Ekstrawertycy a lockdown. Grupa, która najtrudniej znosi zamknięcie w dom
Ekstrawertycy a lockdown. Grupa, która najtrudniej znosi zamknięcie w dom Kadr z filmu "Głosy"
Reklama.

Kim jest ekstrawertyk?

Jak najprościej wyjaśnić, kim jest ekstrawertyk? Poza tym, że kojarzy nam się z osobą otwartą, hałaśliwą czy rozmowną, to jest to przede wszystkim ktoś, kto do ładowania baterii potrzebuje innych ludzi.

– Ekstrawertyka poznamy po wielkiej potrzebie przebywania w miejscach, gdzie jest dużo ludzi i dużo się dzieje. Potrzebuje on mocnej stymulacji i zmiany. Dlatego wydaje się, że lockdown dla takich osób jest szczególnie dotkliwym przeżyciem – wyjaśnia psycholożka Katarzyna Kucewicz.
Sytuacja jest trudna dla wszystkich – nawet introwertycy i rasowe jesieniary, którzy uwielbiają spędzać czas pod kocem, z kubkiem ciepłego kakao i ulubioną książką, lubią to, gdy nie są do tego zmuszeni.
Ekstrawertycy jednak duszą się bardziej z każdym dniem zamknięcia. Wiem, co mówię – sama jestem ekstrawertyczką. Zaczynam być zmęczona wyjściami i znajomymi dopiero, gdy nasze małe tripy trwają kilka dni z rzędu.
Po jednym popołudniu z książką znowu jestem głodna spotkań z innymi ludźmi. Ale nie brakuje mi tylko moich znajomych.

Tęsknota za przypadkowym przechodniem

Tęsknię nawet za rzeczami, które w codziennej rutynie irytowały. Za spóźniającym się pociągiem i solidaryzowania się z osobami, które stoją ze mną na peronie. Marzną, zerkają nerwowo na zegarek, dzwonią do szefa i tłumaczą się ze spóźnienia. Tak jak ja.
Za obcymi ludźmi, którym zdarza się zagadywać mnie na ulicy. Wiecie, nie chodzi mi tylko o tych przystojnych obcokrajowców pytających o mój numer, ale o babcie, które w tramwaju opowiadały mi historie swojego życia, pokazując zdjęcia wnuków.
Tak, ekstrawertycy zazwyczaj pakują się w takie historie, jeśli uważacie kogoś za upierdliwego, to zazwyczaj jest osobą, z którą zaprzyjaźniłabym się w 5 minut.
Tęsknię za uśmiechaniem się do obcych ludzi na ulicy, łapaniem kontaktu wzrokowego na kilka sekund, śmianiem się z żartów, które słyszę w kolejce do kasy, a wcale nie są skierowane do mnie.
Brakuje mi podglądania, słuchania, irytowania się na obcych ludzi. Obserwowania ich na przystankach i ławkach, i zastanawiania się: gdzie jadą, kim są, co robią, co myślą, gdy zerkają na mnie. Inspirowania się nimi – szukaniem pięknego szalika, tylko dlatego, że upatrzyłam go sobie u jakiejś dziewczyny na ulicy.
I znalazłam masę osób, dla których lockdown w wielu wymiarach jest najgorszą możliwą karą. I to wcale nie dlatego, że cierpią z powodu choroby.

Ekstrawertyk na home office

– Ten lockdown to jest dla mnie całkowita kara. Ja rozumiem, że jest pandemia, ale z moim charakterem siedzenie w domu to jakaś męka. Wiesz, ja dalej jakbym miał siedemnaście lat – jeśli w piątek wieczorem siedzę w domu, a nie widzę się ze znajomymi, to wydaje mi się, że coś mnie omija i nikt mnie nie lubi. Tak po prostu mam – tłumaczy Paweł, który jak sam mówi, "żyje, gdy coś się dzieje".
O pracy na home office można rozmawiać długo – wiele osób powie, że brak dojazdów (szczególnie w coraz zimniejsze poranki) i oszczędzanie pieniędzy na jedzeniu czy benzynie to naprawdę wielkie plusy.
Patrząc na to logicznie tak, patrząc przez pryzmat temperamentu ekstrawertyka: nic nie zrekompensuje momentu, gdy wchodzisz do biura i widzisz wszystkich znajomych.

– Lockdown nie pomaga mi też w pracy. Ja lubię być w wirze zajęć, w środku takiego służbowego huraganu. Im więcej bodźców naraz, tym lepiej. A tak siedzę w tym domu i wysyłam maile bez końca – tłumaczy.
– Czasem mam wrażenie, że nic z tych mejli w ogóle nie wynika. Ja sobie piszę, a potem albo nie dostaję odpowiedzi, albo nie widzę efektów tego, że coś napisałem — dodaje Paweł.
Podobne zdanie ma Monika, dla której bycie w biurze to 50 procent pracy i 50 procent inwestycji w kontakty towarzyskie.
– Jasne, fajnie jest wstać godzinę później i popracować z łóżka, ale jeszcze lepiej było pić pierwszą kawę z przyjaciółką z pracy. Na lunch wybrać się z kolegą, który ci się podoba, ale nadal widujecie się tylko zawodowo – mówi.
– Z maślanymi oczami poprosić szefa o to, czy możesz wyjść wcześniej. A nie klikać do 17 na kompie i odczytywać maile, które nawet nie kończą się emotikonem, a kropką nienawiści — podsumowuje.

Kamerka "działa" tylko czasem

Zresztą nie jest w swoich odczuciach osamotniona. Zarówno ekstrawertycy, jak i introwertycy przyznają, że na home office zdarza im się pracować więcej niż z biura. Tylko tych pierwszych męczy to zdecydowanie bardziej. Brak widoku znajomej twarzy może po prostu bardzo stresować.
– Normalnie, gdyby szefowa chciała mi coś powiedzieć, po prostu porozmawiałybyśmy kilka minut przy kawie. Teraz jedyne, co dostaję to suchy mail. Rozmowy na kamerkach nie są wcale alternatywą – nie lubię pokazywać się w ten sposób. Mam wrażenie, że wszyscy są skrępowani – wyjaśnia Dominika.
Jakim przekleństwem jest lockdown, wiedzą także osoby randkujące czy te w świeżych związkach, które są nadal spragnione siebie nawzajem.
Ekstrawertycy charakteryzują się także większym temperamentem miłosnym — częściej zdradzają, częściej szukają mocnych doznań także ze swoim partnerem. Karol opowiada mi, jak bardzo stęskniony jest za swoją nową dziewczyną.
— Lockdown tylko mi komplikuje wszystkie sprawy. Nie możemy pójść do kina, nie możemy pójść do restauracji na randkę, a jak zaraz dojdzie do narodowej kwarantanny, o której mówił Morawiecki, to w ogóle zostanie mi siedzieć w domu na dupie i oglądać jej fotki na Instagramie. Zwłaszcza że mieszka pod Warszawą, a ja w Warszawie, więc "złapanie się" nie jest wcale takie oczywiste — wyjaśnia swoje miłosne perypetie.

Znajomi zza ekranu

Co jednak w przypadku spotkań ze znajomymi? Rozmowa z najbliższymi przyjaciółkami na kamerce nie powinna być tak niekomfortowa, jak spotkanie online z całym zespołem z pracy. Nawet ekstrawertycy nie chcą w domowym zaciszu oglądać każdego znajomego z biura.
— Ja się szybko tym nudzę, to nie jest alternatywa dla spotkania w kawiarni, podczas którego słyszę gwar rozmów innych ludzi, zapach kawy, jedzenia. Właśnie samo jedzenie było atrakcją, gdy brało się tam znajomych. Na kamerce zaraz komuś coś przerywa, ktoś czyta powiadomienia z pracy. To nie to samo, co picie wina na kanapie u przyjaciółki — wyjaśnia Monika.
I na pewno nie to samo, co wyjście do restauracji z prawdziwego zdarzenia. Narzekać można jednak w nieskończoność. Jak na typową ekstrawertyczkę przystało, potrzebuję jasnej i szybkiej odpowiedzi: co zrobić, żeby poczuć się lepiej – teraz, zaraz?

Codzienne rytuały to ratunek

Katarzyna Kucewicz podkreśla, że by nie zwariować, powinniśmy pamiętać o dwóch zasadach. Po pierwsze: kontakt z ludźmi. Po drugie: zorganizowanie dnia i znalezienie sobie konkretnego zajęcia.
— Powinniśmy rozplanować sobie nowe codzienne rytuały. To mit, że w domu nie możemy się rozwijać. Warto wymyślić sobie nawet takie nowe zajęcia, które będą nam sprawiały radość – wyjaśnia.
— To może być nawet głośniejsze słuchanie muzyki niż dotychczas, znalezienie nowej pasji. Nowe ciekawe aktywności, które możemy realizować w domu, są w czasie Internetu w zasięgu ręki i naprawdę mogą nam pomóc — dodaje.
I tak właśnie radzi sobie większość z nas. Nie trzeba rozpoczynać nauki chińskiego, by być produktywnym i zaangażować swoje ekstrawertyczne pokłady energii w coś, co da nam satysfakcję.
Podobną taktykę przyjął Paweł. — Staram się ciągle się czymś zajmować. Na pierwszym lockdownie zacząłem nawet puzzle układać i to takie po tysiąc kawałków, ale ten etap życia mam już chyba za sobą — wyjaśnia.
— Ale próbuję. Zamknęli mi siłownie, więc zacząłem znowu biegać. Nie mogę chodzić do knajp, więc zacząłem znowu więcej gotować. Grunt to mieć zajęcie — mówi.
Warto pamiętać, że wszyscy jesteśmy w takiej samej sytuacji. Wszyscy za sobą tęsknimy – czy jako znajomi, rodzina czy jako obcy sobie przechodnie na ulicy.
Lockdown wreszcie się skończy i ekstrawertycy spotkają się z introwertykami. Kto wie, może zamiana miejsc sprawi, że wreszcie nauczymy się słuchać introwertycznych znajomych?