Na swoim Instagramie pokazuje bez zniekształceń, jak wygląda rzeczywistość kobiety i matki. Jest szczera, autentyczna, naturalna, potrafi słuchać siebie, a rozmawiając z nią, odnosi się wrażenie, że bardzo dobrze czuje się w swoim życiu. O emocjonalnej odpowiedzialności za dziecko i budowaniu relacji z najmłodszymi porozmawiałam z Anastazją Bernad.
Bo za każdym razem, kiedy ją ogląda, ma ochotę znów być w ciąży.
śmiech
Oglądając tę reklamę, zastanawiałam się, czy Pani macierzyństwo wciąż wygląda tak, jak było tam przedstawiane...
Macierzyństwo nigdy nie wygląda jak w reklamie! Ono nawet w czasie rzeczywistym nie wyglądało tak samo, bo w reklamie są pokazywane raczej przyjemne rzeczy, w innym wypadku trudno, by się ją oglądało.
Moje macierzyństwo ma wiele różnych aspektów. Od tamtego czasu sporo się zmieniło, ale też wiele rzeczy pozostało takich samych.
Czyli wciąż jest Pani naturalna i wolna, tańczy Pani na środku pokoju w różowych majtkach?
No jasne. Wciąż tańczę i lubię się wygłupiać. Zarówno z moim partnerem, jak i z dziećmi. Po prostu przyszły nowe wyzwania, z którymi trzeba się mierzyć. Z upływem czasu one się zmieniają. Czasami da się je zrealizować na wesoło, tak jak w reklamie, a czasami jest trudno i ma się wrażenie, że nie daje się rady.
Właśnie o to niedawanie rady chciałabym po części zapytać. Przeczytałam Pani post na Instagramie, który dużo dał mi do myślenia. Pisze Pani: "Zanim pomyślisz o jakiejś matce, że jest naburmuszona, ociężała, nie ma poczucia humoru, zanim porównasz ją z tryskającym dowcipem partnerem, to sprawdźcie, ile obydwoje spędzają czasu z dziećmi. Jak rozkłada się na nich emocjonalna odpowiedzialność za dziecko?". Jak Pani rozumie emocjonalną odpowiedzialność za dziecko, która jest tutaj wspomniana?
Dziecko ma różne emocje. Niektóre z nich chcemy u nich widzieć, a więc: radość, śmiech. Wszyscy przecież "kochają śmiech dziecka, który wypełnia cztery kąty". Natomiast pojawiają się także trudne emocje: frustracja, złość.
[/embed]Osoba, która zostaje w domu, a jest to zazwyczaj mama, dźwiga ciężar tych różnych sytuacji. Taka osoba musi zmierzyć się z nimi. Konfrontowanie się z trudnymi emocjami jest bardzo wymagające. Złość, frustracja czy inne silne emocje są bardzo zaraźliwe.
Uzupełnione zasoby dają nam możliwość towarzyszenia dziecku w trudnych emocjach, bycie oparciem. Niedobory w zasobach to ryzyko walki, żeby w te emocje nie wejść, a jak wiadomo walka to czasem wygrana, ale też często przegrana.
Poza tym, jeżeli ktoś podejmuje decyzję, że chce wziąć odpowiedzialność i pomóc dziecku przejść przez te trudne emocje, a nie tylko je stłumić, to musi nauczyć się z nimi pracować – to jest też intelektualna praca, która zużywa mnóstwo naszej energii.
Praca z dzieckiem i jego emocjami wymaga mobilizacji wielu aspektów. Tak jak mówiłam: energii, intelektu, własnej, emocjonalnej samoregulacji. Właśnie dlatego to jest takie trudne.
A jak Pani radzi sobie z emocjonalną odpowiedzialnością za dziecko? Co Pani robi w sytuacji, kiedy wszystkiego jest za dużo?
Czasami sięgam po telefon i szukam wsparcia w bliskich. Bardzo sobie cenię to, że mam taką możliwość. W ostateczności czasami jednak jedyną dla mnie dostępną strategią jest puszczenie jakiegoś filmu.
Mimo że nie jestem fanką tej formy spędzania czasu przez dzieci, to uważam, że jest to jakaś strategia, żeby się nie pozabijać. Wybieram wtedy filmy o treści, które raczej wyciszą sytuację, niż ją nakręcą. Staram się jednak tak gospodarować sobą, swoją energią, być świadomą tego, kiedy mam mało paliwa. Komunikuję to bliskim mi osobom, szczególnie partnerowi.
Mówię, jak jest i czego potrzebuję, a następnie ustalamy, co możemy z tym zrobić.
To się wiąże też z daniem sobie prawa do odpoczynku. Mnie wspiera mocno to, że nie funkcjonuje jedynie w roli mamy. Przypominam sobie, że mogę działać też na innych polach.
Chodzi o to, by poznać siebie, własne potrzeby i znaleźć sposoby na zaspokajanie tych potrzeb, a sposób jest naprawdę mnóstwo, od jogi po melanż.
Mam wrażenie, że wciąż jeszcze pokazuje się macierzyństwo jako okres pełen jedynie pięknych chwil. Oczywiście ten obraz jest coraz bardziej przełamywany, ale zastanawiam się, czy przez nagromadzenie obowiązków albo wspomnianą już wcześniej emocjonalną odpowiedzialność, ma Pani dość swoich dzieci? Jeśli tak – to czy otwarcie się Pani do tego przyznaje przed samą sobą?
Do mnie obrazy o idealnym rodzicielstwie nie docierają. Ludzie się na to skarżą, ale mnie to jeszcze nigdy nie dotknęło.
W tym momencie mogę sobie jedynie wyobrażać, co dzieje się po drugiej stronie telefonu. Pani Anastazja zaczyna rozmawiać z córkami o kreacjach, w które się poprzebierały. W jej głosie słychać uważność, podziw i zainteresowanie. Zaczynam myśleć sobie, że ten obrazek mocno kontrastuje z zadanym właśnie przeze mnie pytaniem.
Na czym skończyliśmy?
Pytałam o to, czy czasami ma Pani dość swoich dzieci...
Jasne, że tak, ale to nie jest kwestia dzieci, tylko tego, w jakim stanie i w jakiej kondycji jestem aktualnie. I znów wracamy do tego, że jeśli ma się dobrze odbudowane zasoby własne, to dziecięce trudniejsze okresy nie są aż tak dotkliwe.
Coraz bardziej popularny staje się ten koncept, że matka może nie być idealna i może odpocząć, kiedy ma taką potrzebę.
Ludzie orientują się, że matka to osoba, która ma ograniczone możliwości przerobowe, problem jest taki, że trudno jest czasami te zasoby odbudować, bo wiele propozycji wiąże się z wydatkami, na które nie wszyscy mogą sobie pozwolić. Sęk w tym, żeby szukać takich rozwiązań, które nie zrujnują naszego budżetu.
A czy ma Pani takie sposoby, które Pani stosuje?
Dla mnie niezwykle odbudowujące się spotkania z przyjaciółmi. Czasem u mnie, czasem poza domem, bo niekiedy bardzo wspierająca jest dla mnie zmiana otoczenia. Moim priorytetem jest wybieranie sobie na przyjaciół ludzi, z którymi relacje mnie wspierają, a nie destruują. Przy takich ludziach można odpocząć.
Wspominała Pani, że rodzicom towarzyszą konkretne przekonania, które determinują to, jak się postępuje, także, jeżeli chodzi o wychowanie dzieci. Chciałam się zapytać o Pani przekonania. Co jest dla Pani najważniejsze w budowaniu relacji z dzieckiem?
Myślę sobie o tym, że dziecko jest autonomiczną jednostką, nie jest przedłużeniem mnie i rodzi się z pakietem doświadczeń, potencjału.
Mam takie przekonanie, że dzieci w wielu kwestiach potrafią sobie poradzić same, a ja jestem od tego, żeby je asekurować i łapać w razie czego, z wiekiem tych umiejętności przybywa, więc potrzeba mojej ingerencji stopniowo się zmniejsza.
Metaforycznie chodzi o to, żeby w pewnym momencie pomóc wejść dziecku na drzewo, później dać mu samemu wejść i asekurować, a w pewnym momencie pozwolić, żeby wchodziło samo, a w apteczce mieć zestaw do opatrywania ewentualnych ran.
Kolejne moje przekonanie to, że dziecko ma takie same potrzeby jak dorosły człowiek, skoro zdecydowałam się urodzić dzieci, czyli być z nimi w relacji, to chcę wyjść naprzeciw potrzebom. Wśród tych potrzeb są takie potrzeby jak potrzeba bycia kochaną, widzianą, słyszaną, braną pod uwagę. (Polecam czasem spojrzeć na listę potrzeb według Marshalla Rosenberga).
Ostatnio mamy taki temat z moimi córkami, jakich tekstów innych ludzi one nie lubią, wśród nich znalazł się taki jak: "po co te nerwy?".
Ja również dostaję reakcji alergicznej, jak ktoś mi zadaje to pytanie, kiedy jestem zdenerwowana. W tym momencie czuję, jakby kwestionował moją zasadność do bycia zdenerwowaną. To pytanie nie dotyczy emocji, dlatego że emocje nie są...
W pokoju najprawdopodobniej znów pojawiają się dziewczynki.
Łucja! Przepraszam, muszę zobaczyć kostium. Jestem zachwycona! Jesteś pewna, że będzie Ci ciepło? Jestem pod ogromnym wrażeniem. Zróbcie zdjęcia, dobra?
To nie jest pytanie o emocje. Rozmawiałam z moimi dziewczynami i pytałam ich, czy wolałybyście, żeby ktoś się was zapytał: "Dlaczego jesteście zdenerwowane?" Na co one mówią: "tak!".
Druga rzecz, która je denerwuje, to gdy ktoś mówi: "cicho, cicho". Żaden dorosły nie lubi, jak się go ucisza w taki sposób.
Wydaje mi się, że problem leży też w tym, że nie potrafimy traktować dzieci jako równych sobie partnerów.
Tak, bo to jest wymagające. Po pierwsze, dlatego że tego czasu z dziećmi jest dużo. Pewne rzeczy wskazują na to, że dzieci nie są naszymi partnerami, bo w niektórych kwestiach wymagają obsługi.
Trudno jest traktować po partnersku osobę, za którą jesteśmy odpowiedzialni. Wydaje mi się, że to wymaga dużo refleksji, czujności, uważności.
Pamiętajmy o tym, że jak człowiek jest zmęczony, to nie jest uważny. A bywa tak, że człowiek jest zmęczony przez całe życie.
Czyli znowu wracamy do tego, że trzeba dbać o swoje zasoby, póki jeszcze jest na to czas.
Tak, to dużo ułatwia. Bycie wypoczętym ułatwia myślenie i nieuleganie emocjom. Każdy to wie.