"Czuję się jak pół-matka. Wciąż jestem w żałobie". Takich kobiet jak Natalia są miliony
Redakcja MamaDu
15 października 2021, 08:30·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 października 2021, 08:30
Te kobiety to prawdziwe wojowniczki. Po wielkiej radości spadło na nie jeszcze większe cierpienie, ale one się nie poddały. 15 października obchodzimy Dzień Dziecka Utraconego – to święto wszystkich mam, które w swoim życiu musiały zmierzyć się z tak bolesną stratą.
Reklama.
Wstyd, żal, poczucie samotności i obwinianie się – te uczucia towarzyszą chyba każdej matce, która straciła dziecko. I choć historii dzielnych kobiet, które poradziły sobie z poronieniem, jest wiele, ja chciałabym opowiedzieć wam jedną z nich. Poznajcie Natalię.
Jeszcze dziś, opowiadając mi o swoich przeżyciach, jej głos drży, ale słowa świadczą o tym, że jest pełna nadziei. Mówi, że chce opowiedzieć swoją historię, by inne mamy, które także przedwcześnie musiały rozstać się ze swoimi dziećmi, poczuły w sobie odwagę i uwierzyły, że to nie ich wina i nie ich wstyd.
Wielka radość...
– Nie będę kłamać, że na początku było bajkowo, a my czekaliśmy jedynie na to, aż w naszym życiu pojawi się dzidziuś. Byliśmy z Łukaszem już kilka miesięcy po ślubie i stwierdziliśmy, że skoro sytuacja finansowa nam na to pozwala, zdecydujemy się na dziecko – Natalia zaczyna swoją opowieść.
Co chwilę słyszę, jak głośno przełyka ślinę. Wiem, że jej myśli wybiegają już dużo naprzód i trudno jest kontynuować opowieść. W razie czego zapewniam ją, że nie musi mówić, jeśli nie ma na to ochoty. Ona jednak zaprzecza.
– Bardzo się ucieszyłam, gdy okazało się, że jestem w ciąży. Zaczęliśmy wszystko planować. Tą nowiną podzieliłam się niemalże z każdym. Tyle razy widziałam, jak moje przyjaciółki czy kuzynki ogłaszały, że są w ciąży. Widziałam tę radość na ich twarzach, ale doświadczyć tego samemu, to coś zupełnie innego. Obok mojego ślubu to była najpiękniejsza chwila w moim życiu – mówi.
... i wielki smutek
Niestety po pięknych momentach przyszły trudniejsze. Dla Natalii wszystko to, co usłyszała u lekarza, było jak cios.
– W 6 tygodniu ciąży udałam się do lekarza. Choć niektórzy mówili mi, że to zbyt wcześnie, podświadomie bałam się o zdrowie dziecka i postanowiłam zrobić tak, jak uważam. Zobaczyłam wówczas zagnieżdżony zarodek, Pan Doktor powiedział, że wszystko jest w porządku. Prawdziwa tragedia zaczęła się, kiedy poszłam na wizytę w 8 tygodniu ciąży. To właśnie wtedy usłyszałam te słowa. Spadły na mnie jak wyrok – mówi Natalia.
Opowiada, że wówczas cały szpital stał się dla niej wrogim miejscem. Była po prostu zła. Na siebie. Na lekarzy. Na inne matki, no bo przecież ona – jak sama o sobie mówi – była "niedoszłą matką", "matką nie w pełni".
– Najgorszy był ten lekarz, który podszedł do tego z takim spokojem. Powiedział, że "tak to już jest" i, że "się zdarza". Nie mogłam znieść jego słów i tego zwyczajnego wyrazu twarzy. Jak w taki sposób mógł mówić o moim dziecku? Wyjaśnił, że nie słychać bijącego serca. Chwilę później zostałam sama w tej nieprzyjemnej sali. A może był tam jeszcze ktoś, ale niewiele z tego czasu pamiętam. W głowie miałam tylko jedną myśl: muszę iść do innego lekarza, do takiego, który powie mi, że moje dziecko żyje – wyznaje Natalia.
Z wyraźnym bólem, urywanymi zdaniami mówi o tym, co działo się później. Wizyta u innego lekarza, potwierdzenie okrutnego wyroku, tabletki, łyżeczkowanie i długie noce, podczas których nie mogła spać, a jedynie płakała w poduszkę. Przyznaje, że jeszcze nie ma siły mówić o tym, co dokładnie działo się w szpitalu. Wolałaby na razie do tego nie wracać.
Jak poradzić sobie ze stratą?
– Od mojej utraty dziecka minęły trzy miesiące. Wciąż jestem w żałobie. To było moje pierwsze wyczekiwane i upragnione dziecko. Szczerzę przyznaję, że wciąż sobie z tym nie radzę i daję sobie do tego prawo. Całe szczęście mam bardzo wspierającą rodzinę. Na razie nie myślę o kolejnym dziecku. Nie potrafię – mówi moja rozmówczyni.
Samo doświadczenie utraty dziecka było dla Natalii bardzo trudnym przeżyciem, okoliczności zewnętrzne wcale nie pomagały.
– Nie mogłam patrzeć na matki z dziećmi. Czułam się taką "pół matką" i cały czas miałam do samej siebie pretensje, o to, co się stało. Non stop wspominałam tego lekarza, który z taką wielką nonszalancją poinformował o śmierci mojego dzidziusia. W internecie wcale nie było lepiej. Trafiłam na dyskusję mam, które poroniły. Wśród nich znalazła się jedna osoba, która uważała, że my, kobiety, które straciły dzieci w pierwszych miesiącach ciąży, nie mamy prawa do smutku i płaczu – wyznaje Natalia.
Dziś – trzy miesiące po tej wielkiej stracie, zaczyna powoli układać sobie rzeczywistość na nowo.
– Są takie momenty, że to wszystko mi się przypomina – mówi. – Ale wiem, że z czasem będzie lepiej. Czasami jeszcze płaczę w poduszkę. Wiem, że nadejdą lepsze dni, muszą nadejść. Mój mąż też bardzo to przeżył, ale jest dla mnie wielkim wsparciem. W pierwszych dniach po poronieniu starał się być przy mnie, kiedy tylko mógł. Dbał o mnie, zapewniał rozrywkę. On także był bardzo dzielny.
Takich kobiet jak Natalia są na świecie tysiące. Jedne straciły dziecko w pierwszych miesiącach, inne w ostatnich. Jedne z powodu niebijącego serca, inne z powodu niezagnieżdżenia się zarodka. Każda z nich zasługuje na to, by mówić o niej "matka".
Nikt tak dobrze, jak one nie wie, czym jest strata i ból. Pamiętajmy – bliscy, lekarze, pielęgniarki, by być czułym, uważnym i troskliwym dla nich. Tylko tyle i aż tyle możemy zrobić.
– Wszystkim kobietom, które mają to doświadczenie za sobą, chciałabym powiedzieć, że wkrótce będzie lepiej. Wciąż pamiętam o moim najukochańszym dziecku, zawsze będzie w moim sercu, ale widzę światełko w tunelu. Będzie lepiej, zobaczycie – przekonuje Natalia.