowej są znacznie wyższe niż w poprzednich miesiącach.
— Większość rozmów dotyczy relacji rodzinnych, przemocy, zdrowia psychicznego, myśli samobójczych czy samookaleczeń. W marcu odnotowaliśmy dwukrotny wzrost liczby wiadomości i mimo że kwiecień dopiero się zaczął, możemy powiedzieć, że w tym miesiącu będzie podobnie — wyjaśniała wówczas w rozmowie z Mamadu.
Dla wielu ofiar przemocy domowej czas, w którym oprawca był w pracy czy poza domem, był jedynym bezpiecznym momentem w ciągu dnia. Godziny do jego powrotu były odliczane z rosnącą paniką.
Teraz wiele ofiar spędza z oprawcami 24 godziny na dobę, eskalacja przemocy rośnie, a kobiety — bo to jednak głównie one są ofiarami — nie wiedzą jak i gdzie szukać pomocy.
Centrum Praw Kobiet wypuściło właśnie spot, w którym pokazuje nie tylko, gdzie ofiary mogą znaleźć pomoc. Przedstawia także drogę, a właściwie labirynt, które wiele kobiet musi przejść, by uciec od oprawcy. Gorzko i dosadnie odpowiada na pytanie "czemu ofiara nie zgłosiła tego na policję?".
Policjanci, którzy zniechęcają do zgłaszania spraw i zakładania akt, urzędnicy państwowi, którzy nie potrafią zaproponować realnej pomocy, rodzina, która naciska, by kobieta nie szła na policję, bo "zrobi kryminalistę z ojca dzieci".
Ofierze doradzają nawet ksiądz, według którego "każdy musi nieść swój krzyż", i politycy chcący wypowiedzieć konwencję stambulską, zasłaniający się bronieniem polskich wartości. Kadry wyglądają jak scena z horroru, z którego po prostu nie ma wyjścia.
Horror ma jednak mnóstwo wspólnego z polską rzeczywistością — niewydolnością systemu i stosunkiem społeczeństwa, które szuka winy w ofierze, zamiast w oprawcy.
Według szacunków Centrum Praw Kobiet rocznie od 400 do 500 kobiet ginie w związku z przemocą domową. Tylko co trzeci przypadek przemocy domowej jest zgłaszany, a 70 proc. spraw umarzanych.
"To kobiety, które są zabijane, bite ze skutkiem śmiertelnym, popełniają samobójstwa. To nie są odosobnione przypadki. Takie zabójstwa często poprzedzone są latami przemocy – poniżania, szantażowania, bicia, gwałtów – ale i obojętności instytucji" — czytamy na Facebooku Centrum Praw Kobiet.
Czas przestać pytać, czemu ofiara nie zgłosiła sprawy — na to odpowiedzią jest film i statystyki pokazujące niewydolność systemu. Zacznijmy pytać, co możemy zrobić, żeby jej pomóc. Nie odwracać wzroku, dzwonić na policję, przekazać telefon do Centrum Praw Kobiet, podpisać petycję stop kobietobójstwu.