Każdy jej dzień wygląda tak samo. Wstaje o świcie, kiedy on jest jeszcze w głębokim śnie. Sprząta porozrzucane wczoraj przez dziecko zabawki, przygotowuje śniadanie dla całej rodziny, pilnuje, by synek wziął do przedszkola wszystko, czego potrzebuje. On wstaje 15 minut przed wyjściem, zabiera swój posiłek i wychodzi. Ona, w drodze do pracy, bo wcześniej nie znalazła na to czasu, płacze z bezsilności.
To dopiero początek dnia osoby, której przyszło żyć mężczyzną, który jest wiecznym dzieckiem. Jak jest później? Opowiedziały nam o tym 34-letnia Marlena, która jest wychowawczynią dzieci w przedszkolu i 37-letnia Anna, zajmująca się osobami z niepełnosprawnością.
– Mój mąż zgadza się ze mną, że obowiązki domowe powinno się dzielić między obojga rodziców. Tak samo, jeżeli chodzi o zajmowanie się dzieckiem. Ale jak przychodzi co do czego, to muszę mu non stop przypominać, żeby pozmywał, odkurzył czy ugotował obiad. Kończy się to tak, że zdenerwowana robię wszystko sama – opowiada Marlena.
Dzisiaj jest już coraz mniej osób, które uważają, że to jedynie kobieta powinna zajmować się domem i dzieckiem. Okazuje się jednak, że wciąż można spotkać ludzi, mających głębokie przeświadczenie, że o te sfery mężczyźni nie powinni się troszczyć, nawet wówczas, kiedy kobieta pracuje zawodowo.
– Przyzwyczaiłam się już do tego, że moja rzeczywistość wygląda właśnie tak: pranie, sprzątanie, uszykowanie córeczki do szkoły i mnóstwo innych obowiązków. Oczywiście wszystko w biegu. O czasie dla siebie mogę pomarzyć – mówi Anna.
Kobiety żalą się, że nie tak wyobrażały sobie życie rodzinne. Mówią, że przed urodzeniem dziecka było znośnie, ale później wszystko nagle spadło na ich barki. Są zmęczone, sfrustrowane i pozbawione energii życiowej.
– Nie mam już siły powtarzać mu kilkanaście razy, żeby zadbał o nasz wspólny dom i nasze wspólne dziecko. Naprawdę wolę zrobić wszystko sama i mieć święty spokój. Kocham męża, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego wciąż ignoruje moje potrzeby. Sama też potrzebuję odpoczynku – żali się Marlena.
Smutna rzeczywistość
Kobiety szukały rozwiązania z tej trudnej sytuacji, ale żadne nie okazywało się skuteczne.
– Bliscy radzą mi, żebym z nim porozmawiała, ale ja wiem, jak to się skończy, bo kiedyś odbywaliśmy takie rozmowy dzień w dzień. On mówi, że będzie się bardziej starał, a później jest tak samo, jak było – mówi Marlena.
Niektóre matki przyznają, że pogodziły się już z takim stanem rzeczy.
– Mój mąż taki już jest, nie mam siły z nim rozmawiać, bo wiem, że to nic nie da. Nawet teraz, w pandemii woli zawieźć córkę do rodziców i pozwolić, by oni się nią zajmowali, niż spędzić z dzieckiem trochę czasu. W zdalnych lekcjach oczywiście pomagam jej ja, on musi odpocząć. Nigdy nie gotuje obiadu, bo jest zmęczony po całym dniu. Ja też jestem, tym bardziej że moja praca jest trudna pod względem fizycznym i psychicznym, ale i tak muszę to robić – mówi Anna.
Dorosłe dziecko
Bohaterki tekstu podkreślają, że wciąż bardzo kochają swoich mężów.
– Mamy bliską relację, nie chcę tego popsuć, ale czasami mam wrażenie, że w domu jest kolejne dziecko, bo przecież muszę ugotować mu obiad, wyprać jego ubrania, poodkurzać itd. On stale powtarza, że to zrobi, ale kończy się tylko na słowach – opowiada Marlena.
Wyznają też, że oprócz tej jednej negatywnej cechy ich mężowie są wspaniałymi ludźmi.
– Kilka osób mówiło mi, że nie tak to powinno wyglądać, ale ja wiem, że mój mąż jest dobrą osobą. Po prostu brakuje mi u niego tej jednej cechy: większego wsparcia w codziennych obowiązkach – tłumaczy Anna.