Trwa walka o porody rodzinne w dobie koronawirusa. "To niedopuszczalne, wręcz nieetyczne"
Iza Orlicz
22 lipca 2020, 11:01·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 22 lipca 2020, 11:01
Trwa spór o porody rodzinne. Prezes NFZ wyraził zgodę na ich wznowienie. Stanowczo nie zgadza się z tym prof. Mariusz Zimmer, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. "Narodowy Fundusz Zdrowia jako płatnik świadczeń zdrowotnych nie jest uprawniony i nie ma kompetencji, by ingerować w postępowanie medyczne. (…) Interpretacja wydanego Zarządzenia Prezesa NFZ jest, w mojej ocenie, niedopuszczalna i wręcz nieetyczna”. Co na to Fundacja Rodzić po Ludzku?
Reklama.
Interpretacja ukazała się na oficjalnej rządowej stronie NFZ. Odnosi się do porodów rodzinnych, jednocześnie nawołując do zgłaszania Rzecznikowi Praw Pacjenta i/lub oddziałom wojewódzkim NFZ przypadków odmowy przez szpitale możliwości porodu rodzinnego.
Trwa stan zagrożenia epidemicznego
Stanowisko w tej sprawie w specjalnym piśmie zajął prof. Zimmer, który wyraził swój sprzeciw.
"Narodowy Fundusz Zdrowia jako płatnik świadczeń zdrowotnych, nie jest uprawniony i nie ma kompetencji, by ingerować w postępowanie medyczne, w tym w sposób prowadzenia porodu, szczególnie w okresie trwającego stanu zagrożenia epidemicznego” – czytamy w oświadczeniu prof. Zimmera.
Jak przypomina, stan zagrożenia epidemicznego na terenie Polski został wprowadzony 12 marca tego roku i w dalszym ciągu nie został odwołany, co równoznaczne jest z dalszą koniecznością prewencji szerzenia zakażeń i ochroną grup pacjentów o zwiększonym ryzyku zachorowalności. Do tej grupy należą między innymi pacjentki w ciążach powikłanych, noworodki urodzone przedwcześnie, noworodki urodzone z wadami.
"Pragnę podkreślić, że my - położnicy i ginekolodzy jesteśmy gorącymi orędownikami szybkiego i sprawnego przywrócenia wszystkich procedur położniczych sprzed okresu epidemii (w tym między innymi porodów rodzinnych, odwiedzin osób bliskich w oddziałach położniczych), ale wówczas, gdy będą one mogły odbywać się w sposób bezpieczny, czyli w momencie wyeliminowania i jednoznacznego stwierdzenia braku zagrożenia epidemią Covid-19" - pisze w dalszej części oświadczenia prof. Zimmer.
Podkreśla przy tym, że powstanie ogniska epidemicznego w szpitalu położniczym, poza poważnymi konsekwencjami zdrowotnymi dla pacjentek i personelu, wiąże się z wyłączeniem funkcjonowania takiego szpitala czy oddziału położniczego z sieci opieki położniczej rejonu.
"Sytuacja taka, przy permanentnym braku miejsc położniczych w polskich szpitalach, może stanowić zagrożenie opieki okołoporodowej na skalę kraju” – dodaje prof. Zimmer.
Stres dla rodzącej
O przywrócenie porodów rodzinnych apelowały same ciężarne (wspierane m.in. przez Fundację Rodzić po Ludzku), dla których rodzenie bez wsparcia bliskiej osoby wiązało się z ogromnym stresem. Badania pokazały, że kobiety w ciąży z powodu Covid-19 i związanych z nim ograniczeń, częściej cierpiały z powodu stanów lękowych i depresyjnych.
Na stanowisko prof. Zimmera zareagowała Fundacja Rodzić po Ludzku. "Sformułowane przez prof. Zimmera żądanie zrewidowania i usunięcia ze strony rządowej Narodowego Funduszu Zdrowia interpretacji Zarządzenia Prezesa NFZ Nr 104/2020/DSOZ odnoszącej się do porodów rodzinnych uważamy za nieetyczne i krótkowzroczne" - czytamy w komentarzu opublikowanym na Facebooku.
Jak twierdzą ekspertki z Fundacji, "prof. Mariusz Zimmer nie bierze pod uwagę, że prawo do obecności osoby bliskiej w porodzie jest jednym z powszechnie przysługujących kobietom praw, które gwarantują ustawa o prawach pacjenta i powołaniu Rzecznika Praw Pacjenta oraz Standard Organizacyjny Opieki Okołoporodowej w Polsce.
Praw powszechnie obowiązujących nie wolno ograniczać w sposób ogólny i arbitralny, a zastosowanie art. 5 ustawy o prawach pacjenta i powołaniu Rzecznika Praw Pacjenta (mówiącego o możliwości ograniczenia praw pacjenta na czas epidemii) powinno być przemyślane i uzasadnione szczególnymi okolicznościami, a nie tylko ogólnym określeniem 'ze względów bezpieczeństwa'".
Swoje stanowisko fundacja argumentuje kilkoma faktami. Pierwszy to badania naukowe, które potwierdzają, że noworodki nie są grupie ryzyka. “Są już dostępne badania, z których wynika, że to nie najmłodsi najbardziej narażeni są na zakażenie, bo noworodki wyposażone są w immunoglobulinę jeszcze z czasu płodowego, która w dużym stopniu zabezpiecza je przed zakażeniem” - czytamy.
Ponadto, fundacja podkreśla, że "personel medyczny wyposażony został w środki ochrony indywidualnej, które skutecznie chronią go przed zakażeniem, a obecność ojca w porodzie może prowadzić do zmniejszenia ryzyka zakażenia personelu medycznego - kiedy wspomaga rodzącą w radzeniu sobie z porodem, ogranicza interakcję personelu z kobietą do niezbędnego minimum".
Z drugiej strony, jak podkreśla prof. Zimmer umożliwienie bezkrytycznego wchodzenia osób potencjalnie zakażonych czy bezobjawowych nosicieli na sale porodowe i do oddziałów położniczych, może doprowadzić do rozwoju nowych ognisk epidemicznych.
"Konsekwencje takiej sytuacji mogłyby mieć katastrofalny wpływ zarówno na zdrowie ciężarnych, rodzących, personelu medycznego jak i na sprawność działania całego systemu opieki okołoporodowej. Jeden poród rodzinny w obecności osoby zakażonej, pomimo stosowania wszystkich środków ochrony osobistej, może doprowadzić do zagrożenia innych rodzących i ich rodzin przebywających w tym czasie na danym oddziale. Jest to początek znanego łańcucha epidemicznego, trudnego do opanowania, któremu zapobieganie jest naszym obowiązkiem" – wyjaśnia prof. Zimmer.
Uważa on, że decyzję o możliwości odbywania porodów rodzinnych powinien podejmować indywidualnie każdy świadczeniodawca (szpital), który najlepiej zna swoje możliwości organizacyjne i możliwości zabezpieczenia epidemicznego.