Dla jednych praca zdalna to marzenie, dla innych – udręka. Ale dla większości jest po prostu wyzwaniem, które może nas doprowadzić do sukcesu albo… zaakceptowania rzeczywistości taką, jaka jest. Praca z domu to sinusoida: kiedy jest już tak źle, że gorzej być nie może, wszystko wraca do normy i znów dajemy radę. Może więc najlepszym sposobem jest akceptacja? Droga do niej jest kręta, dlatego warto być cierpliwym i dać szansę #homeoffice2020.
Na początku zachwycasz się możliwością pracy z domu. Będziesz miała tyle wolnego czasu! Zaoszczędzisz go oczywiście na dojazdach. Zamiast tłuc się autobusem o 7 rano, wstajesz wcześniej, by ćwiczyć z Chodakowską, jednocześnie ucząc się hiszpańskiego. Sama już nie wiesz, co jest bardziej produktywne.
Rozpisujesz ambitny plan i zamierzasz ściśle się go trzymać. Podczas przerwy w pracy zdążysz nawet odkurzyć i powiesić pranie. Dziękujesz koronawirusowi za to, że dał ci taką wspaniałą możliwość samorozwoju!
Wtorek. Małe rozczarowania
Okazuje się, że jednak nie dasz rady jednocześnie pisać ważnego raportu i zmywać naczyń. No, trudno. Nic się nie stało. Wystarczy, że będziesz wstawała wcześniej tak jak ostatnio. Musisz tylko pamiętać o tym, żeby wyjść z łóżka, bo skończy się jak dzisiaj – zaśnięciem z podręcznikiem od hiszpańskiego w ręku.
Technologia też nie dopisała, nie miałaś internetu przez godzinę, więc teraz będziesz musiała "posiedzieć w pracy" trochę dłużej. Ale to nic, dobrze, że chociaż możesz pobyć w domku, mając na sobie ulubione dresy, a w rękach twój ulubiony kubek ze świeżo zaparzoną kawą.
Środa. Wszystko na raz
Zaczyna robić się trochę nerwowo. Zapominasz, że kiedykolwiek jeszcze myślałaś o Chodakowskiej i hiszpańskim. Budzisz się o 8.30, a praca na 9.00. Na szybko bierzesz prysznic, podczas którego przypomina ci się, że rano miałaś wysłać gotowe zestawienie, które robiłaś wczoraj po godzinach, ale zasnęłaś, zanim udało ci się je dokończyć.
Pies domaga się wyjścia, a ty przeklinasz w duchu pracę zdalną. Z mokrymi włosami o 8.47 lecisz wyprowadzić zwierzaka, a o 8.57 siadasz do zaległej pracy.
Czwartek. Wszędzie chaos
Później jest już tylko gorzej. Okazuje się, że pracujesz dziesięć godzin zamiast ośmiu, bo wciąż jest coś do zrobienia. Nie możesz się uwolnić od pracy, bo praca jest ciągle u ciebie. Jej widmo straszy cię, kiedy o drugiej w nocy przychodzi myśl, że jeszcze czegoś nie zrobiłaś.
Rano zanosisz do kuchni dziesięć pustych szklanek po herbacie, żeby tylko było gdzie postawić laptopa. Wieczorem zrzucasz ubrania na TEN fotel, który każdy ma u siebie w domu. Okazuje się, że więcej ubrań znajduje się na nim niż w szafie. W taki oto sposób tworzysz sobie przestrzeń na łóżku, żeby móc się przespać.
Piątek. Obojętność
Wstajesz o 8.59. Jest ci wszystko jedno. Zdążysz chwycić laptopa i siadasz do pracy w piżamowym outficie. Nawet nie siadasz, po prostu się podnosisz. Ale udało się. Kątem oka zauważasz jak, znajomi piszą ci, ile wspaniałych aktywności udało im się zrealizować dzięki przymusowi pozostania w domu.
Gdyby telefon nie był ci potrzebny do pracy, najchętniej wyrzuciłabyś go przez okno, by nie musieć czytać tych wiadomości. Ale z minuty na minutę jest ci coraz bardziej wszystko jedno. Godzisz się na pracę w piżamie i jedzenie w łóżku. Na szczekającego psa i zacinający się internet. Na zdenerwowanych współpracowników i pracę do późna.
Zaczynasz akceptować tę rzeczywistość. Wieczorem "wracasz" wreszcie z pracy do domu, turlając się na drugi kraniec łóżka. Jeszcze zdążysz tylko chwycić do rąk butelkę wina i włączyć serial na Netflixie. W takim stanie kończysz tydzień pracy zdalnej.
W niedzielę znów planujesz zacząć od hiszpańskiego i Chodakowskiej!