Mój mąż chce, bym w domu wyglądała jak odpicowana lala. Mam tego dość, choć serce pęka...
List do redakcji
20 października 2020, 16:31·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 20 października 2020, 16:31
Robić makijaż czy nie? Chodzić co dwa tygodnie na długie godziny do fryzjera czy dumnie nosić siwe włosy? Pielęgnacja powinna być naszym świadomym wyborem, a nie przymusem. Czy mężczyźni zawsze to rozumieją? Przeczytajcie anonimowy list naszej czytelniczki.
Reklama.
Makijaż w domu? Nie widzę sensu
Od jakiegoś czasu borykam się z trudnym dla mnie problemem. Mam 27 lat i dwuletnie dziecko. Nigdy jakoś przesadnie się nie malowałam. Kiedy jestem w domu, całkowicie rezygnuję z makijażu. Maluję się jedynie wówczas, kiedy wychodzę, np. na spotkanie z przyjaciółki czy do kina.
A w domu? Nie widzę sensu. Komfortowo czuję się w dresach, z włosami związanymi w kitkę i oczywiście bez makijażu, którego nie lubię mieć zbyt długo na twarzy.
Niestety partner ma za nic mój komfort i wygodę. Czasami wydaje mi się, że chciałby, bym po domu biegała w szpilkach i sukience. Nie czuję się dobrze w takich ubraniach. Podobam się sobie nawet w dresach i większej koszulce. Uważam, że nie definiuje nas to, ile nałożymy na siebie fluidu, czy, jak bardzo czerwone będą nasze usta.
Czy ja naprawdę przesadzam?
Partner otwarcie zwraca uwagę, że znów wrócił do domu, a ja nie jestem umalowana i wystrojona. Z jednej strony mnie to wkurza, a z drugiej jest mi przykro. Czy naprawdę wyznacznikiem mojej atrakcyjności jest to, że mam zrobione paznokcie albo założone szpilki? Przecież nie będę paradowała po domu z dzieckiem na rękach w wysokich butach!
Ale sama zaczynam mieć wątpliwości. Może powinnam zrobić coś, co by sprawiło, że bardziej bym mu się spodobała? Jestem rozbita, ponieważ z jednej strony chciałabym czuć się dobrze i wygodnie, a z drugiej strony mam dość komentarzy w stylu: "A może byś się pomalowała" albo "Szkoda, że nie założyłaś tamtej sukienki".
Czy ja naprawdę przesadzam? Jest mi przykro, bo nie czuję się dla niego atrakcyjna, a bardzo bym chciała, żeby doceniał moją urodę. Chciałabym usłyszeć: "jesteś piękna", gdy jestem sobą.
Nie chcę z siebie rezygnować, zmieniać się dla niego, jednak zaczynam się uginać... Do łóżka też zawsze idziemy, gdy jestem "odstawiona". Póki nie mieliśmy dzieci, nie raziło mnie to tak jak teraz.
Miotam się między jego wymaganiami a własnymi potrzebami. Efektem jest to, że się chowam. Unikam kontaktu, czasem wymawiam się złym samopoczuciem. Zaczynam się o nas martwić...