Znacie to uczucie, kiedy wszyscy wokół wyglądają dobrze, a wy czujecie się zwyczajnie brzydkie? Kobiety, które mijacie na ulicy, mają idealnie zrobione kreski, równiutko pomalowane usta, podkreślone kości policzkowe. Są po prostu kobiece. A wy? Wstałyście piętnaście minut przed wyjściem, ledwo zdążyłyście związać włosy i wyszłyście z domu. A później cały dzień myślicie tylko o tym, że każdy patrzy na waszą przebarwioną skórę i podkrążone oczy.
Też tak kiedyś miałam. Nie potrafiłam spotkać się ze znajomymi, nie robiąc sobie wcześniej makijażu. Kiedy zdarzyło się, że musiałam wyjść na uczelnię niepomalowana, cały czas towarzyszyło mi przeczucie, że każdy wygląda dobrze, tylko nie ja.
Niepomalowana, czyli brzydka?
Widziałam na sobie wzrok innych ludzi i myślałam, że oni też to widzą. Postrzegałam wtedy siebie jako osobę niechlujną, bo przecież dorosła kobieta powinna mieć makijaż, chociażby lekki.
Zaczęłam się malować w gimnazjum, kiedy zauważyłam, że moje koleżanki to robią. Kupowałam sobie różne specyfiki, które zakrywały moje niedoskonałości. Starałam się wstawać wcześniej przed szkołą, żeby wyjść już gotowa, w pełnym makijażu.
Nigdy nie przesadzałam z różem czy bronzerem, zawsze malowałam się lekko. Ale nie potrafiłam pokazać się większemu gronu bez podkładu czy tuszu na rzęsach. Towarzyszyło mi przekonanie, że wszyscy to zauważą.
A przede wszystkim, że jestem bez makijażu po prostu brzydka.
– Mogę odwiedzić mojego siostrzeńca, kiedy nie jestem pomalowana albo iść do sklepu – tłumaczyłam któregoś dnia mojej koleżance – ale nie byłabym w stanie umówić się na spotkanie ze znajomymi, mając świadomość, że inni wyglądają ładnie, a ja nie…
Jeśli rano, przed wyjściem do pracy czy na uczelnię się nie pomaluję, czuję się zwyczajnie nieprzygotowana do życia.
Kiedy wypowiedziałam to na głos, zrozumiałam. Jeśli czuję się nieprzygotowana do życia i brzydka, gdy nie mam zrobionego standardowego makijażu, coś musi być nie tak. No bo czuję się nieprzygotowana ze swoją własną twarzą?
Przecież mężczyźni chodzą tak na co dzień. A ja? Wiecznie muszę narzucać na siebie presję wyglądania dobrze? Muszę wstawać wcześniej, żeby wyglądać "normalnie"?
Jeszcze jednym bodźcem, który zmusił mnie do refleksji była uwaga mojego kolegi, który zapytał mnie: "A ty dzisiaj jesteś pomalowana?"
Po tych słowach zrozumiałam, że w rzeczywistości ludzie nie zwracają tak bardzo uwagi na makijaż. Wszystko siedziało w mojej głowie.
Makijażowy detoks
Właśnie wtedy postanowiłam sobie, że podejmę wyzwanie. Nie będę malowała twarzy przez miesiąc. Nie było łatwo. Na początku ciągle towarzyszyło mi przekonanie, że coś jest nie tak.
A przecież nierobienie makijażu nie jest niedbaniem o siebie. Uporczywie myślałam o swojej naczynkowej cerze. Miałam wrażenie, że wszyscy wyglądają jakoś. Denerwowały mnie moje niepodkreślone brwi i rzęsy.
Na początku nawet trudniej było mi się zabrać do załatwiania codziennych spraw, bo nierobienie makijażu kojarzyło mi się z pozostawaniem w domu.
Ale walczyłam ze sobą i było warto. Teraz już nie muszę narzucać sobie jakichś wyzwań. Wreszcie zrozumiałam, że bez makijażu wcale nie jestem mniej kobieca.
Zauważyłam też, że moja skóra jest w dużo lepszej kondycji, kiedy nie nakładam na nią podkładu i pudru. Czuję, że ona wreszcie zaczęła swobodnie oddychać.
Ten czas makijażowego detoksu dał mi poczucie, że mogę na co dzień wyglądać, tak jak chcę, a nie tak jak wyglądają wszyscy wokoło.
Wreszcie czuję się zwyczajna. Nie mam w sobie wewnętrznej presji, że wyglądam źle czy gorzej niż inne – pomalowane – kobiety. I to jest bardzo uwalniające.