Mam dość zdalnej szkoły! Zamiast pracować i zarabiać, bawię się w nauczycielkę
List do redakcji
30 marca 2020, 13:22·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 marca 2020, 13:22
W dobie epidemii rodzice zostali postawieni przed wyjątkowym zadaniem. Niemal z dnia na dzień ich dzieci rozpoczęły edukację zdalną. Przez pierwsze dwa tygodnie nauka nie była obowiązkowa, jednak od 25 marca nauczyciele wrócili do realizacji podstawy programowej. W tym samym czasie rodzice muszą pracować z domu. Czy to uczciwe? Wymagać przystosowania się do nowych warunków, gdy trzeba zarabiać i trzeba się uczyć?
Reklama.
O nowej roli rodziców napisała do redakcji MamaDu list pani Natalia. Jest jedną z tysięcy rodziców, którzy dziś znajdują się w takiej sytuacji.
"Mamy dwoje dzieci i jeden komputer, a teraz oboje z mężem pracujemy zdalnie. Mamy też telefony – każdy swój – i tablet jeden na całą rodzinę. Czy to mało? Jeszcze 3 tygodnie temu byliśmy w pełni 'cyfrowi'. Mieliśmy więcej niż nasi znajomi. Dziś jesteśmy cyfrowo wykluczeni!
Mąż wziął komputer z pracy, ja niestety nie mogłam, więc zajęłam komputer domowy. Dzieci przez przez pierwsze tygodnie szkoły zdalnej, kiedy jeszcze nie było obowiązku realizacji programowej, dostawały zadania od nauczycieli na maila. Kupiliśmy drukarkę, by mogły być w miarę na bieżąco. Teraz to nie wystarcza.
Oboje mają e-lekcje, szkoła stara się odtwarzać plan lekcji, który obowiązywał wcześniej!!! Jedno zajmuje tablet, drugie mój komputer, a ja zamiast pracować i zarabiać, bawię się w nauczycielkę!
To, co mogę zrobić do pracy, robię w nocy, kiedy mam dostęp do laptopa i internetu. Siedzę wtedy z mężem, bo on też nie może pracować za dnia. Mamy za słaby internet, by jednocześnie trzy osoby z niego korzystały...
Jesteśmy wykończeni, niewyspani i żadne z nas nie wywiązuje się ze swoich obowiązków należycie. Ja pracuję na zlecenie i przez o wszystko robię połowę mniej! Nie wiem, jak finansowo poradzimy sobie w kolejnych miesiącach...
Dzieci się właściwie nie uczą, tylko ogarniają kolejne aplikacje i zadania. Nauczyciele też, więc tłumaczenia konkretnych zagadnień z różnych przedmiotów prawie w ogóle nie ma. Ja muszę to robić, przerabiając z dziećmi kolejne strony podręczników!
E-lekcje to jedno wielkie wydurnianie się przed monitorem i strata czasu. Nauczyciel coś mówi, a dzieci gadają na czacie, albo dla zabawy wyłączają mu mikrofon. Może jeszcze mam ich pilnować? By się odpowiednio zachowywały 'na lekcji'? Nie dość, że robię z nimi materiał, a sama pracuję po nocach, to może jeszcze mam pełnić rolę żandarma? Mowy nie ma!
Co mam powiedzieć dzieciom? Żeby to uszanowały? Żeby się dostosowały do chorych warunków jakie zgotował nam rząd? Nie, nie jestem hipokrytką.
A co mają powiedzieć inni? Rodziny, których nie stać na komputer, albo na tablet? Albo rodzice, którzy stracili pracę i w ogóle nie mogą zarabiać? Zdalna szkoła w Polsce to chory żart. To skrajna nieuczciwość i nie zamierzam w to brnąć.
Jeśli politycy nie mogą anulować tego semestru czy roku szkolnego, to ja mogę to zrobić jako rodzic. Moim dzieciom raczej nie grozi brak promocji do następnej klasy, jeśli teraz będą robić połowę, albo mniej. Martwię się, że się mylę, ale obawiam się, że aby utrzymać pracę i nie zwariować, musimy zaryzykować".